Jose Ignacio Hernandez: Mecz pod kontrolą do pewnego momentu...

Przegranie ostatnich minut czwartej kwarty aż 0:12 kosztowało zawodniczki Wisły Can Pack Kraków dodatkowe pięć minut wojny z rosyjską Nadieżdą Orenburg, a kibiców zgromadzonych w hali przy ulicy Reymonta 22 doprowadzić to mogło do zawału serca. Fani Białej Gwiazdy są już chyba jednak przyzwyczajeni do takich horrorów, ale we wtorek wcale nie musiało do tego dojść. Całe jednak szczęście, że wszystko zakończyło się po myśli krakowskiego zespołu.

Krzysztof Kaczmarczyk
Krzysztof Kaczmarczyk

- Praktycznie całe spotkanie mieliśmy pod kontrolą. Wszystkie zmieniło się jednak w ostatnich minutach czwartej kwarty. Wówczas graliśmy bardzo źle, na co w starciach z taką drużyną, jaką jest Nadieżda Orenburg, nie możemy sobie z pewnością pozwolić. Ten fragment kosztował nas utratę całej przewagi - powiedział po meczu Jose Ignacio Hernandez, szkoleniowiec Białej Gwiazdy.

O ostatnich sześciu minutach czwartej kwarty krakowianki muszą jak najszybciej zapomnieć. Gdy w 34. minucie zza łuku trafiła Nicole Powell i wynik brzmiał 66:54, wydawało się, że wygrana jest na wyciągnięcie ręki. Niestety od tego momentu punkty zdobywały już tylko przyjezdne, które zdołały doprowadzić do remisu i dogrywki. W ostatnich sekundach regulaminowego czasu gry Biała Gwiazda miała jeszcze szansę wygrać, ale na przeszkodzie stanęła szczelna defensywa rywalek oraz... brak gwizdków po stronie sędziów. - Sędziowie na pewno nam nie pomagali. Pozwolili bowiem rosyjskiej drużynie grać bardzo agresywnie w defensywie, a w samej końcówce spotkania nie odgwizdali przynajmniej trzech ewidentnych przewinień - komentował hiszpański szkoleniowiec.

Na szczęście w dogrywce wynik Wisły Can Pack ruszył w górę, a duża w tym zasługa Eweliny Kobryn oraz Jeleny Leuczanki. To dwie środkowe Białej Gwiazdy zapewniły sukces gospodyniom. - W dogrywce wiedzieliśmy, że nie mamy nic do stracenia. Potrzebne było trochę szczęścia oraz znakomitej gry. Zagraliśmy bardzo twardo w obronie, gdzie zostawiliśmy dużo sił oraz energii. Uważam, że odnieśliśmy w pełni zasłużone zwycięstwo, bowiem Nadieżda nawet przez moment nie prowadziła w tym meczu - podsumował trener Wisły Can Pack.


W pierwszym meczu z Nadieżdą Orenburg szczęście nie opuściło Jose Ignacio Hernandeza
W starciu z Nadieżdą Biała Gwiazda prowadziła już nawet różnicą 17 punktów, a kontuzji nabawiła się jedna z liderek Becky Hammon. Okoliczności te mogły wskazywać, że uda się wygrać z zespołem z Orenburga łatwiej niż to ostatecznie wyszło.

- Zaczęliśmy spotkanie bardzo dobrze. Od pierwszej minuty meczu świetnie graliśmy w defensywie, gdzie wywieranie presji na rywalu dało nam oczekiwane efekty. Dobra obrona, skuteczna walka na tablicach oraz kontry w połączeniu z wysoką skutecznością rzutową pozwoliły nam wypracować bezpieczną przewagę - ocenił Hernandez.

W obozie rywala długo szukano odpowiedzi na niesamowitą grę Białej Gwiazdy i w końcu ją znaleziono. Była nią obrona strefowa. - To prawda. Kiedy rywalki zmieniły system gry na strefę, dopadły nas kłopoty. Marnowaliśmy też wtedy dużo łatwych rzutów z otwartych pozycji. To nietypowe, że taka zawodniczka jak Ewelina Kobryn pudłuje aż 11 rzutów i to głównie spod samego kosza - podsumował Hiszpan.

Przed meczem w Orenburgu walkę ze strefą trzeba będzie rozpracować, bowiem szkoleniowcy Nadieżdy z pewnością już wiedzą, gdzie tkwi największy mankament Wisły Can Pack. Dużo zależeć będzie od dyspozycji Andji Jelavic. Ta we wtorek nawet gdy miała czyste pozycje, rezygnowała z rzutów, a to znacznie ułatwiało grę obronną Nadieżdy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×