NBA: Suns przegrywają jeszcze bez Gortata

Koszykarze Phoenix Suns przegrali swoje wyjazdowe spotkanie z San Antonio Spurs. W składzie "Słońc" nie pojawił się jeszcze polski środkowy Marcin Gortat. Wydarzeniem dnia jest za to z pewnością przerwana seria Miami Heat. "Żar" przegrał we własnej hali po dwunastu kolejnych zwycięstwach. Przegrał, bo nie zdołał znaleźć recepty na zatrzymanie Dirka Nowitzkiego, lidera Dallas Mavericks.

Debiut Marcina Gortata zaplanowano na 23 grudnia w meczu przeciwko Miami Heat i nic w tych planach się nie zmieniło. Polski środkowy nie wspomógł bowiem swojego nowego zespołu w starciu w San Antonio, a Słońca mecz ten przegrały.

Bez Gortata, Vince’a Cartera oraz Mickaela Pietrusa w składzie trener Alvin Gentry miał małe pole manewru jeśli chodzi o rotację, a to miało duże znaczenie dla losów porażki. Spotkanie rozstrzygnęło się natomiast w trzeciej kwarcie, którą Ostrogi wygrały aż 40:24.

- Grant Hill podszedł do mnie i powiedział: naprawdę przepraszam, ale dopadło mnie zmęczenie - powiedział po meczu Gentry. Trudno się dziwić, bo ten niezwykle doświadczony zawodnik kolejny mecz daje z siebie wszystko, a na parkiecie spędza niemal cały mecz. W starciu w San Antonio uzbierał na swoim koncie 19 punktów.

Najwięcej punktów po stronie zwycięskiej uzbierał Gary Neal - 22. Tradycyjnie bardzo dobrze wypadł Tim Duncan z 20 punktami, 15 zbiórkami, 6 asystami i 3 blokami na koncie. - Czujemy się całkiem nieźle. Myślę jednak uczciwie, że mamy jeszcze trochę zapasu do wykorzystania - przyznaje Duncan. Ostrogi to obecnie najlepsza drużyna w całej lidze NBA, która legitymuje się bilansem 24 zwycięstw przy zaledwie 3 porażkach. - Nasz bilans jest naprawdę dobry i jesteśmy w znakomitej sytuacji, ale jest jeszcze dużo rzeczy, które można poprawić - dodał Duncan.

Krótkiej odpowiedzi na pytanie dlaczego Spurs pokonali Suns udzielił Tony Parker. - Nie mieli nikogo, kto mógłby powstrzymać Tima (Duncana - przyp. red.), a ten zdobywał łatwe punkty - ocenił francuski rozgrywający.

San Antonio Spurs - Phoenix Suns 118:110

(G.Neal 22, T.Duncan 20 (15 zb), T.Parker 19 - J.Dudley 27, G.Hill 19, S.Nash 17 (10 as))

Fantastyczna seria kolejnych zwycięstw ekipy Miami Heat zatrzymała się na liczbie 12. Trzynastka okazała się tym razem pechowa, a na drodze stanęli Dallas Mavericks z Dirkiem Nowitzkim na czele. Niemiecki skrzydłowy uzyskał 26 punktów. Katem Żaru w ostatnich minutach okazał się jednak Jason Terry.

W czwartej kwarcie prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie. Dopiero w jej drugiej części sprawy w swoje ręce wzięli przyjezdni, a konkretnie Terry. Rzucający Dallas zdobył wszystkie swoje 19 punktów w ostatnich 11 minutach meczu, a to dało niezwykle prestiżową wygraną jego drużynie.

Sytuacja Heat wyglądała ciężko na minutę przed końcem, kiedy tracili do rywali cztery oczka. Wtedy jednak akcję 2+1 wykonał LeBron James. Rywale jednak wykorzystali swoją szansę w ataku i było 93:90. W kluczowej akcji dla losów meczu zza łuku rzucał Chris Bosh, ale chybił celu. Przyjezdni nie pomylili się na linii rzutów wolnych i seria Żaru przeszła do historii.

