Krzysztof Kaczmarczyk: Mieliście swój cel na ten mecz, czyli odnieść zwycięstwo. Przed meczem powiedział Pan nawet, że nie ma innej opcji, tylko wygrana. Cel został zatem zrealizowany.
Jarosław Krysiewicz: Tak udało się wygrać, ale był to bardzo trudny dla nas mecz. Koehn miała dzisiaj naprawdę swój dzień. My natomiast, jak widać, gramy praktycznie szóstą zawodniczek i na obwodzie nie mamy w zasadzie żadnej rotacji.
To jednak nie przeszkodziło w odniesieniu triumfu. Mądra gra i udany finisz zapewnił wam upragniony triumf.
- Plan jakiś swój mieliśmy i go zrealizowaliśmy. 35 minut graliśmy tak, że na akcjach pick and roll pozwalaliśmy rzucać rywalkom z dystansu. W ostatnich pięciu minutach zaczęliśmy podwajać zawodniczki rzucające i to dało nam zwycięstwo. Nie mogliśmy tak agresywnie grać przez 40 minut, bo byśmy tego po prostu nie ustali. Dlatego ważne było, żeby przez te trzydzieści kilka minut grać w okolicach remisu i zdać decydujący cios w końcówce.
Końcówka była fenomenalna w waszym wykonaniu. Zmiana obrony spowodowała, że seria 16 zdobytych punktów z rzędu rozwiała wszelkie wątpliwości, który zespół będzie mógł cieszyć się z wygranej.
- Tak dokładnie. Zdecydowała o tym zmiana systemu obrony. Podwajaliśmy rzucające, a to zmuszało ekipę z Rybnika do popełniania prostych strat, a wtedy wynik meczu zrobił się dla nas bardzo dobry. Szkoda, bo powinniśmy wykorzystać jeszcze więcej naszych kontr i wynik wyglądałby dla nas jeszcze lepiej. No ale grając szóstką czy siódemką zawodniczek w rotacji ciężko jest grać z taką intensywnością przez cały mecz.
Wskazówki Jarosława Krysiewicza w końcówce meczu dały jego drużynie sukces w Rybniku
Właśnie z rotacją w Tęczy jest bardzo trudno. W zasadzie na rozegraniu została jedynie Mercedes Fox-Griffin. Pod nieobecność Agnieszki Kułagi ma ona na głowie prowadzenie gry zespołu, a kiedy do gry powróci sama Kułaga?
- Trzeba zacząć od tego, że Mercedes to przede wszystkim nie jest jedynka, ale taką rolę musi spełniać teraz pod nieobecność Kułagi. Wcale się z tym jednak dobrze nie czuje, co widać w konstruowaniu akcji. Co do samej Kułagi to myślę, że ona nie wróci jeszcze we wtorek na CCC, ale wydaje się, że za dwa tygodnie na mecz z Odrą Brzeg będzie już gotowa.
W Rybniku występ Fox-Griffin można jednak śmiało zaliczyć do bardzo udanych. A jak w Pana opinii wypadły pozostałe dwie Amerykanki, czyli Shawn Goff oraz Joy Cheek? Ta druga po raz kolejny pokazała swoją olbrzymią wszechstronność i przydatność do zespołu.
- My mamy takich graczy, jakie mamy. Nie stać nas bowiem na takie zawodniczki, które będą zarabiały jakieś tam duże pieniądze. Goff przyszła z ligi szwedzkiej, a wiadomo jaki poziom jest w tej lidze - i na takich graczy nas było stać. Cheek natomiast to gracz, który na pewno na olbrzymi potencjał. To widać przede wszystkim na treningach. Na meczach niestety nie zawsze potrafi to pokazać. Obie pomagają nam jednak solidnie zabezpieczyć walkę na deskach, z czym mieliśmy problemy chociażby w poprzednim sezonie. Dlatego chyba nie można powiedzieć, czy one spełniają pokładane w nich nadzieje czy nie. One są takie, jakie są i my się cieszymy, że są, że chcą dla nas grać i walczą bo to widać. Obie żyją również sprawami drużyny, a to dla mnie bardzo ważne.
Mała rotacja w składzie i ogromne zmęczenie bojem w Rybniku z pewnością będą miały wpływ na wasz kolejny mecz, który rozegracie już we wtorek we własnej hali przeciwko CCC Polkowice. Będzie to zatem mecz, który sobie może lekko odpuścicie czy podejmiecie rękawicę i powalczycie o wygraną?
- Nie, na pewno nie odpuścimy tego meczu i będziemy walczyć. Mało tego, w środę mamy jeszcze mecz Pucharu Polski, także dla nas jest to straszny maraton. CCC, dla mnie osobiście, to aktualnie druga drużyna w Polsce. Zespół został znakomicie skonstruowany przez trenera Koziorowicza i wydaje mi się, że powinien znaleźć się w finale. Nam w meczu z nimi będzie niezmiernie ciężko, zwłaszcza po takim spotkaniu w Rybniku. Fox-Griffin, Mukosiej i Cheek zagrały praktycznie po 40 minut i będzie nam bardzo ciężko się zregenerować na konfrontację z CCC. Będziemy jednak walczyć, bo musimy walczyć. Dla nas takie mecze to doskonała nauka.
Pierwsza runda tegorocznego sezonu dobiega końca. Jest Pan zadowolony z wyników, jakie w tej części sezonu osiągnął zespół Super Pol Tęcza Leszno?
- Jeżeli popatrzymy na nasz skład, to powiedzmy sobie szczerze, że jedno zwycięstwo nam uciekło i mówię tutaj o meczu z INEĄ AZS Poznań. Z tym rywalem nie powinniśmy przegrać u siebie. Z drugiej strony patrząc, w tej drużynie nie mamy czterech graczy pierwszopiątkowych, które w założeniach przedsezonowych miały być kluczowymi zawodniczkami. Tak naprawdę Cheek dojechała do nas bo taka była potrzeba.
Dokładnie. Kontuzje mocno przetrzebiły skład waszego zespołu...
- Nie mamy Pauliny Dąbkowskiej, która przyjechała do nas z kontuzją. Nie mamy Kułagi, która jest piątkowym graczem i podstawową rozgrywającą. Nie mamy Oli Drzewińskiej, która również jest naszą podstawową zawodniczką. No i wreszcie nie ma Ani Kuncewicz. Dziewczyny, te które są zdrowe, robią co mogą. Starają się ale nie zawsze się udaje. Chwała im jednak za to, że walczą na tyle, na ile mają sił.
Czy to wszystko nie stanie wam na przeszkodzie do realizacji przedsezonowego celu, jakim miało być miejsce w ósemce i gra w fazie play off?
- Będziemy stawać na głowie żeby nam się udało. Brakuje nam jednej wygranej, żeby być spokojnym. Myślę, że gdybyśmy mieli te cztery zawodniczki, których nam brakuje, to cele byłyby zupełnie inne na ten sezon. Zarówno Kuncewicz, jak i Drzewińska, przed sezonem wyglądały bardzo dobrze. Kułaga rozpoczęła sezon znakomicie za wyjątkiem pierwszego meczu. Wtedy myślelibyśmy może nawet o miejscu w pierwszej czwórce, a tak musimy się skupić na walce o ósemkę.