Nie jesteśmy maszynami - rozmowa z Dariuszem Kaszowskim, trenerem Sokoła Łańcut

Dariusz Kaszowski to główny twórca sukcesów Sokoła Łańcut. Mimo skromnego budżetu jego drużyna jest jedną z rewelacji pierwszoligowych rozgrywek. W rozmowie z naszym portalem szkoleniowiec podkarpackiej ekipy zdradza receptę na sukces swojej drużyny. Opowiada też o ostatnim zwycięstwie nad Spójnią Stargard Szczeciński i fazie play-off.

Patryk Neumann: Fantastyczny pościg w drugiej połowie zakończony waszym sukcesem.

Dariusz Kaszowski: Niezmiernie się cieszymy. Taki kawał drogi jechać i załóżmy przegrać po walce byłoby szkoda. Dlatego podwójnie się cieszymy, że mądrością i wyrachowaniem udało się wygrać spotkanie. Gospodarze po pierwszej połowie mieli dziesięć punktów przewagi. Decydowała o tym ich niesamowita skuteczność głównie w rzutach z dystansu. Sam Adam Parzych zdobył 23 punkty. Wielki szacunek za to dla niego. Cały czas byliśmy jednak w grze. Grając mądrze, konsekwentnie i cierpliwie do końca udało się dogonić Spójnię, wyjść na prowadzenie i wygrać cały mecz.

Właściwie jednak przez trzy kwarty wyraźnie przegrywaliście. Wydawało się, że nie będziecie w stanie tego odrobić.

- To jest właśnie urok koszykówki. Tutaj do ostatniego gwizdka nie można być pewnym zwycięstwa. Staram się to wpajać moim graczom od samego początku, że gramy do końca. Cierpliwość się nam opłaciła. Nie można było rzucić się w szybkim tempie, żeby odrobić dziesięć punktów, tylko spokojnie cierpliwie grać. Aż w końcu gospodarze pękli. Znaleźliśmy ich słabsze punkty w obronie. Tą mądrą konsekwentną grą udało się wygrać.

Sokół Łańcut jest jedną z rewelacji pierwszoligowych parkietów. Przed początkiem sezonu brałby pan chyba w ciemno obecną sytuację w tabeli?

- No oczywiście. Przed początkiem sezonu truchleliśmy, czy w ogóle zespół zostanie zgłoszony do rozgrywek pierwszoligowych. Udało nam się zatrzymać podstawowych graczy z tamtego sezonu. Cieszę się, że pomimo ciężkich kontuzji dwóch podstawowych zawodników: Bartosza Dubiela i Tomasza Fortuny, od których zaczynałem budowę składu zespół funkcjonował dalej i nadal wygrywał. Przede wszystkim w meczach wyjazdowych. W Stargardzie potwierdziliśmy, że jesteśmy bardzo groźnym zespołem.

W porównaniu z poprzednim sezonem zrobiliście znaczący postęp. Jaki jest klucz do sukcesów Sokoła, bo tak, jak pan wspomniał na pewno nie lepsza sytuacja finansowa?

- Finanse były gorsze niż w tamtym roku. Kluczem do sukcesu Sokoła jest to, że tworzymy zespół. To było nawet widoczne chyba po ostatnim gwizdku sędziego, gdzie drużyna naprawdę się cieszyła. Nie ma żadnych pretensji jeden zawodnik do drugiego nawet po nieudanej akcji. Tworzymy bardzo fajny kolektyw, który rozumie się nie tylko na boisku, ale i poza nim. Jeżeli skład jest dobrze dobrany personalnie, pomimo, że nie są to wielkie nazwiska, to one się z czasem wyrabiają w lidze.

Jesteście dość nietypowym zespołem, gdyż lepiej prezentujecie się na wyjazdach niż u siebie.

- Tak, ale trzeba też nadmienić, że porażki, które ponieśliśmy u siebie były pechowe. Dwoma punktami ze Spójnią, jednym po dogrywce ze Startem Lublin i trzema z Politechniką. Zabrakło szczęścia. Warto też wspomnieć, że jesteśmy najlepszym zespołem w lidze pod względem meczów wyjazdowych.

