Patryk Kurkowski: Po serii ośmiu zwycięstw przegraliście w Gdyni z Asseco Prokomem.
Dainius Adomaitis: - To był naprawdę dobry mecz, stał na wysokim poziomie. Niestety dla nas zabrakło zwycięstwa. Ale to dlatego, że Asseco Prokom wykorzystał to, co miał wykorzystać. W ostatnich minutach popełnialiśmy sporo błędów. Można jednak powiedzieć, że największą krzywdę wyrządziły straty.
Przez trzy kwarty wszystko szło po waszej myśli, ale ostatnia kwarta była koszmarna...
- W tej lidze nie ma już łatwych meczów. W drugiej połowie nie graliśmy tak agresywnie, jak wcześniej. Poza tym mieliśmy problemy ze zdobywaniem punktów.
Może powodem było zmęczenie?
- Zmęczenie też bez wątpienia odegrało swoją rolę. Spotkanie było przecież prowadzone w wysokim tempie. Moi zawodnicy od początku mocno naciskali, ale po przerwie nie byli już tak agresywni. Zresztą ostatnia akcja meczu była rozegrana dokładnie tak, jak planowaliśmy, a pomimo się nie udała. Tak jak już wspomniałem, w takim meczu od zmęczenia również sporo zależało.
Wróćmy jeszcze do początku spotkania. Zaczęliście bardzo dobrze, szybko wyszliście na prowadzenie. Taki cel postawiliście sobie przed meczem?
- Nawet o tym nie myśleliśmy. Chcieliśmy się po pierwsze dobrze przygotować do ciężkiego starcia, po drugie wykorzystać problemy rywala na obwodzie.
Przegraliście jednak zdecydowanie walkę pod tablicami.
- Gdynianie mieli przewagę pod koszem. To drużyna euroligowa, w jej składzie jest co najmniej trzech solidnych, zwłaszcza jak na polską ligę, zawodników. Choćby Ratko Varda, Adam Łapeta czy Adam Hrycaniuk. Nam niestety nie udało się powalczyć pod tablicami, a rywal to wykorzystał. Szkoda, bo bardzo dobrze zagraliśmy na obwodzie, gdzie z kolei Asseco Prokom ma problemy, ale tak już w sporcie bywa. Przed nami jeszcze sporo meczów, sporo do poprawy. Musimy grać jeszcze lepiej!
Była to dopiero pierwsza porażka Czarnych.
- Niestety poniesiona z naszej winy. Wspomniane wcześniej straty w II połowie, błędy w obronie, których nie było w pierwszej części, do tego zmęczenie i presja takiego meczu. To wszystko dało się we znaki, stąd też pięć, sześć błędów, których nie powinno być. Straciliśmy przez to około dziesięciu punktów. Marnowaliśmy ponadto rzuty osobiste, ale czasami tak bywa, że kilka elementów jednego dnia szwankuje.
Zdaniem wielu osób jako drużyna Czarni zaprezentowali się lepiej, ale zabrakło wam indywidualnych umiejętności, których nie brakowało u mistrza Polski.
- Bardzo ciężko jest mi odpowiedzieć na to pytanie. Mogę powiedzieć, że my nie jesteśmy jeszcze prawdziwą drużyną, my się dopiero tworzymy, budujemy. Prawdziwy zespół wie, co zrobić w danej sytuacji, a dla nas właściwie każdy mecz to nowe sytuacje. W każdym meczu staramy się być jednak coraz lepsi.
Nie odpowiedział pan na pytanie...
- Bo jak już powiedziałem ciężko na nie odpowiedzieć. Trzeba by przede wszystkim poznać taktykę drugiego trenera, bo czasami bywa tak, że po prostu daje się taką swobodę. Ale nie ukrywam, że indywidualnie byli od nas lepsi. To jednak nie powinno dziwić, bo to najsilniejszy zespół w Polsce, który występuje w Eurolidze.
Czy po meczu z Asseco Prokomem zauważył pan jakieś niepokojące zachowania, braki wcześniej niedostrzegalne?
