Spotkanie lepiej rozpoczęli przyjezdni, których gra wyglądała bardzo dobrze, ale brakowało im skuteczności, co ratowało dąbrowian przez wysoką stratą już na początku. Jednak obudzili się oni po minucie i gra się wyrównała, ale tylko pod względem optycznym. W 4 minucie dwóch stuprocentowych sytuacji sam na sam nie wykorzystał Paweł Zmarlak, co doskonale oddawało fatalną skuteczność obu drużyn (2:2). Czas, o który poprosił szkoleniowiec Górnika ruszył grę z miejsca, a jego podopieczni zaczęli cierpliwie budować przewagę przy dużej pomocy swoich rywali, którzy popełniali mnóstwo prostych błędów (6:13). Postawy MKS-u nie odmieniły roszady w składzie, a wałbrzyszanie na parkiecie robili, co chcieli (10:19).
Pierwsze niedokładności w szeregach Górnika pojawiły się po 1,5 minuty drugiej kwarty, ale gospodarze nie potrafili ich wykorzystać, co więcej sami nie poprawili swojej gry, a to ułatwiało wałbrzyszanom utrzymywanie prowadzenia (15:28). Skuteczność dąbrowian wołała o pomstę do nieba, a kibice prosili o pomoc obecnego na trybunach prezydenta miasta Zbigniewa Podrazę. Jednak ani on, ani trener Wojciech Wieczorek nie byli w stanie odmienić gry miejscowych koszykarzy (15:30). Nagle coś drgnęło w ich grze i zniwelowali straty do pięciu punktów (25:30). Dzięki temu oddaliło się widmo blamażu, a do szatni schodzili z nadzieją (26:33).
Trzecia kwarta była początkiem pogoni Zagłębiaków, którzy metodą małych kroków rozpoczęli zmniejszanie różnicy punktowej. Dwa "oczka" Łukasza Muszyńskiego przy ośmiu MKS-u były niczym wołanie o pomoc. Przy stanie 34:35 Arkadiusz Chlebda poprosił więc o czas. Wolne Radosława Basińskiego po 5,5 minuty pościgu dały gospodarzom pierwsze prowadzenie w meczu (36:35). Ku uciesze wałbrzyskich kibiców Jakub Kietliński trafił po kilkuminutowej niemocy przyjezdnych, ale Górnik nie przypominał już drużyny z pierwszej połowy (39:37). Taka zmiana ról obudziła przyjezdnych, którzy okazali się być lepsi w grze błędów (43:45).
Dominacja w ostatnich 10 minutach była sprawą otwartą, ale walka była rzeczą przewną. Było ją widać nie tylko na parkiecie, ale i w wyniku, który oscylował w okolicach remisu. Problemem gospodarzy była dobra skuteczność rzutowa Górnika i zbyt duża ilość niedokładności w ich szeregach (50:50). Po łatwym przejęciu piłki przez Łukasza Muszyńskiego o czas poprosił trener MKS-u, ale większa nerowość była po stronie przyjezdnych, upust swojej złości dał Jakub Kietliński, który... kopnął niewinną ławkę (50:54). Złość na pewno nie pomaga w grze, co było widać na parkiecie, a dzięki dwóm trójkom w wykonaniu Radosława Lemańskiego i Łukasza Szczypki również w wyniku (56:54). Nie pomagały rady szkoleniowców, bo wałbrzyszanie popełniali błędy 24 sekund i sami gubili się w obronie. Dąbrowianie ze spokojem wyprowadzali kolejne ataki, które były skuteczne (65:54). Równo z syreną końcową Damian Pieloch oddał rzut rozpaczy i trafił, ale nie miało to żadnego wpływu na wynik (65:57).
Podopieczni Wojciecha Wieczorka po raz kolejny udowodnili, że słaba pierwsza połowa w ich wykonaniu nic nie znaczy. W przerwie w szatni potrafią się bowiem zmobilizować na tyle, by wyjść na boisko i grać swoją koszykówkę, a to wystarcza do wygranej. Jednak w sobotę MKS zmierzy się z Asseco Prokom 2 Gdynia i taka "taktyka" może nie przynieść już dwóch punktów do ligowej tabeli.
65:57 (10:19, 16:14, 17:12, 22:12)
MKS: Mariusz Piotrkowski 14, Radosław Basiński 13, Adam Lisewski 10 (10 zb), Łukasz Szczypka 9, Radosław Lemański 8, Paweł Zmarlak 8, Paweł Bogdanowicz 3, Tomasz Wróbel 0, Marcin Piechowicz 0.
Górnik: Mateusz Nitsche 17 (6 zb), Damian Pieloch 9, Łukasz Muszyński 9, Marcin Wróbel 7, Jakub Kietliński 5, Marcin Kowalski 4, Adrian Stochmiałek 4, Łukasz Grzywa 2.