Koszykarki Łódzkiego Klubu Sportowego były przed spotkaniem z Lotosem stawiane na straconej pozycji. Trudno bowiem było wierzyć w to, że drużyna, grająca właściwie 5-osobowym składem (pozostałe zawodniczki to młodzież, która dotychczas w ekstraklasie grała niewiele bądź wcale), może przeciwstawić się ekipie, występującej na co dzień w Eurolidze. Wiary w sukces brakowało też chyba samym zawodniczkom ŁKS-u i od pierwszej akcji, ton grze nadawały podopieczne Javiera Fort Puente. Faworytki szybko zdobyły kilku punktową przewagę, odskakując rywalkom najpierw do wyniku 10:2, a następnie po krótkim przebudzeniu gospodyń, "poprawiły" i po pierwszej odsłonie Lotos prowadził 22:10.
Z każdą kolejną minutą, łodzianki grały jednak z coraz mniejszą presją, a to przekładało się na lepszą grę i pojawienie się wiary w rywalizację z Lotosem jak równy z równym. Gdynianki tymczasem zupełnie stanęły w ataku i w połowie drugiej kwarty, ŁKS wyszedł na prowadzenie 29:28, które utrzymywał przez kolejne blisko 10 minut. Cała piątka w łódzkiej drużynie rozgrywała bardzo dobre zawody, a na szczególne słowa uznania zasłużyła para podkoszowych - Melissa Dalembert i Olga Urbanowicz.
Po zmianie stron Lotos poprawił grę w defensywie, gdynianki postawiły strefę, z którą nie mogły sobie poradzić gospodynie, jednak nadal w ekipie gości szwankowała gra w ataku. Dopiero po 6 minutach tej kwarty, po udanej penetracji pod kosz w wykonaniu Magdaleny Ziętary, faworytki odzyskały prowadzenie. Mimo to, sprawa końcowego zwycięstwa nadal była sprawą otwartą.
- Dziewczyny, coraz bliżej do końca. Jeśli tylko to ustoimy, to z każdą minutą będą im bardziej drżały ręce - motywował swoje zawodniczki trener ŁKS-u Jarosław Zyskowski. Rzeczywiście, to Lotos tego dnia musiał wygrać, a łodzianki jedynie mogły.
W koncu jednak przyszedł moment, kiedy "zabrakło prądu", używając sportowego żargonu, koszykarkom z al.Unii. Jakby tego było mało, staw skokowy skręciła Katarzyna Kenig i w decydujących fragmentach spotkania, na parkiecie pojawiła się 19-letnia Angelika Kowalska, która dotychczas nie otrzymywała zbyt wielu szans na pokazanie się i zdobywanie doświadczenia. Teraz musiała wejść na boisko w spotkaniu z utytułowanym przeciwnikiem i wziąć na siebie rozgrywanie akcji w ostatnich minutach meczu. Kilka razy udało jej się efektownie dograć piłkę do koleżanek, kilka razy zanotowała straty i niecelne rzuty. Pozostałe zawodniczki z Łodzi nie miały już jednak sił na kolejny zryw i Lotos zdołał wypracować kilku punktową przewagę, a ostatecznie wygrał 72:59.
Trzy sekundy przed syreną końcową, bardzo niefortunnie mecz zakończyła niewątpliwie najlepsza tego dnia na boisku zawodniczka - Jolene Anderson. Amerykanka została trafiona łokciem w nos przez Dalembert i z zakrwawioną twarzą opuściła parkiet i udała się do szpitala. Koszykarka ŁKS-u została ukarana faulem niesportowym, ale to chyba marne pocieszenie dla zawodniczki Lotosu.
- Niestety grałyśmy dziś właściwie jedną piątką. Gdybyśmy miały skład taki, jak w grudniu, to z tak dysponowanym Lotosem myślę, że byśmy spokojnie mogły wygrać. Pozostaje mieć nadzieję, że zgodnie z zapowiedziami działaczy, w tym tygodniu dojedzie do nas rozgrywająca zza Oceanu i w kolejnych meczach ligowych trener będzie miał jakąkolwiek możliwość rotacji - stwierdziła po spotkaniu koszykarka ŁKS-u Katarzyna Kenig.
ŁKS Siemens AGD Łódź - Lotos Gdynia 59:72 (10:22, 20:7, 15:21, 14:22)
ŁKS Siemens AGD: Dalembert 19, Urbanowicz 17, Prochaska 12, Jeziorna 7, Kenig 4, Kowalska 0, Schmidt 0.
Lotos: Anderson 25, Ziętara 11, Henry 10, Ajanović 9, Jalcova 8, Robert 7, Plumbi 2, Bandyk 0, Marciniak 0, Kaczmarska 0, Knezević 0.
Sędziowali: Kudlicki i Liszka.