Zacznijmy od ekipy z Wałbrzycha, która z meczu na mecz sprawia wrażenie, jakoby rozpędzała się i wkrótce miała zamiar naprawdę nieźle namieszać w stawce pierwszoligowców. - Bo chociaż pod względem finansowym nie jest u nas zbyt różowo, to tworzymy zespół z charakterem, co zresztą pokazaliśmy w Radomiu - tłumaczy Bartłomiej Józefowicz. - Nie można zapomnieć, że w Wałbrzychu zebrała się grupa koszykarskich zapaleńców, którzy chcą coś udowodnić - dodał.
Trzeba przyznać, że realizowanie powyższego zamierzenia wychodzi im coraz lepiej. Wszak w miniony weekend przegrali z Politechniką Warszawską dopiero po dogrywce, a na pięć minut przed zakończeniem środowej batalii prowadzili w Radomiu. W końcówce rzut im jednak nie siedział, a przegrana walka "na deskach" właśnie w tym momencie miała kluczowe znaczenie.
Postawa Górnika to jedno, ale dyspozycja Rosy to drugie. Podopieczni Piotra Ignatowicza i Marka Łukomskiego w drugiej kwarcie prowadzili już różnicą 14 punktów i wydawało się, że znów odprawią rywala różnicą kilkunastu, a może i kilkudziesięciu punktów. - Wiedzieliśmy, że nie możemy pozwolić sobie na rozluźnienie, bo górnicy łatwo nie odpuszczą. Tymczasem zgotowaliśmy sobie naprawdę nerwową końcówkę - podkreślił Marek Łukomski.
Co by jednak nie mówić, gracze Rosy sprawili swoim kibicom miły przedświąteczny prezent, bowiem w tym roku w hali MOSiR-u zagrali po raz ostatni. Zapewne jednak, wobec bardzo korzystnych dla radomian wyników w innych pojedynkach, jeszcze bardziej smakowałby im triumf w niedzielne popołudnie w stolicy...
Rosa Radom - Victoria Górnik Wałbrzych 66:60 (15:14, 18:14, 18:23, 15:9)
Rosa: Przybylski 11, Nikiel 9, Wróbel 6 (2), Donigiewicz 0, Maj 0 oraz Zalewski 12 (2), Wiekiera 10, Kapturski 8, Kardaś 6, Podkowiński 4, Cetnar 0
Górnik: Jakóbczyk 18 (2), Sterenga 13 (3), Ustarbowski 7, Józefowicz 6 (1), Nitsche 3 (1) oraz Wróbel 5 (1), Kietliński 4, Muszyński 4, Pieloch 0, Stochmiałek 0