- Każde spotkanie oglądamy, a następnie wszyscy analizujemy i wyciągamy odpowiednie wnioski. To nieodzowny element, bo chcemy po prostu grać najlepiej jak potrafimy. Zawsze jednak znajdą się błędy w grze, coś co koniecznie trzeba poprawić. Nie ma takich trenerów, którzy są w pełni zadowoleni z postawy swoich podopiecznych.
Ale jest pan usatysfakcjonowany dotychczasowymi wynikami?
- Oczywiście. Jestem zadowolony z wyników, bo choć jeszcze mnóstwo pracy przed nami, to jednak potrafimy wygrywać. Nie jest jednak tak, że z gry nie jestem zadowolony. Myślę, że prezentujemy przyzwoity poziom.
Przed słupskim klubem starcie z Anwilem, w którym pan niegdyś występował? To dla pana jakiś sentymentalny powrót, czy kolejny, zwykły mecz o dwa ligowe punkty?
Po pierwsze teraz jestem tu i cieszę się z tego. Dla mnie to kolejne spotkanie, nic nienormalnego. Skupiamy jednak całą koncentrację na najbliższym meczu, bo musimy grać dobrze nie tylko w pierwszej połowie. To musimy koniecznie poprawić przed meczem z Anwilem.
Co pan może powiedzieć o najbliższym rywalu?
- Anwil to naprawdę bardzo silny przeciwnik. Dobrze skompletowali kadrę, mają świetnych graczy podkoszowych. Zwolnienie Igora Griszczuka w żadnym wypadku nie oznacza, że drużyna jest słaba. Myślę, że już wkrótce rywal grać znacznie lepiej. Potrzebują dwóch, trzech wygranych, żeby poznać słodki smak triumfu i potem pójdzie im już znacznie lepiej. Myślę, że nasze starcie będzie podobne do spotkania z Asseco Prokomem, czyli znów będzie stało na wysokim poziomie i toczyło się w szybkim tempie.
Wspomina pan o zwolnieniu trenera Igora Griszczuka. Czy zmiana na tym stanowisku może negatywnie wpłynąć na rywala?
- Moim zdaniem dwa, trzy mecze zaraz po przyjściu drużyna rozgrywa zdecydowanie lepiej. Koszykarze są dodatkowo zmotywowani, są bardziej zaangażowani, starają się po prostu pokazać z jak najlepszej strony.
Zapewne nie zdradzi pan szczegółów, ale może pan powie, co szykuje na mecz z wicemistrzem? Jaką taktykę zamierza pan obrać?
- W tej chwili to nawet ciężko powiedzieć. Anwil grał spotkanie w Pucharze Europy, dopiero z niego wyciągniemy wnioski. Powoli przygotowujemy się do tej batalii. Na pewno ważnym punktem będzie zatrzymanie ich podkoszowych, bo Paul Miller i Eric Hicks to świetni zawodnicy, bardzo groźni i nieobliczalni. Mają też DJ Thompsona, który potrafi właściwie w pojedynkę poprowadzić drużynę do zwycięstwa, wystrzelić w niespodziewanym momencie. My musimy to za wszelką cenę udaremnić. Nie spodziewam się jednak, aby Anwil Włocławek był zmęczony spotkaniem w europejskich pucharach, bo to zespół dysponujący szerokim składem.
Powoli dobiega końca wymagający maraton. Graliście przecież z PBG Basketem Poznań, następnie z Treflem Sopot, a ostatnio z Asseco Prokomem Gdynia. Teraz starcie z Anwilem Włocławek. Potem pójdzie już z górki?
- Mogę powiedzieć tylko tyle, że nie skupiamy się na tym, co będzie w późniejszych spotkaniach. Nie lubię wybiegać w przyszłość, liczy się tylko najbliższy mecz, czyli ten z Anwilem. A co potem? Obecnie mnie to nie interesuje. Patrzenie dalej nie ma najmniejszego sensu, bo trzeba wyznaczać sobie cele stopniowo.