Po meczu z Treflem Sopot gracze Anwilu Włocławek niemalże chórem mówili to samo: że taka wygrana, odniesiona dzięki trefieniu na kilka sekund przed końcem, spowoduje zupełną zmianę w zespole pod względem atmosfery oraz da energię do wygrywania w kolejnych spotkaniach. I mieli rację, gdyż środowa wygrana ekipy z Kujaw nad Energą Czarnymi Słupsk była w dużej mierze wynikiem pewności siebie, którą włocławianie zaprezentowali od pierwszych minut.
- Wygraliśmy bardzo istotny pojedynek. Po fatalnym meczu w Łodzi wygrywamy już drugi raz z rzędu i to z bardzo solidnymi rywalami, więc za to moim graczom należą się słowa uznania. Myślę, że definitywnie wróciliśmy do gry po tamtej porażce na inaugurację sezonu - mówi trener Emir Mutapcić, którego po porażce z ŁKS odsądzano od czci i wiary. Bośniakowi zarzucano m.in. to, że zespół nie ma stylu, nie umie bronić oraz nieumiejętnie kreuje grę w ataku. W Słupsku zobaczyliśmy wszystkie te elementy.
O tym, jak mądrze potrafią zagrać włocławianie niech świadczy fakt z 2. minuty spotkania, kiedy to najważniejszy gracz ofensywy Anwilu, Corsley Edwards "złapał" drugie przewinienie i usiadł na ławce rezerwowych. Dogrywający większość piłek do Amerykanina na początku meczu, Krzysztof Szubarga od tego momentu zupełnie zmienił opcję i głównie rozprowadzał akcje swojego zespołu na skrzydłach. Efekt? Cztery celne trójki w pierwszej kwarcie i prowadzenie 25:12.
I choć przewaga włocławian zmalała jeszcze przed przerwą do tylko czterech oczek (42:38), to po kolejnej odsłonie nie zostało z niej już nic (59:60), a ostatnie dziesięć minut znowu należało do gości. - Wygraliśmy ten mecz w dużej mierze dlatego, że byliśmy lepsi pod względem fizycznym w końcówce spotkania, mam na myśli ostatnie sześć, siedem minut. Wydaje mi się, że po prostu mieliśmy więcej energii, a co za tym idzie - mogliśmy bronić bardzo twardo. Tak, defensywa z ostatnich minut była po prostu świetna. Dzięki niej kontrolowaliśmy pick and rolle, solidnie graliśmy na tablicach i uruchomiliśmy kilka kontrataków - tłumaczy szkoleniowiec Anwilu.
Ostatnią kwartę "Rottweilery" zwyciężyły 22:12 i tym samym cały mecz 81:72. Poza tym, że Anwil bardzo twardo bronił, umiał także wykorzystać swoje mocne strony w ataku - kilka zagrań punktami zakończył Edwards, Szubarga trafił swoją czwartą trójkę przy stanie 69:67 na trzy minuty przed końcem, a dzieła zniszczenia dokończyli rzutami wolnymi John Allen i Seid Hajrić.
O tym, że w zespole nie ma już śladu po kompromitującej porażce z ŁKS Łódź, niech świadczy również fakt, że Anwil wygrywa mimo problemów ze zdrowiem, a każdy gracz zostawia na parkiecie serce. - Chciałbym bardzo mocno wyróżnić Łukasza Majewskiego i Seida Hajricia, którzy zdecydowali się być z drużyną na dobre i na złe i pomimo urazów, z którymi zmagają się od jakiegoś czasu i pomimo tego, że nie trenowali od meczu z Treflem. Obaj stwierdzili jednak, że wyjdą na parkiet w Słupsku i to jest postawa, którą należy wyróżnić i pochwalić - opowiada kulisy środowego spotkania trener włocławian.
Drugie zwycięstwo z rzędu sprawiło, że Anwil wrócił do gry i to mocnym uderzeniem. Niemniej we Włocławku nadal zdają sobie sprawę, że forma zespołu nie jest doskonała i potrzeba jeszcze wielu dni ciężkiej pracy, by dyspozycja koszykarzy ustabilizowała się na wysokim poziomie. - Musimy pamiętać, że to dopiero trzeci mecz w sezonie i przed nami jeszcze wiele potu wylanego na treningach. Sporo jest elementów, które musimy poprawić i na tym będziemy koncentrować się w najbliższym czasie. Dotyczą one zarówno gry w ataku, jak i obronie - dodaje Mutapcić, a kolejny sprawdzian przed Anwilem już w niedzielę. Do Hali Mistrzów zawita Polpharma Starogard Gdański.