Mateusz Kołodziej: W styczniu odszedł pan z drugoligowego MOSiR-u Krosno. Może pan powiedzieć jakie były tego przyczyny?
Piotr Warawko: Generalnie przyczyny osobiste.
Może pan to rozwinąć?
- Z ciężkim sercem rozstałem się zarówno z drużyną, jak i zarządem, kontrakt został rozwiązany za porozumieniem stron. Dalej utrzymuje jednak kontakt z zarządem na bardzo sympatycznych relacjach. Myślę, że nie do końca pasowałem do koncepcji trenera Żmudy.
Miał pan konflikt z trenerem Żmudą?
- Nie, nie było konfliktu. Po prostu nie byłem zawodnikiem takim, jakim trener Żmuda by mnie widział. Staraliśmy się zmieniać kilka moich koszykarskich nawyków pod koncepcje trenera, jednak nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka.
A jak oceni pan krośnieński zespół i całą drugą ligę?
- Drużyna MOSiR-u to przede wszystkim świetna organizacja, dobre zaplecze treningowe, dobrzy doświadczeni zawodnicy. Widać wyraźnie, że w tym mieście rośnie atmosfera na basket! Co do drugiej ligi. W grupie C (w tej grupie występował w poprzednim sezonie zespól MOSiR-u - przyp.red.) były cztery mocne drużyny. Dąbrowa, Krosno, Katowice i Kielce. Myślę, że śmiało można powiedzieć, że trzy pierwsze ekipy grały na pierwszoligowym poziomie. Generalnie istniała duża przepaść między tymi drużynami, a pozostałymi zespołami.
Drużyna MOSiR-u Krosno, dzięki dzikiej karcie jaką otrzymała od Polskiego Związku Koszykówki, zagra w nowym sezonie w 1 lidze. Jest pan za takim sposobem awansowania, czy preferuje pan sportową rywalizację?
- Oczywiste jest, że o wiele ciężej jest wywalczyć awans. Czasem nie można jednak sobie na to pozwolić, bo jak wiadomo przepisy odnośnie awansów w przeciągu kilku ostatnich lat kilkakrotnie się zmieniały. To jest biznes i ciężko jest utrzymać sponsorów, którym bardziej opłaca się wykładanie pieniędzy na uczestniczenie w rozgrywkach w wyższej lidze. Trzeba pamiętać, że to już nie jest tylko sport, to jest sposób na zarabianie pieniędzy, na życie dla sportowców, trenerów, działaczy... a wiadomo, że sponsor dając pieniądze, żąda czegoś w zamian.
Przed powrotem do polskiej ligi, spędził pan cztery lata w Stanach Zjednoczonych, reprezentując m.in. barwy akademickich drużyn w lidze NCAA. Jest pan zadowolony z tamtego okresu?
- Zdobyłem dwa stopnie naukowe, zapoznałem się z kulturą amerykańską, poznałem dużo ciekawych ludzi, zwiedziłem kawał Stanów Zjednoczonych, na dodatek grałem z dużo lepszymi od siebie zawodnikami. Przeżyłem same pozytywne doświadczenia, nauczyłem się wiele, nie tylko koszykówki, a przede wszystkim życia. Nie ma czego żałować.
Natomiast po odejściu z Krosna, znalazł pan zatrudnienie w jednym z duńskich klubów. Może pan powiedzieć coś więcej o swojej drużynie?
- Trafiłem do drużyny, która miała szanse grać w fazie play-off duńskiej ekstraklasy, jednak po moim dołączeniu do drużyny, kontuzji doznał pierwszy strzelec zespołu i sezon skończył się utrzymaniem w lidze. Miałem propozycje pozostania w tym zespole na przyszły sezon jednak zdecydowałem się wrócić do Polski.
W jakim więc klubie w sezonie 2008/2009 występować będzie Piotr Warawko?
- Tego nie wiem. Prowadzę rozmowy z dwoma zespołami, jednak możliwe, że zdecyduję się na kontynuowanie nauki na jednej z wrocławskich uczelni i zajmę się czymś innym niż koszykówka.
Na koniec porozmawiajmy o dość głośnej sprawie, którą z uwagą śledzi cała koszykarska Polska. Jest pan wrocławianinem, dlatego chyba nie przechodzi pan obojętnie obok tego, co ostatnio dzieje się z wrocławską koszykówką...
- Jakoś specjalnie nie interesuje się teraz tym problemem. Generalnie uważam, iż powinny być dwa kluby na najwyższym poziomie rozgrywek we Wrocławiu (tak jak to było kiedyś) oraz jeden zespół pierwszej ligi i dwa, trzy drugoligowe. Na razie jak widać problemem jest utrzymanie jakże zasłużonego dla miasta Śląska Wrocław i 2go ligowego zaplecza. Nie znam dokładnie sytuacji, więc dalej się nie wypowiadam.