Po niedzielnym meczu trener gdynianek był zawiedziony wynikiem. - Nie wiem, dlaczego tyle osób gratulowało nam postawy w obu meczach w Krakowie? Nie przyjechaliśmy przecież tutaj żeby zagrać tylko dobre mecze. To nie były przecież sparingi! Przyjechaliśmy do Krakowa, żeby wygrać oba spotkania. Niestety nie zdołaliśmy wypełnić naszych celów, więc nie ma czego gratulować - powiedział zdegustowany Georgios Dikaioulakos.
Zawodniczki Lotosu Gdynia robiły co mogły, żeby w niedzielę wyszarpać wygraną z rąk Wisły Can Pack Kraków, ale sztuka ta ostatecznie im się nie udała, a wszystko rozstrzygnęło się dopiero w ostatnich sekundach meczu, kiedy to gospodynie skutecznie egzekwowały rzuty wolne zapewniając sobie drugi triumf w serii do trzech zwycięstw. - Po raz kolejny to ja muszę pogratulować drużynie Wisły - mówił grecki trener. - Zagraliśmy dobre spotkanie, ale to krakowianki zagrały twardziej, zagrały sprytniej i potrafiły rozstrzygnąć losy meczu na swoją korzyść.
Duet trenerski Lotosu Gdynia: Georgios Dikaioulakos oraz Dariusz Raczyński
Po przegranej w sobotę obrończynie mistrzowskiego tytułu chórem powtarzały, że w niedzielę zagrają jeszcze lepiej, a Wisła będzie miała jeszcze trudniej. Wszystko to spełniło się w stu procentach, ale niestety dla gdynianek, wisienkę na torcie kolejny raz zjadły zawodniczki spod znaku Białej Gwiazdy.
- Wykonaliśmy kawał dobrej pracy w defensywie. Staraliśmy się jak tylko mogliśmy, żeby skomplikować życie gwiazdom Wisły. Niestety nie wyszło to do końca tak, jak sobie to założyliśmy i przez to przegraliśmy - szukał przyczyn porażki trener Lotosu. - W pewnym momencie zwolniliśmy też tempo gry, a Wisła to wykorzystała, bo zagrała w tym momencie bardzo agresywnie. Myślę, że w końcówce ostatecznie przegrał ten zespół, który był bardziej zmęczony.
Nie ma się co dziwić, że trener wspomniał o zmęczeniu. W niedzielę w Lotosie po raz kolejny zagrało tylko siedem zawodniczek, a trzeba dodać, że Ketia Swanier w połowie czwartej kwarty nabawiła się urazu i już nie powróciła do gry. - Myślę, że nie jest to poważny uraz. Z tego co wiem zawodniczka ma rozcięcie wewnątrz jamy ustnej, więc nie powinno być źle - tłumaczył Dikaioulakos, dla którego strata przebojowej Amerykanki mogłaby okazać się już totalnym kataklizmem.
Pomimo dwóch porażek oraz plagi kontuzji trener zespołu z Trójmiasta nie zamierza się poddać, a wręcz przeciwnie - w przyszłość patrzy bardzo optymistycznie. - Uważam, że w tej rywalizacji nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte. Mamy teraz dwa mecze u siebie w Gdyni i mamy wszyscy nadzieję, że zdołamy powrócić do Krakowa na decydujące spotkanie. Myślę, że drużyna, która wygra ten półfinał, ostatecznie zostanie mistrzem Polski - mówi jasno.
Szkoleniowiec mistrzyń Polski był również w niedzielę pod wielkim uznaniem pracy trójki sędziowskiej, która nie miała łatwego zadania. Jak jednak mówi szkoleniowiec ze swojego zadania panowie z gwizdkami wywiązali się w stu procentach dobrze. - Nigdy nie komentuję pracy sędziów, ale muszę tym razem coś powiedzieć. Gratuluję pracy sędziom, że posędziowali to niedzielne spotkanie perfekcyjnie, a mecz był przecież niesamowicie trudny dla nich - zakończył Dikaioulakos.
Teraz przed trenerem Lotosu i jego zawodniczkami kilka dni na poszukanie czegoś, co we własnej hali może sprawić, że to mistrzynie Polski będą mogły cieszyć się z wygranej. Każda kolejna porażka spowoduje bowiem, że Lotos nie stanie do obrony mistrzowskiego tytułu w wielkim finale Ford Germaz Ekstraklasy w bieżących rozgrywkach.