Gdy Łukasz Wichniarz trafił z dystansu i na trzy minuty przed końcem spotkania Kotwica Kołobrzeg wygrywała 80:71, fani zgromadzeni w hali Milenium rozpoczęli świętowanie. Wcześniej bowiem gospodarze ani razu nie wyszli na tak wysokie prowadzenie, gdyż wynik właściwie od pierwszej do ostatniej minuty oscylował wokół remisu.
Radość fanów i trenera Tomasza Mrożka okazała się jednak przedwczesna, wszak w kolejnej akcji, również rzutem z daleka, popisał się Piotr Pamuła, dla którego był to siedemnasty punkt w meczu. Występ reprezentanta Polski przeszedłby jednak bez większego echa, gdyby nie Michał Nowakowski. 23-letni skrzydłowy to prawdziwe objawienie Politechniki w ekstraklasie w momencie, gdy cała uwaga mediów skupiona jest na Mateuszu Ponitce i Michale Michalaku.
Nowakowski w dwie minuty zdobył aż osiem punktów, trafiając w tym czasie dwukrotnie zza linii 6,75 i tym samym sprawił, że do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka, choć jeszcze pod koniec czwartej kwarty szanse na przechylenie szali na korzyść swoich zespołów mieli Oded Brandwein i Pamuła, ale obaj spudłowali.
Izraelczyk z polskim paszportem nieźle rozpoczął dodatkowe pięć minut, lecz z akcji na akcję było coraz gorzej i skończyło się na popełnieniu dwóch fauli i stracie. Pamuła tymczasem najpierw wyprowadził swój zespół na prowadzenie 89:86, a chwilę później przymierzył zza łuku i prowadzenie stołecznej drużyny wzrosło do sześciu oczek (92:86). Do końca spotkania pozostawało wówczas trzy i pół minuty, więc "Czarodzieje z Wydm" mieli dużo czasu, by jeszcze podjąć walkę o wynik.
Tymczasem kosze w hali Milenium wydawały się być, nomen omen, "zaczarowane" i już do ostatniej syreny ani miejscowi, ani przyjezdni nie zdobyli punktów z gry. Kolejne cegiełki dokładane były zatem z linii rzutów wolnych i w tym elemencie ponownie brylował Pamuła - najpierw trafił na pół minuty przed końcem, a następnie to samo powtórzył kilkanaście sekund później. Trener Starcević mógł się uśmiechnąć...
Do tej pory to kołobrzeżanie byli mistrzami końcówek - w dramatycznych okolicznościach najpierw pokonali AZS Koszalin, a potem Siarkę Jezioro Tarnobrzeg. Teraz jednak szczęście było po stronie rywala, który wygrał zasłużenie. Młodzi podopieczni chorwackiego trenera momentami grali jak doświadczeni wyjadacze i kluczowych momentach pojedynku zachowali więcej zimnej krwi. Dodatkowo, przez 45 minut prezentowali się jak prawdziwy zespół - zanotowali aż 19 asyst, z czego 11 miał oczywiście Łukasz Wilczek. Koszykarze Kotwicy częściej decydowali się na grę indywidualną i to nie przynosiło korzyści - Jessie Sapp trafił tylko 4 z 15 prób z gry, Reginald Holmes 4 z 11, a wspomniany Wichniarz - 4 z 10.
Kotwica Kołobrzeg - AZS Politechnika Warszawska 87:97 (18:18, 18:21, 24:18, 24:27, 3:13)
Kotwica: Brandwein 17, Holmes 17, Kwiatkowski 12, Wichniarz 11, Harris 9, Sapp 9, Diduszko 8, Djurić 2, Rduch 2
AZS Politechnika: Pamuła 26, Nowakowski 25, Kolowca 10, Karwowski 9, Michalak 7, Mokros 6, Pełka 4, Ponitka 4, Popiołek 4, Wilczek 2