- Jason (Terry - przyp. red.) pokazał na co go stać w czwartej kwarcie - komplementował po meczu swojego kolegę z drużyny Nowitzki. - To jest to, co on potrafi robić. Jest naszym strzelcem, naszym kończącym akcje. Dzisiaj był w gazie.

Dużych powodów do zmartwień po porażce nie widział Dwyane Wade. - Cały rok zamierzamy stawać się lepszą drużyną. Chcemy się dostać do grupy zespołów z elity, a te grają już przecież ze sobą od dawna - ocenił autor 22 punktów i 7 asyst.

Miami Heat - Dallas Mavericsk 96:98

(D.Wade 22, L.James 19 (10 zb), C.Bosh 19 - D.Nowitzki 26, J.Terry 19, C.Butler 13)

Zdecydowanie nie udały się debiuty Jasona Richardsona oraz Gilberta Arenasa i powrót Hedo Turkoglu w ekipie Orlando Magic. Były już zespół Marcina Gortata przegrał w Atlancie z Hawks, a obaj sprowadzeni gracze delikatnie mówiąc nie zaimponowali.

Richardson rozpoczął spotkanie w wyjściowym składzie Magików, a podczas 31 minut spędzonych na parkiecie uzbierał 9 punktów, trafiając 3 z 8 oddanych rzutów z gry. Arenas wypadł jeszcze gorzej, a można powiedzieć nawet, że fatalnie. Z ławki spędził na boisku 27 minut, a w tym czasie zdołał trafić zaledwie dwukrotnie na 11 oddanych prób i uzyskał w całym meczu 10 punktów, dzięki skutecznym rzutom wolnym.

Z pewnością nie takiego powrotu do składu Magic oczekiwał Turkoglu, który jako pierwszopiątkowy gracz uzbierał 8 punktów trafiając 1 z 4 oddanych rzutów z gry, a wszystko to w 35 minut na parkiecie.

Nie tak wyobrażał sobie chyba Dwight Howard pomoc w drodze do bycia lepszym zespołem. Lider Magików zapisał na swoim koncie potężne double-double w postaci 20 punktów i 19 zbiórek, ale na Jastrzębie to okazało się za mało. - To jest fatalny miesiąc dla nas - krótko skomentował to co dzieje się z Magic ich lider.

Wśród triumfatorów brylował Al Horford, autor 24 punktów i 11 zbiórek. - Oni mają dokładnie ten sam styl gry, jaki przed zmianami. Oni są snajperami. Mają dokładnie taki sam zespół, tylko innych zawodników - ocenił krótko "nowych" Magic Horford.

Atlanta Hawks - Orlando Magic 91:81

(A.Horford 24 (11 zb), J.Johnson 17, M.Bibby 15 - D.Howard 19 (20 zb), J.Nelson 18, B.Bass 13)

Pozostałe wyniki:

Cleveland Cavaliers - Utah Jazz 90:101

(D.Gibson 29, M.Williams 16 (10 as), A.Jamison 13 - C.J.Miles 22, R.Bell 19, P.Millsap 19)

Washington Wizards - Charlotte Bobcats 108:75

(N.Young 21, A.Blatche 19, K.Hinrich 18 (11 as) - S.Jackson 13, K.Brown 10, T.Thomas 10)

Indiana Pacers - New Orleans Hornets 94:93

(D.Granger 27, D.Collison 18, J.Posey 15 - E.Okafor 19 (15 zb), D.West 18, C.Paul 15)

Portland Trail Blazers - Milwaukee Bucks 106:80

(L.Aldridge 29 (19 zb), W.Matthews 22, R.Fernandez 17 - J.Salmons 23, K.Dooling 12, D.Gooden 10)

Golden State Warriors - Houston Rockets 112:121

(M.Ellis 44, D.Lee 19, R.Williams 11 - K.Martin 30, L.Scola 20, S.Battier 14)

Los Angeles Clippers - Minnesota Timberwolves 113:90

(E.Gordon 36, B.Griffin 22 (10 zb), R.Gomes 22 (10 zb) - M.Beasley 20, M.Webster 18, K.Love 12 (10 zb))

Źródło artykułu: