Umiejętności, a nie paszport - wywiad z Emirem Mutapciciem, trenerem Anwilu Włocławek

Emir Mutapcić zjawił się we Włocławku w grudniu ubiegłego roku i wówczas przejął schedę po Igorze Griszczuku. Rozbitego od środka i zdemotywowanego zespołu nie był w stanie doprowadzić do walki o medale, lecz włodarze klubu docenili jego ciężką pracę i zaproponowali mu kontrakt na kolejny rok, a co za tym idzie - wolną rękę w doborze składu. - Chcieliśmy zbudować drużynę w inny sposób i myślę, że jesteśmy silniejsi niż w zeszłym roku - mówi szkoleniowiec w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Jak mija okres przygotowawczy Anwilu Włocławek? Jest pan zadowolony z postawy swoich zawodników?

Emir Mutapcić: W moim przekonaniu zawodnicy trenują naprawdę ciężko i solidnie przygotowują się do sezonu. Bardzo przydatny był obóz w Karpaczu, bo tam koszykarze nie tylko trenowali razem, ale musieli ze sobą przebywać poza treningami, razem jadać, rozmawiać ze sobą itd. Dzięki temu budowaliśmy pewną harmonię i atmosferę w zespole i myślę, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty.

Kawał dobrej roboty jeśli chodzi o przygotowanie merytoryczne, taktyczne, fizyczno-kondycyjne czy jeśli chodzi o budowę chemii w zespole?

- Myślę, że jedno i drugie. W mojej ocenie zmierzamy we właściwym kierunku, choć oczywiście nie obyło się bez problemów. Jednym z nich była np. strata Tomka Cielebąka, u którego wykryliśmy kontuzję. Brak tak doświadczonego koszykarza, a na dodatek Polaka, sprawił, że przez moment nie mogliśmy trenować tak, jakbym chciał. To znaczy, nieobecność Tomka odbiła się na naszych treningach taktycznych. Oprócz tego było oczywiście kilka innych drobnostek, jakichś mniej istotnych urazów, ale to akurat jest wkalkulowane w każde przygotowania. Teraz, po powrocie Dardana (Berishy - przyp. M.F.) trenujemy już normalnie i z optymizmem patrzę w przyszłość.

Mam rozumieć, że jest pan zadowolony ze składu, którym pan będzie dysponował w trakcie sezonu?

- Udało nam się skonstruować bardzo ciekawy zespół. Mamy graczy doświadczonych, ale i młodych, reprezentantów kraju, a także koszykarzy, którzy dopiero uczą się koszykówki, takich, którzy nie znają gry w Europie i takich, którzy są ograni na parkietach europejskich. Myślę, że to bardzo interesująca kombinacja i dlatego, tak jak już powiedziałem, spoglądam w przyszłość optymistycznie.

Na pewno miał pan w głowie sporo pytań odnośnie swoich zawodników przed meczami kontrolnymi. Czy znalazł pan odpowiedzi choć na kilka z nich?

- Rzeczywiście kilka odpowiedzi znalazłem. Na przykład zastanawiałem się, czy po stracie Tomka Cielebąka będziemy rzeczywiście potrzebowali gracza, który zajmie wakat po nim. Dziś już wiem, że musimy rozwiązać tę sytuację poprzez transfer nowego koszykarza. Poza tym testowaliśmy także ustawienia pod kątem gry w lidze. Wiadomo, że nadal utrzymał się przepis o dwóch Polakach, więc patrzyliśmy z uwagą, jak zespół gra, gdy kieruje nim Louis Hinnant i dwaj Polacy grają na innych pozycjach, a jak gdy rozgrywa Marcin Nowakowski i jest jednym z tych dwóch Polaków. Poza ocenialiśmy graczy nowych ale nie pod kątem ich przydatności, ale pod kątem przebiegu ich adaptacji w nowym miejscu.

A czy myślał pan o tym by zatrzymać w składzie niektórych koszykarzy z ubiegłego sezonu?

- Nie chciałbym teraz skupiać się na konkretnych nazwiskach. Szanuję tamtych chłopaków, ale z racji tego, że tamten sezon nie poszedł po naszej myśli... Powiem tak: w pewnym momencie budowy drużyny wszystko było możliwe, niektórych graczy z poprzedniego sezonu braliśmy pod uwagę, choć nie byli dla nas priorytetowi.

Czym różni się obecny zespół od tego z zeszłego roku?

