Przed spotkaniem łatwo było wskazać faworyta tego pojedynku. Wszak gospodarze w tych rozgrywkach, na własnym parkiecie jeszcze nie przegrali. Z kolei podopieczni Aleksandra Krutikowa, nie wygrali jeszcze meczu w tym sezonie. Mimo to szkoleniowiec Znicza z szacunkiem wypowiadał się o rywalu. - Jest to zespół bardzo niebezpieczny. Porównał bym go do drużyny z Siedlec. Jest tam trzech, czterech kluczowych graczy, którzy grają w tej lidze długo. Tacy zawodnicy jak Grzegorz Kukiełka, Dawid Witos i Tomasz Zabłocki wiadomo kim w tej lidze są. Będzie na pewno ciężko. Wiadomo, że nikt nie lubi przegrywać meczu za meczem, i to się wszystko kumuluje - tłumaczy Michał Spychała. Słowa trenera gospodarzy, okazały się prorocze.
Od początku spotkania, bardzo dobrze prezentowali się goście z Inowrocławia. Dobra gra Dawida Witosa i Grzegorza Kukiełki spowodowała, że Sportino szybko uzyskało kilku punktową przewagę nad rywalami. Obie drużyny imponowały skutecznością rzutów z gry. Goście mimo, iż prezentowali się bardzo dobrze, nie potrafili wywalczyć sobie wyższej przewagi. Gospodarze z kolei grali bardzo ambitnie i z poświęceniem. Bardzo dobrze prezentował się w ekipie miejscowych Przemysław Szymański, który dostał szansę gry w pierwszej piątce. Kwartę zakończył celny rzut za dwa zawodnika z Inowrocławia, Macieja Strzeleckiego.
Przed drugą odsłoną przyjezdni prowadzili 22:25. Ta kwarta zaczęła się od fantastycznej gry podopiecznych Aleksandra Krutikowa. Goście zaskakiwali rywali rzutami za linii 6,75m. Na dodatek dobra obrona przyjezdnych spowodowała, że goście w pewnym, po rzucie Tomasza Zabłockiego uzyskali 12-punktową przewagę. Inowrocławianie nie zwalniali tempa. Przewaga Sportino powiększała się z minuty na minutę. Koszykarze Michała Spychały mieli problem ze skutecznością rzutów. Mimo to, końcowych fragmentach kwarty gospodarze odrobili część strat, i do przerwy przegrywali 34:46.
Początek drugiej połowy był bliźniaczo podobny do poprzedniej kwarty. Koszykarze Sportino Inowrocław nie wyglądali na zawodników, którzy w tym sezonie nie wygrali jeszcze spotkania. W pewnym momencie przewaga gości wynosiła aż 18 punktów. Tylko najwięksi optymiści wierzyli jeszcze w zwycięstwo gospodarzy. Na szczęście dla kibiców miejscowych, ich pupile w tym momencie obudzili się. Grzegorz Malewski i Adrian Suliński robili wszystko, aby zmniejszyć przewagę podopiecznych Aleksandra Kritukowa. Częściowo ta sztuka udała się graczom Znicza Pruszków. Przed decydującą częścią gry, goście prowadzili już tylko 48:59. Mimo niezłej postawy gospodarzy w ostatnich minutach tej odsłony, z pewnością nikt nie spodziewał się tego, co wydarzyło się w czwartej kwarcie.
O decydującej batalii można napisać tylko „ Grzegorz Malewski show”. Pruszkowianie nie przypominali drużyny z poprzednich trzech kwart. Drużyna Michała Spychały zaczęła grać bardzo ambitnie, a przy czym bardzo skutecznie. Prym w ekipie Znicza wiódł wspomniany Grzegorz Malewski, który dwoił się i troił, aby jego drużyna odniosła kolejne zwycięstwo w lidze. Miejscowi systematycznie zmniejszali przewagę rywali, a po rzucie za trzy Sebastiana Szymańskiego, gospodarze wyszli na prowadzenie 65:64. Kolejne trzy oczka dorzucił Marcin Matuszewski i przewaga wzrosła do czterech punktów. Gdy wydawało się, że jest już po meczu, zawodnicy gości zdołali doprowadzić do remisu po 69! Końcówka jednak należała do graczy Znicza Basket Pruszków, którzy zachowali więcej zimnej krwi. Ostatecznie gospodarze pokonali POLOmarket Sportino 74:69. Goście przegrali 9. spotkanie w rozgrywkach, zaprzepaszczając ogromną szansę na zwycięstwo.
Znicz Basket: Malewski 21, Szymański 16, Bonarek 9, Suliński 8, Czubek 8, Matuszewski 5, Potraski 2, Misiewicz 5.
POLOmarket Sportino: Zabłocki 13, Strzelecki 13, Kukiełka 12, Witos 9, Jankowiak 8, Adamczewski 7, Wierzbicki 4.