Mimo że gdynianki dwukrotnie były blisko wygranej w stolicy Małopolski, nie zdołały wywieźć choćby jednego triumfu. Krakowianki perfekcyjnie wychodziły z ogromnych opresji, przechylały szalę na swoją stronę. Biała Gwiazda w idealnym momencie przystępowały do ofensywy. Dokładnie wtedy, gdy rywalki były zmęczone, dogorywały, bo wąska rotacja, do której trener Georgios Dikaioulakos był zmuszony, uniemożliwiała im odetchnięcie i powrót do walki z wielką determinacją i intensywnością.
- Wydaje mi się, że mamy powody do radości. Zaprezentowałyśmy dobry poziom, mimo agresywnej obrony Lotosu, który starał nam się za wszelką cenę uprzykrzyć życie, uniemożliwić łatwe zdobywanie punktów spod kosza i po penetracjach. W końcówce wrzucałyśmy jednak szósty bieg, poprawiałyśmy skuteczność i dzięki temu wygrywałyśmy - mówi Ewelina Kobryn, która w dwóch meczach półfinału play-off notowała przeciętnie aż 16 punktów i 6 zbiórek.
Reprezentantka Polski wraz z pozostałymi wysokimi wiślaczkami zrobiły ogromną różnicę na parkiecie. Milka Bjelica nie dość, że nie należy do asów defensywy, to jeszcze była praktycznie osamotniona. Do pomocy otrzymała tylko Małgorzatę Misiuk. Toteż nic dziwnego, że takie zawodniczki, jak Kobryn, Jelena Leuczanka, Nicole Powell i Magdalena Leciejewska zdobywały łącznie w obu spotkaniach po 41 oczek. Dla porównania wysokie koszykarki Lotosu 12 i 11.
Interesującym, zarazem kontrowersyjnym komentarzem podzielił się Mieczysław Krawczyk. Prezes Lotosu Gdynia stwierdził na łamach "Polski Dziennika Bałtyckiego", że wiślaczki schodząc z parkietu nie były nawet uśmiechnięte. - Byłyśmy bardzo szczęśliwe, że udało nam się wygrać oba mecze, że skończyły się dla nas pomyślnie! Nie wiem skąd takie insynuacje. Aktualnie jest 2-0 dla nas i przed nami trzeci mecz w Gdyni. Chcemy zakończyć rywalizację na trzech spotkaniach, ale zdajemy sobie sprawę, że nie będzie łatwo - odpowiada z przekonaniem Kobryn.
W piątek dojdzie do meczu numer trzy, ale tym razem przewaga parkietu należy do obrończyń tytułu. Żółto-niebieskie nadal nękają kontuzję, ponownie nie zagrają Daria Mieloszyńska, Marta Jujka i Magdalena Kaczmarska. Ale to nie koniec, bo lista wydłużyła się o Naketię Swanier.
- Mamy w zespole prawdziwy szpital. Absencja tych trzech zawodniczek bardzo ogranicza nam rotację polskich koszykarek. Na domiar złego w drugiej konfrontacji z Wisłą więzadła poboczne naderwała Naketia Swanier, dla której sezon już się zakończył. Kiedy my będziemy grać trzeci mecz z Wisłą, Amerykanka będzie w drodze do domu - przyznał dla PAP Krawczyk.
W tej sytuacji zespół Jose Ignacio Hernandeza powinien mieć nie tylko ogromną przewagę pod tablicami, ale dorównywać przeciwniczkom na obwodzie, który w pierwszych dwóch meczach lepiej funkcjonował w Lotosie.
- Szukamy ich wszędzie (słabych stron - przyp. red.), bo chcemy zdobywać proste punkty. Ale na pewno większe możliwości mamy na obwodzie. Mimo wielu dogodnych sytuacji, niekiedy nawet czystych pozycji, często pudłowałyśmy. Żeby wygrać w Gdyni musimy zagrać tak jak w pierwszych dwóch meczach i poprawić się na dystansie, wtedy nie będzie problemu ze zwycięstwem - dodaje Kobryn.
Najlepszy zespół sezonu zasadniczego po raz drugi zawita do Trójmiasta. W pierwszej konfrontacji lepsze - po twardej walce - okazały się gospodynie.
- Wtedy byłyśmy osłabione, bo nie zagrały Jelena Leuczanka i Nicole Powell. Zresztą to było spotkanie rundy zasadniczej, a teraz mamy play-off. Drużyna inaczej funkcjonuje na tym etapie, jesteśmy agresywniejsze - kończy środkowa Wisły.