- Na pewno chcieliśmy zbudować zespół w inny sposób. Przede wszystkim nie chciałem mieć dwóch Amerykanów na pozycji rozgrywającego, bo to bardzo mocno ogranicza rotację, a jednocześnie chciałem mieć Polaka czy Polaków na każdej pozycji. Poza tym zarówno Chris Thomas, jak i D.J. Thompson byli dość niscy i stąd brało się wiele naszych problemów. Fizycznie nie umieli sprostać niektórym rywalom, a w ofensywie nie byli w stanie dać nam tego, czego oczekiwaliśmy i tych błędów chcieliśmy uniknąć w tym roku. Teraz mamy Louisa i Marcina i czas pokaże czy nas zamysł był słuszny. A przecież podobnie wygląda sytuacja na innych pozycjach. Posiadanie zróżnicowanego składu i posiadanie kilku znaczących Polaków na pewno pozytywnie wpłynie na rotację. Tak naprawdę mogliśmy teraz wystawić obecnie piątkę złożoną z samych Polaków, czego nie dało zrobić się rok temu: Nowakowski-Berisha-Majewski-Glabas-Hajrić i myślę, że nie byłby to zły pomysł. Oczywiście byliśmy zobligowani budżetem, którego nie mogliśmy przekroczyć. W naszym przypadku oznaczało to dylemat czy więcej pieniędzy przeznaczyć na tę pozycję czy na tamtą. Czy zatrudnić droższego tego zawodnika, czy innego itd. Podsumowując, myślę, że jesteśmy silniejsi niż w zeszłym roku, zwłaszcza pod koszem i będziemy mogli grać koszykówkę bardziej urozmaiconą.

Ten zespół będzie łatwiejszy w prowadzeniu i trenowaniu niż zeszłoroczny?

- Na pewno, chociażby z tego powodu, że za ten to ja jestem za niego odpowiedzialny w stu procentach. To ja dobierałem tych zawodników i jestem z nimi od początku przygotowań. Tego nie było w zeszłym roku, gdy przejąłem drużynę źle zbudowaną. Teraz od początku wiedziałem jakich koszykarzy chcę na daną pozycję, a jeśli nie mówiłem o nazwiskach, to wiedziałem przynajmniej jaki styl musi prezentować zawodnik. Poza tym, starałem się też szukać takich graczy, których znałem, stąd we Włocławku jest Allen; w styczniu poznałem Louisa, który zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie; od kilku lat znałem Edwardsa. Uważam, że ten fakt, że znam zespół od początku, bo sam go tworzyłem, będzie naszym atutem.

Trenerze, a skąd pomysł na stworzenie zespołu złożonego tylko z Polaków i Amerykanów? To dzieło przypadku czy efekt działania zamierzonego?

- Ja jako trener nie mam uprzedzeń co do tego, z kim pracuję. W swojej karierze pracowałem już z Amerykanami, Serbami, Bośniakami, Niemcami, Turkami, tureckimi Niemcami, niemieckimi Turkami i jednego się nauczyłem - dobry zawodnik zawsze będzie dobrym zawodnikiem ze względu na swoje umiejętności, a nie na paszport. Natomiast jeśli pytamy jak do tego doszło, że w zespole są tylko Polacy i Amerykanie, odpowiem bardzo prosto: na chwilę obecną nie stać nas na zatrudnienie dobrego koszykarza z dowolnego kraju europejskiego. W tym roku, ze względu na lokaut, ceny koszykarzy bardzo poszły w górę.

W zespole rzuca się przede wszystkim brak centymetrów pod koszem. Nie sądzi pan, że to może być problem w trakcie sezonu?

- (chwila zastanowienia) Nasz podstawowy środkowy Corsley Edwards mierzy około 206 cm wzrostu. I mierząc te 206 cm grał w NBA, a przy tym ważył jeszcze 135 kilo. OK, wzrost jest bardzo ważny dla środkowego, ale nie najważniejszy. Wzrost to nie wszystko. Proszę zwrócić uwagę, że w zeszłym sezonie w Eurolidze wiele drużyn grało bez typowego centra, a z dwoma silnymi skrzydłowymi, którzy mierzyli między 202 a 204 cm. Mogę podać jeszcze inny przykład - w sezonie 2002/2003, gdy trenowałem Albę Berlin, postanowiliśmy sprowadzić do zespołu Quadre Lollisa, który oficjalnie mierzył 201 cm. Od początku byłem bardzo sceptyczny wobec niego, a gdy go zobaczyłem, moje negatywne nastawienie się jeszcze spotęgowało. Quadre w rzeczywistości mierzył około 196-197 cm, ale w żaden sposób to nie przeszkodziło mu być najlepszym zbierającym ligi. Ja doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie mamy bardzo wysokich graczy, ale mamy system gry, który pasuje do tych zawodników, których mamy.

Czy zespół już na tę chwilę ma lidera? Czy takowy lider wykreuje się może w trakcie sezonu?

