Bryłki dwanaście razy próbowały wygrać w Phoenix. Za trzynastą próbą ta sztuka im się udała. Jeszcze gorzej w Phoenix szło coachowi Nuggets George'owi Karlowi, który w Arizonie nie wygrał od 28 grudnia 1997 roku!
Ekipa z Denver zagrała bardzo dobre spotkanie i bezwzględnie wykorzystywała błędy swoich rywali. Słońca popełniły dwadzieścia strat, po których goście zdobyli 32 punkty. Zespół, który prowadzi Alvin Gentry miał także problemy ze skutecznością (41 proc. gry przy 51 proc. Nuggets).
Phoenix od samego początku oddało inicjatywę. Miejscowi tylko raz zagrozili swoim rywalom. Miało to miejsce na 7:24 przed końcem drugiej kwarty, kiedy to po akcji Jareda Dudley'a przegrywali 34:36. Riposta Nuggets była piorunująca - run 14:4. Wówczas zrobiło się 50:38. Nie było to jednak najwyższe prowadzenie Bryłek. Na zakończenie trzeciej odsłony równo z syreną trafił J.R. Smith i zrobiło się 90:66 dla gości.
W ostatniej kwarcie gospodarze nieznacznie zmniejszyli straty. Była to druga najwyższa porażka Słońc na własnym parkiecie w tym sezonie. 7 stycznia New York Knicks w US Airways Center wygrali 121:96.
14 punktów (5/10 z gry) i 18 zbiórek to dorobek Marcina Gortata. Polak w ciągu 29 minut spędzonych na parkiecie dołożył jeszcze 4 asysty, 3 przechwyty i 2 bloki. Popełnił także 4 faule i stratę. Gortat był najlepszym graczem w swojej drużynie. Co ciekawe, już w pierwszej połowie miał 14 punktów i 11 zbiórek.
Dla Nuggets 22 oczka (9/12 z gry) i 7 zbiórek zaliczył Nene.
Phoenix Suns - Denver Nuggets 97:116 (25:30, 24:29, 17:31, 31:26)
Gortat 14 (18zb), Dudley 13, Hill 12, Warrick 12 (5zb) - Nene 22 (7zb), Lawson 20 (11as), Chandler 16 (5zb)
Kobe Bryant stwierdził przed meczem, że starcie z Miami Heat będzie trudne, ponieważ rywale zrobią wszystko, aby wygrać po raz pierwszy od czasu przegrania pięciu spotkań z rzędu. Lider Lakers się nie pomylił. Podopieczni Erika Spoelstry prowadzili zażartą walkę, a w końcówce nie popełnili błędów, które mogłyby kosztować ich kolejną porażkę.
Spotkanie dwóch pretendentów do gry w finałach NBA nie rozczarowało. Zanotowano 18 remisów i o dwie zmiany prowadzenia mniej. Żaden z zespołów nie prowadził większą ilością punktów niż 6. - Dobry mecz. Zagrali lepiej od nas. Jestem pewien, że spotkamy się z nimi jeszcze kiedyś - powiedział po meczu Phil Jackson.
Jego podopieczni słabiej spisali się w końcówce. Przy stanie remisowym po 88 Bryant stracił piłkę, co zaowocowało punktami LeBrona Jamesa. Lakers próbowali wyrównać lub wyjść na prowadzenie, ale rzuty Rona Artesta i Bryanta były nieskuteczne. Lider Jeziorowców przy swojej próbie domagał się faulu Dwyane Wade'a, ale sędziowie nie dopatrzyli się przewinienia gracza Heat.
Kilkanaście sekund później Wade umieścił piłkę w koszu i gospodarze prowadzili już 92:88. Wynik spotkania ustalił James wykorzystując dwa rzuty osobiste.
24 punkty (10/17 z gry) dla Miami zdobył Chris Bosh, który niedawno krytykował styl gry swojej drużyny w ataku. Po drugiej stronie taki sam dorobek miał Bryant (8/21 z gry).
Dla Lakers była to pierwsza porażka po serii ośmiu wygranych z rzędu.
Miami Heat - Los Angeles Lakers 94:88 (29:26, 26:27, 13:17, 26:18)
Bosh 24 (9zb), Wade 20 (5zb, 5as), James 19 (9as, 8zb) - Bryant 24, Gasol 20 (5zb), Bynum 13 (12zb)
Pozostałe mecze:
Dallas Mavericks - New York Knicks 127:109 (31:22, 41:29, 27:34, 28:24)
Nowitzki 23 (9zb), Marion 22 (8zb), Terry 21 - Stoudemire 36 (7zb), Fields 19 (6zb), Douglas 18 (8as), Anthony 18 (10zb. 5as)