Olga Krzysztofik: Powrót do Dąbrowy Górniczej nie był dla pana zbyt udany, SKK przegrało aż dwudziestoma punktami.
Radosław Basiński: - Niestety, wysoka porażka, aż dwudziestoma punktami. Trudno powiedzieć coś dobrego dla nas. Pierwszą połowę zagraliśmy jeszcze trzymając się w grze, może nie była to nasza zachwycająca postawa, ale przyzwoita. W drugiej połowie było już słabo. Dąbrowianie obnażyli wszystkie nasze braki, trudno powiedzieć, co było głównym powodem naszej porażki. Chyba skuteczna gra rywali, rzucili więcej punktów i pokazali nam, jak się gra w koszykówkę.
Przed przyjazdem mieliście nadzieję na korzystniejszy wynik?
- Jadąc na mecz nie zakładamy porażki, oczywiście, taki wynik też jest wkalkulowany, gdyż taki już jest sport. Wiedzieliśmy, że w Dąbrowie Górniczej będzie trudny mecz, gdyż w tej hali zawsze gra się trudno, co pokazały wcześniejsze wyniki. Nikt tutaj nie miał łatwo, dlatego liczyliśmy się z możliwością porażki. Byliśmy skupieni, mieliśmy założenia do wykonania i miało to wyglądać lepiej... Niestety, w drugiej połowie coś nie zafunkcjonowało. Trudno tak na gorąco powiedzieć czy to była ich dobra obrona, czy nasz słaby atak. Może nasza słaba obrona?
Jak czuł się pan przed powrotem do miejsca, gdzie spędził pięć lat swojego życia?
- Wspominam ten czas z sympatią. Mam tutaj kilku znajomych i zawsze dobrze się tu czułem. Z punktu widzenia sportowca podszedłem do meczu normalnie, nie mam już piętnastu lat, więc na chłodno potraktowałem spotkanie z byłym klubem. Sympatia do MKS-u i miasta zostanie, gdyż spędziłem tutaj pięć lat i to bardzo dobrych pięć lat. Oczywiście, byłby to lepszy powrót, gdybyśmy wygrali, a tak dostaliśmy srogą lekcję koszykówki, ale takie jest już życie sportowca, raz się wygrywa, raz przegrywa, trzeba wyciągać wnioski na przyszłość. Mam nadzieję, że uda się zrewanżować MKS-owi w Siedlcach.
Swoją przeprowadzkę oceni pan na plus?
- To jest trudne pytanie. Moja przeprowadzka wynikała z różnych czynników, a główny był taki, że nie mogłem grać w Dąbrowie Górniczej...
... ale podobno miał pan jeszcze ofertę ze Spójni.
- Z ofertami różnie bywa, nigdy nie wiadomo, jak potoczą się rozmowy. Jestem zadowolony z pobytu w Siedlcach i z grania dla tego klubu, chociaż wyniki trochę rozczarowują.
Przegrana z MKS-em była waszą trzecią wyjazdową porażką.
- Wyniki, jak wyniki. Tutaj chodzi bardziej o naszą formę sportową, która nas martwi. Pod tym kątem jesteśmy zawiedzeni. Oczywiście, zrobimy wszystko, by poprawić nasze rezultaty, ale teraz mamy trudny okres, gdyż mecze rozgrywane są według systemu środa-sobota. Dla nas bardzo kluczowe będzie najbliższe środowe spotkanie, w którym podejmiemy Znicz Basket Pruszków. Musimy w końcu złapać wiatr w żagle.
Drużynie SKK zarzuca się, że nie potrafi utrzymać mobilizacji od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego.
- Trudno powiedzieć czy to jest do końca prawda. Każdy zespół w swojej grze ma jakieś przestoje i gra falami. Najlepsze drużyny mają najkrótsze te przestoje, grają najrówniej, ale nie spotkałem jeszcze drużyny, która przez cały mecz gra na tym samym poziomie. Oczywiście, jest to jeden z naszych problemów, ale nie wiem, czy przy tak wysokiej porażce, jest to nasz największy problem. Dwadzieścia punktów jest wysoką przegraną, ale myślę, że na ten wynik złożyło się więcej czynników.
Chyba żal było opuszczać Dąbrowę? Po skandowaniu przez kibiców "Radek Basiński" można stwierdzić, że chyba tęsknią za byłym kapitanem MKS-u.
- Nie, nie tęsknią. Myślę, że jest to podyktowane sympatią, bardzo mi miło z tego powodu. Takie jest już życie sportowca, dzisiaj jestem tu, jutro w innym klubie. W Dąbrowie Górniczej było fajnie, spędziłem tutaj trochę lat i było to dobrych pięć lat. Dzisiaj MKS ma innych zawodników. Myślę, że po sezonie, jeśli będą mieli dobry rok, a wygląda na to, że tak będzie, kibice będą skandować inne imię, ale jest to dla mnie bardzo miłe i sympatyczne, że o mnie pamiętają.