- Najbliższy mecz w Koszalinie będzie z pewnością zdecydowanie innym niż ten poprzedni w Zgorzelcu. Przed swoją publicznością przeciwnik będzie chciał pokazać się z jak najlepszej strony, więc my musimy uważać i pokazać, że nadal jesteśmy w dobrej formie - mówi skrzydłowy PGE Turowa, Konrad Wysocki, przed sobotnim starciem z AZS Koszalin, nawiązując do ostatniej potyczki obu zespołów w ramach Pucharu Polski. Mecz ten, rozegrany w przygranicznym mieście, zakończył się pewnym zwycięstwem gospodarzy 97:95.
Choć w tamtym spotkaniu reprezentant Niemiec z polskim paszportem zdobył tylko sześć oczek, to właśnie na nim musi skoncentrować się defensywa koszalinian i przedmeczowa uwaga trenera Mariusza Karola. Wysocki gra bowiem ostatnio naprawdę koncertowo i powiedzieć, że jest motorem napędowym zgorzelczan w minionych meczach, to za mało - w czterech meczach nowego roku skrzydłowy notuje przeciętnie 13,25 punktu i 5 zbiórek. Turów tymczasem wygrywa prezentując najlepszy styl w Polsce - oparty na żelaznej defensywie, dużej rotacji i wielu rzutach trzypunktowych. Taktyka ta przyniosła już zwycięstwa nad Energą Czarnymi, Anwilem, Polonią i Asseco Prokomem. Zwłaszcza ta ostatnia wygrana nad mistrzem kraju musi budzić respekt, bo gdyby nie chwilowa dekoncentracja pod koniec spotkania, rywale nie zdobyliby więcej niż 50 oczek. A tak spotkanie skończyło się "tylko" wynikiem 72:63.
- Wszyscy widzą, że Turów rozwinął w ostatnim czasie skrzydła i złapał kapitalną formę. Im chyba od początku zależało by swoją grę bazować na celnych rzutach z dystansu i teraz ten mechanizm wreszcie funkcjonuje. W ostatnim meczu pucharowym z nami aż 15 takich prób znalazło swoją drogę do kosza, a dużo krzywdy zrobił nam zwłaszcza jeden zawodnik - analizuje trener Karol, mając na myśli Ivana Koljevicia. Czarnogórzec zdobył w tamtym meczu 18 oczek i co ciekawe, wszystkie rzutami z dystansu.
Pucharowe spotkanie pokazało jaką głębią składu dysponuje trener Jacek Winnicki. 16 punktów zdobył bowiem rezerwowy silny skrzydłowy Michał Gabiński, a 10 Michael Kuebler, który przecież w meczach ligowych nie odgrywa znaczącej roli. Warto dodać, że sobotnie spotkanie będzie bardzo istotne właśnie dla Amerykanina. W zeszłym sezonie koszykarz był bowiem wiodącą postacią AZS i w każdym meczu rzucał średnio 14 punktów. Teraz zdobywa przeciętnie tylko niecałe cztery, lecz kto wie czy szkoleniowiec Turowa nie wykorzysta ambicji gracza, by go odblokować i nie zaufa mu w większym wymiarze czasowym kosztem bardzo solidnego Davida Jacksona.
W Koszalinie tymczasem panują bojowe nastroje, a każdy zawodnik liczy na odegranie się zgorzelczanom za pucharową porażkę. - Turów zrobił wszystko, by zasłużyć na szacunek oraz na respekt wszystkich w lidze i jest wyzwaniem dla pozostałych ekip. Dlatego my psychicznie na pewno będziemy przygotowani bardzo dobrze i nie prześpimy ani sekundy meczu. Jeśli ktoś nie potrafi zmotywować się do walki z liderami, z najlepszymi, to w ogóle nie powinien wychodzić na boisko - tłumaczy George Reese, w minionych tygodniach najlepszy zawodnik drużyny, który ostatnio jednak, po serii niemalże idealnych spotkań (przeciętnie 22,6 punktu i 7,5 zbiórki), zanotował słabszy mecz z Polonią. Być może było to wynikiem zmęczenia, a także wymuszonej gry na pozycji centra. Teraz jednak Amerykanin odsapnie i skoncentruje się na rywalizacji na swojej ulubionej roli - silnego skrzydłowego. Do drużyny dołączył bowiem Grady Reynolds, były koszykarz m.in. Znicza Jarosław.
- Przyjechałem po to, by pomóc drużynie i będę grał tam gdzie ustawi mnie trener i robił to, co będzie najlepsze dla zespołu. Widać, że tutaj jest znakomita atmosfera i chemia między zawodnikami. Wszyscy dobrze się czują, grając ze sobą i taka pozytywna atmosfera to dobry prognostyk na przyszłość. Mam nadzieję, że tym dobrym prognostykiem będzie już zwycięstwo w sobotę z Turowem. Nie mogę się doczekać mojego ponownego debiutu na parkiecie w Polsce - mówi nowy nabytek koszalinian, który zapełni wakat po zwolnionym Damienie Kinlochu.
W sobotę warto zwrócić uwagę na pojedynek jednych z najlepszych rozgrywających w Polsce. Po jednej stronie będzie to grający bardzo atletycznie i fizycznie Torey Thomas, a po drugiej prezentujący może basket bardziej stonowany, ale na pewno nie mniej skuteczny, Igor Milicić. Statystycznie lepiej wypada Amerykanin (12,4 punktu i 5,3 asysty, podczas gdy polski Chorwat - 8,7 punktu i 6,2 asysty), lecz w pojedynku twarzą w twarz cyferki znaczą niewiele.
Mecz odbędzie się w sobotę, 6 lutego 2011 roku, o godz. 18.