Adam Popek: Sobotnia wygrana była już waszą trzecią w obecnym sezonie. Z racji sporej przewagi jaką posiadaliście chyba możecie być w pełni zadowoleni?
Michał Musijowski: Oczywiście, że tak. Z każdego zwycięstwa należy się cieszyć, a tym bardziej jeśli zostało odniesione w dobrym stylu. Naszym założeniem jest wygrywać przede wszystkim na własnym parkiecie i w ten sobotni wieczór udowodniliśmy, że na swoim terenie jesteśmy naprawdę mocni. Nie zmienia to oczywiście faktu, że z każdym tygodniem chcemy być jeszcze lepsi i jestem przekonany, że to co pokazaliśmy nie było jeszcze wszystkim na co nas stać. Cieszy jednak to, że zdołaliśmy zakończyć pomyślnie rywalizację z AZS-em, bo na wyjazdach jest naprawdę bardzo ciężko cokolwiek ugrać. Zresztą o tym przekonaliśmy się niedawno w Toruniu, gdzie jak wiadomo przegraliśmy dosyć wyraźnie. Na szczęście oprócz pojedynków na obcym terenie, możemy grać również u siebie i tutaj po prostu musimy umieć pokazać swoją wyższość.
Tym samym można powiedzieć, że w pełni zrehabilitowaliście się za wspomnianą przez ciebie porażkę z SIDEn-em.
- Nie ukrywam, że bardzo nam na tym zależało. Staraliśmy się możliwe jak najszybciej zapomnieć o tamtym meczu, nie rozpamiętywać w nieskończoność tych gorszych chwil, bo przecież czas biegnie do przodu i trzeba skupić się na kolejnych wyzwaniach. Nam ta sztuka się udała, byliśmy bardzo skoncentrowani i dzięki temu bez trudu zrealizowaliśmy wszystkie założenia taktyczne, o jakich rozmawialiśmy w ostatnich dniach. To sprawiło, że po końcowej syrenie w pełni zasłużenie mogliśmy się cieszyć ze zdobycia kompletu punktów i w optymistycznych nastrojach czekamy na następną serię gier, w której przyjdzie nam zmierzyć się z zespołem z Kutna. Biorąc pod uwagę fakt, że plasuje się on w dolnych rejonach tabeli jestem przekonany, że możemy nawiązać z nim walkę o zwycięstwo i tym samym spróbować podtrzymać dobrą passę. Osobiście mam nadzieję, że właśnie tak się stanie, bo wtedy morale drużyny na pewno znacznie by się poprawiło.
Podobać się mogła też dobra skuteczność z waszej strony. Nie ma co ukrywać, że ten element ostatnio nieco szwankował.
- To prawda, ale tego wieczoru dosyć szybko wstrzeliliśmy się w kosz i dzięki temu w dalszej części spotkania było nam już o wiele łatwiej o kolejne punkty, bo byliśmy po prostu bardziej pewni siebie. Nie dziwi zatem, że nasza postawa jest odbierana bardziej pozytywnie. Na pewno bardzo ważną rolę odegrał w tym Hubert Mazur, który nie mylił się w newralgicznych momentach i brał na siebie ciężar zdobywania punktów.
Nie bądź już taki skromny.
- No dobra (śmiech). Też mi się udało parę razy wyjść na czystą pozycję i dołożyć kilka oczek.
Za sprawą kontuzji Pawła Pydycha wystąpiłeś w zasadzie od początku meczu i chyba możesz być w pełni usatysfakcjonowany, bo udźwignąłeś ciężar odpowiedzialności.
- Tak to się dzisiaj złożyło, że Paweł szybko doznał urazu i musiałem go zastąpić. Przez to też tak jak wspomniałeś, rozegrałem prawie całe spotkanie i jestem zadowolony z tego, że generalnie udało się podołać temu wyzwaniu. Oczywiście pewnych błędów się nie wystrzegłem i te kilka strat z mojej strony z pewnością da mi dużo do myślenia. Jednak ogólnie rzecz biorąc, było naprawdę nieźle i teraz mam nadzieję, że w kolejnych ligowych starciach również będę miał możliwość, by zaprezentować swoje umiejętności. Szczerze liczę, że tak się stanie.
Tym samym udowodniłeś, że na poziomie pierwszej ligi również potrafisz sobie bardzo dobrze radzić.
- Dokładnie. Być może potrzebowałem właśnie takiego meczu, w którym miałbym okazję dłużej pograć i na dobre się przełamać. Ja oczywiście chciałbym, żeby teraz już zawsze tak to wszystko wyglądało (śmiech). Ale w końcu barier nie ma więc dlaczego nie?
Nie da się ukryć, że w tym meczu również poprawnie zafunkcjonował cały zespół. W końcu udanie wyprowadzaliście poszczególnych zawodników na pozycje rzutowe, co było chyba kluczem do zwycięstwa.
- Bez wątpienia tak. Odnoszę wrażenie, że ten nasz kolektyw wreszcie zaczyna się zgrywać i to widać w naszych boiskowych poczynaniach. Pomyłki oczywiście wciąż się zdarzają, ale już nie w takiej ilości jak wcześniej. Dzięki temu też, nie przysłaniają one dobrego obrazu naszej gry. Obyśmy teraz zdołali taką dyspozycje podtrzymać i w kolejnych pojedynkach potwierdzić, że nie było to dziełem przypadku, tylko efektem ciężkiej, sumiennej pracy.
Najbliższą okazję ku temu będziecie mieć za niespełna tydzień, kiedy to staniecie naprzeciwko AZS-u Kutno.
- Bardzo byśmy chcieli tam wygrać, bo nie da się ukryć, że pierwsze wyjazdowe zwycięstwo mobilizująco podziałałoby na całą drużynę. W takich momentach buduje się chemię wewnątrz zespołu, co w kontekście dalszej ligowej rywalizacji okazałoby się niezwykle pomocne. Wiadomo jednak, że to jest sport i nie wszystko musi ułożyć się po naszej myśli. Mogę obiecać natomiast, że na pewno podejmiemy walkę o komplet punktów i nie położymy się przed rywalem.
Patrząc na wasze dotychczasowe poczynania widać pewną huśtawkę formy. Czym to jest spowodowane?
- Ciężko jednoznacznie powiedzieć. Prawdą jest, że gramy falami i to gołym okiem można zaobserwować. Wystarczy przytoczyć choćby wspominany przez nas wielokrotnie w tej rozmowie pojedynek w Toruniu, gdzie na początku wcale nie graliśmy źle, ale przestój w kolejnych minutach sprawił, że przeciwnik odskoczył nam na kilkanaście punktów. Zresztą w wygranym pojedynku ze Zniczem Pruszków, dwa tygodnie temu nie było inaczej. W pierwszych fragmentach to rywal dyktował warunki i dopiero w drugiej połowie zdołaliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Czego zatem brakuje do tego, by prezentować równy poziom? Naprawdę trudno określić. Może troszkę koncentracji?
Ta wygrana z AZS-em Szczecin jest o tyle ważna, że dzięki niej wskoczyliście do pierwszej ósemki.
- Oczywiście. Naszym celem jest właśnie utrzymywanie się wśród ośmiu najlepszych drużyn ligi i dzięki zwycięstwu w ostatniej kolejce pokazaliśmy, że jest to absolutnie w naszym zasięgu. Mam wrażenie, że wszystko idzie w dobrym kierunku i teraz czekamy na kolejne wygrane!