Sobotnie spotkanie w Dąbrowie Górniczej było bardzo ważne dla obu drużyn z punktu widzenia ligowej tabeli. Gospodarze dzięki zwycięstwu zachowali szansę na pierwszą trójkę. Natomiast łodzianie walczyli o przewagę własnego parkietu w fazie play-off. Być może stawka meczu zaważyła o postawie dąbrowian, którzy przespali pierwszą połowę, w której na parkiecie dominowali przyjezdni.
- Nie zaczęliśmy meczu najlepiej. Trudno powiedzieć czym to było spowodowane. Byliśmy skoncentrowani, bo był to dla nas ważny mecz, tak samo jak dla ŁKS-u, który jest naszym bezpośrednim rywalem. Można więc powiedzieć, że walka toczyła się o cztery punkty. Może zabrakło nam troszeczkę determinacji, która była w drugiej połowie, gdy przeciwnik nam odskoczył i zaczęliśmy go gonić. Poprawiliśmy obronę, w ataku było ciut lepiej - niedużo, ale lepiej. Zaczęliśmy również więcej zbierać. Łodzianie mieli mniej możliwości powtarzania swoich niecelnych rzutów i na szczęście udało nam się odrobić straty - wyjaśnił Radosław Basiński, rozgrywający MKS-u.
Kluczowa dla przebiegu meczu okazała się być przerwa, podczas której duet trenerski dokonał niemalże cudu. Ich podopieczni wyszli z szatni z wiarą w zwycięstwo, mimo że sytuacja była dla nich niekorzystna - przegrywali 31:40. Determinacja i wiara w końcowy sukces doprowadziły zawodników Wojciecha Wieczorka najpierw do remisu (po trzeciej kwarcie 54:54), a w końcowym rozrachunku do zwycięstwa.
- W szatni padło kilka ostrych, męskich słów, takich jakie zazwyczaj padają w przerwie meczu. Trener nie był zbyt delikatny w słowach, ale taka jego rola. Jest 10 czy 12 mężczyzn i nie chodzi o to, żeby się pokokietować czy coś w tym stylu, tylko twardo powiedzieć co trzeba zrobić, co było źle. Szkoleniowiec powiedział to, co miał w zamierzeniu, wyciągnęliśmy wnioski. Jak widać trafne, bo wygraliśmy - podkreślił kapitan dąbrowian w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Łodzianie ambitnie walczyli praktycznie do końcowej syreny. Na 17 sekund przed nią trójkę trafił Łukasz Szczypka, która pozwoliła zagłębiowskim koszykarzom na odskoczenie na dwa punkty (79:77). W tym momencie o czas poprosił trener ŁKS-u Piotr Zych, jego podopieczni byli bowiem przy piłce i rzucając za trzy mogli wygrać.
- Człowiek za bardzo nie myśli i nie kalkuluje co i jak będzie, tylko koncentruje się na tym, by zrealizować założenia - sucho stwierdził kapitan MKS-u. - Mieliśmy założenia co mamy grać w obronie w ciągu tych 17 sekund. Oczywiście, nie było w nich, żeby Szczepaniak zrobił faul ofensywny, zadziałała dobra obrona Marka (Bartłomiej Szczepaniak sfaulował Marka Piechowicza na 12,5 sekundy przed końcową syreną - przyp. red.). W takich sytuacjach są zawsze dwa wyjścia i można próbować bronić. Mieliśmy swoją taktykę obronną, wyszło lepiej. Aczkolwiek te dwa ostatnie nietrafione osobiste (przez Marka Piechowicza - przyp. red.), które mogły uspokoić grę, a wywołały jeszcze jedną nerwową akcję. W takich sytuacjach zawodnicy nie kalkulują w głowach, tylko starają się zrealizować to, co trener nakazał - podsumował Radosław Basiński.