28. urodziny obchodził w minioną niedzielę koszykarz Łódzkiego Klubu Sportowego - Marcin Salamonik. Zamiast zajadać się jednak tortem i przy piwie świętować ten szczególny dzień, musiał on tego dnia wylać na parkiet kilka litrów potu podczas spotkania swojego zespołu z liderem I ligi - AZS-em Politechniką Warszawską. Po meczu stwierdził on, że było warto. - Wygrana z liderem - prezent idealny, lepszego sobie nie mogłem wymarzyć - powiedział środkowy ŁKS-u po końcowej syrenie.
Zwycięstwo nie przyszło łodzianom łatwo. Do przerwy to goście prowadzili i sprawiali wrażenie, że są zespołem lepszym. - Wiedzieliśmy, że łatwo nie będzie, bo w końcu przyjechał do nas lider. Po raz kolejny pokazaliśmy jednak charakter i niekorzystny wynik do przerwy nas nie podłamał. Po przerwie wyszliśmy jeszcze bardziej skoncentrowani, poprawiliśmy grę w obronie i to przyniosło efekty - stwierdził popularny "Sali". - Przewaga wzrostu rywali nie była tak duża, ale przed przerwą mieli oni świetny procent rzutów za 3 punkty. Trafiali niemal z każdej pozycji, często przez ręce.
Niedzielny mecz miał odwrotny przebieg do poprzednich, w których występowali łodzianie. Zazwyczaj ŁKS budował przewagę w pierwszej połowie, by potem ją szybko tracić. Tym razem natomiast po przerwie podopieczni Piotra Zycha odrobili straty i przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść. - Może dobrze, że nie prowadziliśmy znowu 10-15 punktami, bo dzięki temu byliśmy skoncentrowani do końca - żartował po meczu Salamonik.
Pokonanie lidera pozwoliło łodzianom zachować szanse na poprawienie swojego miejsca w tabeli przed fazą play-off. Dla zawodnika ŁKS-u nie jest jednak ważne, na kogo trafi jego zespół. - Ta liga w tym roku jest tak wyrównana, że pierwsze 7 zespołów jest na dokładnie tym samym poziomie. Ze Sportino i MKS-em Dąbrowa Górnicza przegraliśmy kilkoma punktami, dziś pokonaliśmy Politechnikę, ograliśmy też Sokół Łańcut czy Rosę Radom i tutaj naprawdę każdy może wygrać z każdym. O wszystkim zdecydują play-offy, a pozycja przed nimi nie będzie miała znaczenia.