- To, co od początku przygotowań wpajam swoim zawodnikom to, to że jeśli chcemy iść w tym kierunku, który sobie obraliśmy, musimy trzymać się trzech prostych zasad. Po pierwsze musimy grać bardzo, bardzo twardą koszykówkę. Co to oznacza? Mianowicie każdy zawodnik musi dawać z siebie sto procent nie tylko dla własnego rozwoju, ale także dla drużyny. W każdym meczu musi być walka, tak samo z resztą jak na każdym treningu. Mam wrażenie, że rok temu w zespole tego właśnie nie było. W tym sezonie nie będzie zawodników odpowiedzialnych za brudną robotę i zdobywanie punktów. Wszyscy mają walczyć i wszyscy mogą zdobywać punkty. I to wiąże się z drugim aspektem - niesamolubną postawą. Skoro wszyscy mogą oddawać rzuty i zdobywać punkty to wszyscy. Nie ma, że ktoś jest młodszy, to na razie ma tylko statystować. Jeśli jest otwarta pozycja, to oddanie rzutu nigdy nie jest błędem. Nietrafienie do kosza też nie jest błędem. Błędem jest oddanie rzutu, gdy inny zawodnik trzy metry od ciebie stoi na otwartej pozycji. Dlatego bardzo mocno będziemy nastawiać się na grę zespołową, a liderów będą kreowały mecze. Trzecią moją zasadą jest natomiast przygotowanie fizyczne, znowu element, którego w mojej ocenie zabrakło w zeszłym sezonie. Trenować i grać twardo, a także grać zespołowo możemy bowiem tylko wtedy, gdy jesteśmy zdrowi w 100 procentach. Stąd od kilku tygodni jest z nami Dominik Narojczyk, trener od przygotowania fizycznego, który zadba o to, by nasi koszykarze nie padali ofiarami urazów. Oczywiście czasami pewne rzeczy dzieją się niezależnie od nas, ale mam wrażenie, że jeśli te trzy elementy połączymy w jedno, wówczas lider w zespole nie będzie potrzebny. Liderem będzie sam zespół.

Jaką rolę zatem w tym zespole będą spełniać juniorzy? Wojtek Glabas, Michał Sokołowski, Michał Pietrzak, Kamil Maciejewski czy Mateusz Rutkowski?

- Przede wszystkim, oni są nam bardzo potrzebni by zachować równowagę w zespole. Nie można trenować mając do dyspozycji tylko dziesięciu zawodników. Koszykarzy na każdym treningu musi być dwunastu albo i więcej. Ja bardzo mocno stawiam na treningi wieczorne, bo wtedy właśnie uczestniczą w nich nasi juniorzy, którzy od rana, nie wszyscy, ale część, są w szkole. W mojej opinii zespół, który nie ma juniorów, nie ma prawa myśleć o przyszłości. Juniorzy są potrzebni nie tylko po to, by teraz uczyli się od starszych kolegów i by kiedyś można było zainwestować w nich zamiast sprowadzić kogoś z zagranicy. Są potrzebni także po to by wymuszać presję na graczach pierwszej piątki. Przecież nastoletni junior jest przeważnie szybszy od gracza, który dobiega 30-stki. I ten 30-latek musi jednak zmusić się do pewnego wysiłku i trenować na sto procent na każdym treningu, by młodszy junior go nie ogrywał. To wszystko ma swój cel.

Będzie pan na nich stawiał już w tym sezonie? Otrzymają chociaż po kilka minut w meczu?

- Ilości minut nikomu nie mogę zagwarantować. Nasz program, który sobie założyliśmy w klubie, przewiduje jednak wdrażanie młodszych zawodników do pierwszego składu. Wiadomo, że oni głównie mają uczyć się od swoich starszych kolegów i wywierać na nich presję podczas treningów, ale mam nadzieję, że będę mógł ich sprawdzić w warunkach meczowych. Kiedy jednak to nastąpi, tego nawet ja sam nie wiem.

Ostatnie pytanie - czego oczekuje pan po nadchodzącym sezonie. Jaki cel stawia pan przed drużyną i samym sobą?

- Nie mam jednego sprecyzowanego celu. Oczywiście bardzo chciałbym zajść dalej, niż w zeszłym sezonie, to oczywiste, a co za tym idzie - myślę, że naszym celem jest zajęcie miejsca w pierwszej czwórce i walka o medale. W moim przekonaniu to bardzo możliwe. Ponadto mam nadzieję, że wypromujemy któregoś z młodszych graczy w ten sposób, że w kolejnym sezonie będzie pełnoprawnym członkiem zespołu.

Komentarze (0)