Świetnie radzicie sobie z czołówką. Dwukrotnie ograliście MKS Dąbrowa Górnicza, Rosę Radom i Sportino Inowrocław. Gorzej idzie wam przeciwko drużynom ze środka tabeli. Zanotowaliście porażki ze Spójnią Stargard Szczeciński, Zniczem Pruszków, SKK Siedlce, czy Olimpem Start Lublin. Co jest tego przyczyną?

- Nie jesteśmy maszynami. To są tak samo ludzie, którzy w niektórych spotkaniach mają słabsze dni. Sześciu, siedmiu graczy eksploatowanych w sytuacji, gdy nie mieliśmy pełnego składu. Dla nich był to duży wysiłek. Tak, jak pan wspomniał poza liderem z Warszawy i ŁKS-em udało nam się pokonać całą czołówkę. Uważam, że jesteśmy mocnym zespołem, który przede wszystkim bardzo dobrze mobilizuje się na lepszych rywali.

Runda zasadnicza zmierza ku końcowi. Jesteście pewni udziału w fazie play-off. Zastanawiacie się już, z kim przyjdzie wam się zmierzyć?

- W ogóle nie kalkulujemy. Liga pokazuje, że jest nieobliczalna i strasznie wyrównana. Trzeba podejść z pełną koncentracją do każdego spotkania. Nie można kalkulować i przynajmniej my takiego zamiaru nie mamy. Swój cel już dawno osiągnęliśmy. To, co teraz chłopcy ugrają to tylko i wyłącznie na plus dla nich. Będzie to świadczyło dobrze o zespole, że nie kalkuluje. Fajnie by było utrzymać pierwszą czwórkę na koniec rundy zasadniczej i zobaczymy, co będzie dalej. Trochę szczęścia i jeżeli zdrowie będzie pozwalało uważam, że jesteśmy w stanie pokazać jeszcze kawał dobrej koszykówki.

W następną sobotę zmierzycie się z Polonią 2011 Warszawa. Jest, więc chyba świetna okazja, żeby poprawić również bilans na własnym parkiecie.

- Nie chciałbym też tego tak odbierać, że nie jesteśmy drużyną własnego parkietu. Do tej pory byliśmy zespołem własnego parkietu. Tak, jak wspomniałem wcześniej brakowało trochę szczęścia. Na pewno zespół Polonii 2011 jest w naszym zasięgu. Będziemy chcieli u siebie odrobić te punkty, które straciliśmy we wcześniejszych spotkaniach. Mam nadzieję, że uda nam się ich pokonać, chociaż jestem daleki od lekceważenia tego młodego zespołu, który nie raz pokazał, że naprawdę jest bardzo groźny. Jeżeli na początku im się pozwoli to mogą uwierzyć, że potrafią rozstrzygnąć spotkanie na swoją korzyść. Najlepszy przykład z początku sezonu, gdy trzech zawodników rzuciło ponad trzydzieści punktów i wygrali mecz z AZS-em Radex Szczecin. To są młodzi chłopcy, którzy na pewno potrafią grać w koszykówkę i wszystko przed nimi.

W trakcie rozgrywek sprowadził pan niechcianego właśnie w Spójni Marcela Wilczka. Można powiedzieć, że odkrył pan talent tego koszykarza.

- Czy on był w tym zespole potrzebny, czy nie to czas pokaże. Zaobserwowałem tego chłopaka jeszcze, gdy grał w Zastalu Zielona Góra. Dostawał tam kilka minut, gdy był przepis o konieczności gry młodzieżowca. Wtedy wpadł mi w oko. Cały czas o nim myślałem. Chciałem sprowadzić go przed tym sezonem. Był już wtedy dogadany ze Spójnią. Odmówił mi, podziękował za propozycję. Nadarzyła się okazja, że w trakcie sezonu Spójnia zrezygnowała z niego. Bardzo szybko doszedłem do porozumienia z Marcelem. Przyszedł do nas i myślę, że na pewno nie żałuje tej decyzji. Może się rozwijać i co raz głośniej o nim słychać na pierwszoligowych parkietach.

Jaką rolę odgrywa Wilczek w pana drużynie?

- Bardzo szybko się wkomponował w zespół. Może przeciwko Spójni nie pokazał swoich możliwości tego, co gra u nas w Łańcucie. Wiadomo, trochę trema zrobiła swoje. Chciał się pokazać swojej byłej publiczności, ale uważam, że już druga połowa w jego wykonaniu była bardzo pozytywna.

Źródło artykułu: