Gdyńska flota zatopiona - relacja z meczu Asseco Prokom Gdynia - Żalgiris Kowno

Tak nędznego obrazu mistrza Polski nie oglądaliśmy już od dawien dawna. Bo nie sposób inaczej określić tego, co wyprawia drużyna Asseco Prokomu. Gdynianie wprawdzie ostatnio wymęczyli zwycięstwo w Eurolidze nad podmoskiewskimi Chimkami, ale w konfrontacji z Żalgirisem Kowno nie mieli zbyt wiele atutów, znów przypominali przypadkową zbieraninę. Gdynianie zamiast pójść za ciosem, dostali kolejnego w tym sezonie łupnia. Wicemistrz Litwy wygrał bowiem w Trójmieście 73:60.

- Z racji niedawnego wyjazdu do Belgradu, było to dla nas trudne spotkanie. Ciężko przebiegały nasze przygotowania do tego spotkania. Naszym kolejnym problemem przed meczem była kontuzja Watsona. Na pewno korzystnie na zespół wpłynął krótki lot. Pierwsza połowa była wyrównana, ale w drugiej dzięki dobrej grze w ataku budowaliśmy przewagę. Skutecznie zagraliśmy przeciwko pick and rollom. Dobrze też zbieraliśmy i mieliśmy okazje do kontrataków. Ta wygrana ma dla nas duże znaczenie. Umacnia pozycję i dodaje większej pewności siebie - przyznał po zawodach Aco Petrović.

Choć początek spotkania zwykle nic istotnego nie mówi, to jednak tym razem było inaczej. Podopieczni Tomasa Pacesasa tuż po wyjściu z bloków startowych nie przypominali nawet w najmniejszym calu zespołu. Mistrzowie Polski mieli problem i z rozgrywaniem składnych akcji, i z trafianiem z pozoru łatwych rzutów osobistych. Koszykarze Petrovicia też nie zachwycali, ale przynajmniej trafiali do kosza, a po nieco ponad dwóch minutach wygrywali 5:0. Dopiero po blisko 180 sekundach indolencję strzelecką przełamał Courtney Eldridge, który po raz drugi zagościł w najsilniejszym składzie. To dzięki niemu i trójce Bobby'ego Browna gdynianie wyszli po raz pierwszy w tej konfrontacji na prowadzenie 7:5. Do końca premierowej kwarty trwała zażarta walka, bo ani gospodarzy, ani gości na mocniejszy zryw nie było stać.

Tuż po wznowieniu gry wciąż trwał zażarty bój o każdy punkt. Lepszy okres gry zanotowali gdynianie, którzy po dwóch oczkach JR Giddensa prowadzili 22:21. Radość nie trwała zbyt długo, ekipa z Kowna odpowiedziała solidnym uderzeniem, wszak cztery punkty z rzędu zdobył Mantas Kalnietis, trójkę dołożył Arturas Milaknis i wszystko wywróciło się do góry nogami. W każdym razie teraz w bardziej komfortowej sytuacji znajdowali się goście, choć mieli problemy z utrzymaniem przewagi. A to dlatego, że rozkręcał się środkowy Ratko Varda, który sprawił, że deficyt stopniał do minimalnych rozmiarów. Wicemistrzowie Litwy próbowali jeszcze się zerwać i znów odskoczyć, ale Ronnie Burrell i Giddens trzymali rękę na pulsie, w efekcie po pierwszej połowie nasi zawodnicy przegrywali tylko 33:34.

Wszystkie słabości podopieczni Pacesasa ukazali po powrocie na boisko. Wprawdzie zaczęło się przyzwoicie, bo dwóch osobistych nie zmarnował Eldridge, toteż gdynianie wyszli na prowadzenie, ale potem praktycznie zapadli się pod ziemię. Zamiast zespołowości indywidualizm, zamiast twardej i szczelnej obrony marna imitacja defensywy, do tego brak pomysłu na wyjście z głębokiego kryzysu - tak wyglądał mistrz Polski. Żalgiris wykorzystał moment na zadanie decydującego ciosu, zanotował serię 16:0 i wygraną miał już w kieszeni. Wicemistrzowie Litwy mieli bowiem wysokie prowadzenie, optycznie też prezentowali się lepiej, a do końca spotkania pozostało już tylko 10 minut.

Ostatnia kwarta nie obfitowała już w emocje, wszak karty zostały rozdane. Gdynianie nie specjalnie próbowali walczyć, bo choć kryzys mieli już za sobą, to i tak prezentowali się tylko przeciętnie. Kilkakrotnie udało się zmniejszyć deficyt, ale w tym momencie była to kropla w morzu potrzeb. Żalgiris nie miał już najmniejszych problemów z kontrolowaniem poczynań przeciwnika. Ostatecznie drużyna z Kowna po raz czwarty w Zjednoczonej Lidze VTB dopisała na swoje konto komplet punktów, a Asseco Prokom doznał już trzeciej porażki w piątym meczu tych rozgrywek.

- Nie ma co dłużej rozwodzić się nad tym meczem. Zagraliśmy fatalnie w ataku. Żalgiris wcale nie zagrał jakieś olśniewającej koszykówki. Wyglądaliśmy bardzo źle, fatalnie. Gdybyśmy zagrali na normalnym poziomie to wówczas mogliśmy pokusić się o zwycięstwo. Po takim meczu ręce opadają nie tylko mi, ale i pewnie kibicom. Nasi wysocy zawodnicy po raz kolejny są najlepszymi zawodnikami w drużynie. Nie tak to ma wyglądać - stwierdził Pacesas.

Asseco Prokom Gdynia - Żalgiris Kowno 60:73 (16:18, 17:16, 9:20, 18:19)

Asseco Prokom: Ratko Varda 13, Daniel Ewing 10, JR Giddens 9, Ronnie Burrell 8, Bobby Brown 7, Courtney Eldridge 6, Filip Widenow 5, Adam Hrycaniuk 2, Piotr Szczotka 0, Robert Witka 0, Adam Łapeta 0.

Żalgiris: DeJuan Collins 12, Mantas Kalnietis 12, Paulius Jankunas 10, Martynas Pocius 10, Arturas Milaknis 8, Mirza Begic 7, Tomas Delininkaitis 6, Omar Samhan 6, Dainius Salenga 2, Mindaugas Kuzminskas 0, Tadas Klimavicius 0.

Komentarze (0)