Dylewicz i Ljubotina zapewnili zwycięstwo - relacja meczu Anwil Włocławek - Trefl Sopot

Pełne emocji miało być inaugurujące 9. kolejkę Tauron Basket Ligi starcie pomiędzy Anwilem Włocławek a Treflem Sopot i takie też było. Goście szybko objęli nieznaczne prowadzenie i pomimo wielu prób gospodarzy, wywieźli z Hali Mistrzów bardzo cenne zwycięstwo 84:79 . Bohaterami meczu byli Filip Dylewicz i Slobodan Ljubotina, którzy trafiali kluczowe rzuty w końcówce meczu.

Dwie straty w ataku i brak zastawienia własnej tablicy sprawiły, że drużyna Anwilu Włocławek bardzo słabo rozpoczęła piątkowy mecz. W szeregach gości natomiast błyszczeli polscy skrzydłowy Marcin Stefański i Filip Dylewicz, którzy w trzy i pół minuty zdobyli do spółki 11 oczek i dzięki temu Trefl Sopot prowadził w Hali Mistrzów 11:7, a chwilę później, po rzucie za trzy tego drugiego, 18:9. Dla gospodarzy pięć oczek zdobył jednak Paul Miller i wydawało się, że włocławianie są na dobrej drodze do odrobienia strat. Tym bardziej, że równie skutecznie spisywał się jego zmiennik Eric Hicks (sześć punktów w pierwszej kwarcie), a wspomniany Stefański doznał kontuzji, który uniemożliwiła mu dalszą grę.

- Wyszliśmy do tego spotkania źle nastawieni. Brakowało w nas tej energii, którą mieliśmy chociażby w meczu z PBG Basketem Poznań i rywale wykorzystali to niemalże natychmiast - mówił D.J. Thompson. Rozgrywający Anwilu i jego partnerzy kompletnie zapomnieli o defensywie i po dziesięciu minutach przegrywał 19:27. O tym elemencie pamiętali jednak goście, którzy zaskoczyli miejscowych bardzo intensywną i urozmaiconą obroną, skoncentrowaną na dwóch najlepszych strzelcach Anwilu, Nikoli Jovanoviciu i Andrzeju Plucie. Dość powiedzieć, że duet ten zdobył w pierwszej połowie tylko sześć oczek. Na początku drugiej kwarty indolencja rzutowa udzieliła się jednak obu zespołom i jeszcze w 16. minucie spotkania na tablicy wyników widniał rezultat 25:31 (6:6 w tej odsłonie).

Sporo ożywienia w poczynania miejscowych wniósł Dardan Berisha, który choć późno zmienił wspomnianego Plutę, swoją obecność na parkiecie od razu zaznaczył celną trójką, dając tym samym swojemu zespołowi sygnał do odrabiania strat (28:33). Po chwili zaś za trzy przymierzył również Miller, dwa wolne trafił jeszcze Berisha i na tablicy wyników po raz pierwszy w tym meczu pojawił się remis 36:36. - Mimo fatalnego startu, były elementy dobrej gry. Potrafiliśmy wziąć się w garść i kilkoma akcjami odmienić nieco oblicze meczu. Z drugiej jednak strony, ciągle brakowało nam kropki nad i - tłumaczył Thompson. Prowadzenie gości do przerwy (41:38) uratował bowiem indywidualną akcją Adam Waczyński.

Jak się okazało, skuteczna próba polskiego obrońcy była prognostykiem dobrej gry, gdyż po zmianie stron kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie ponownie odzyskali zawodnicy Trefla. Nadal aktywny w ataku był Slobodan Ljubotina, który choć nie zdobywał punktów spod kosza, często faulowany, wykorzystywał rzuty wolne. Nadal punktował natomiast Dylewicz, a gdy za trzy trafił Paweł Kikowski, sopocianie wyszli na prowadzenie 54:46. Trójki Jovanovicia i Chrisa Thomasa co prawda zmniejszyły straty, lecz po trzydziestu minutach to przyjezdni nadal prowadzili 58:53.

- Skłamałbym, gdybym powiedział, że się nie bałem. Bałem się bardzo, że Anwil wreszcie złapie swój rytm i zmusi nas do gry, której nie lubimy. Jednakże miałem również cały czas taką świadomość, że dzisiaj gramy bardzo dobrze i nie możemy wypuścić tej szansy z rąk - komentował Ljubotina. Optycznie goście cały czas prezentowali się lepiej, lecz Anwil żmudnie odrabiał straty punkt po punkcie i gdy dwiema trójkami z rzędu popisali się Berisha i Thompson, przewaga Trefla stopniała do czterech oczek (63:59). Amerykanin chwilę później zdobył pięć kolejnych punktów i Hala Mistrzów rozgorzała - sopocianie prowadzili jedynie 67:66.

Wówczas jednak w poczynaniach miejscowych coś się zacięło, tym bardziej, że wspomniany wcześniej Ljubotina trafił z dystansu, pozwalając złapać swojemu zespołowi drugi oddech. Rzut Serba podziałał ponadto bardzo mobilizująco na Dylewicza, który, jak na doświadczonego gracza przystało, wziął na siebie ciężar zdobywania punktów, trzykrotnie trafił spod kosza i Trefl praktycznie mógł rozpocząć już świętowanie. Szalę na korzyść włocławian starali się jeszcze przechylić Thompson i Berisha, lecz na uratowanie wygranej było już za późno. Celne rzuty wolne Giedriusa Gustasa dobiły Anwil.

- Zagraliśmy bardzo słabo, zwłaszcza w obronie, gdzie pozwalaliśmy Treflowi zbierać piłki z naszej tablicy i przegraliśmy walkę na desce 32:38. Myślę, że będę mądrzejszy kiedy razem z chłopakami odbędziemy rozmowę i zrobimy analizę tego, co się stało - powiedział na konferencji prasowej trener Igor Griszczuk. - Jestem pełen uznania dla Slobodana, który zagrał bardzo twardo i zostawił serce na parkiecie - wyznał z kolei Karlis Muiznieks. Ljubotina po raz pierwszy w sezonie dostał szansę na występ w takim wymiarze czasowym (37 minut), gdyż kontuzji doznał Dragan Ceranić, i wykorzystał ją znakomicie - miał 15 punktów i 11 zbiórek. Filip Dylewicz natomiast rzucił 24 oczka i zebrał 10 piłek.

Anwil Włocławek - Trefl Sopot 79:84 (19:27, 19:14, 15:17, 25:26)

Anwil: Berisha 14, Miller 14, Thompson 12, Hicks 11, Jovanović 11, Thomas 7, Majewski 4, Modrić 2, Pluta 2, Celej 0

Trefl: Dylewicz 24, Ljubotina 15, Waczyński 15, Kikowski 7, Stefański 7, Harrington 6, Gustas 5, Kinnard 5

Komentarze (0)