Dla Wiślaczek obecny tydzień jest bez wątpienia początkiem kolejnego rozdziału, który podobnie jak wcześniejsze niesie za sobą wiele wyzwań. Zawodniczki powoli kończą już zajęcia ściśle związane ze szlifowaniem motoryki, w związku z czym można sądzić, że w najbliższym czasie ich forma będzie tylko zwyżkować i tak jak to miało miejsce w poprzednich miesiącach, znów dostarczą kibicom niezapomnianych emocji. - Treningi typowo kondycyjne nigdy nie są przyjemne. Wiążą się bowiem, z naprawdę dużymi obciążeniami, wobec czego generalnie nikt za nimi nie przepada. Ponadto, wtedy trudno jest o świeżość, a co za tym idzie wysoką formę, która jest tak pożądana przez sportowców. Niemniej jednak jest to jedyna droga do tego, by dojść do odpowiedniej dyspozycji. Dzięki tak ciężkiej pracy możliwe jest wytrzymanie trudów rywalizacji w dalszych tygodniach i skuteczne dążenie do sukcesów - słusznie uważa Węgierka.
W sobotnim pojedynku z INEĄ Poznań, który dla krakowianek był pierwszym w 2012 roku pewnie zwyciężyły one 78:46, notując kilka dobrych fragmentów gry. Biorąc jednak pod uwagę klasę rywala, raczej nie ma sensu po tym meczu wyciągać daleko idących wniosków. Podobnie do sprawy odnosi się 31 letnia środkowa. - Trudno przykładać większą wagę do tego typu spotkań. I nie chodzi już nawet o poziom prezentowany przez przeciwnika, ale fakt, że było to pierwsze starcie po dłuższej przerwie w naszym wykonaniu. Ponadto, miałyśmy za sobą kilka dni intensywnych treningów, które na pewno w pewien sposób dały nam się we znaki. Dlatego też, naszym celem numer jeden było przede wszystkim na nowo wejść w rytm meczowy i oczywiście wygrać. A sam styl nie ukrywam, że odbiegał od ideału.
Teraz, w związku ze zbliżającą się konfrontacją w europejskich pucharach z Frisco Brno, wszyscy związani z małopolskim klubem liczą, że podopieczne trenera Jose Ignacio Hernandeza zaprezentują już znacznie wyższy poziom. Nie da się bowiem ukryć, że ewentualna wygrana pozwoliłaby im umocnić się na czele grupy C, a także zrewanżować Czeszkom za dość pechową porażkę w pierwszej rundzie.
- Szczerze powiedziawszy, to chyba nie da się zagrać gorzej niż wtedy, na początku listopada (śmiech). A tak poważnie mówiąc, to nie ma co zbytnio się zastanawiać nad tym, jak to wszystko będzie wyglądać. Okres świąteczny się skończył, sezon ponownie wystartował, więc znów musimy przywyknąć do napiętego terminarza i rozgrywania spotkań, co trzy dni. Nie ma innego wyjścia - dodaje Ujhelyi.
Sama reprezentantka Węgier, mimo iż cały czas trenuje razem z zespołem, raczej nie będzie miała pełnego komfortu w trakcie tej rywalizacji. Wszystko dlatego, że ostatnimi czasy ponownie zaczęła odczuwać bóle pleców, które utrudniają jej występy na parkiecie.
- Na samą dyspozycję kondycyjną i przygotowanie od rundy nie mam prawa narzekać, ale w miniony piątek powróciły bóle w odcinku lędźwiowym, które utrudniają grę zarówno w trakcie treningów, jak i meczów. Prawdą jest, że po raz pierwszy pojawiły się one jeszcze w grudniu, ale w czasie dwutygodniowej przerwy trochę odpoczęłam i początkowo wszystko było w porządku. Nie wiem dokładnie co mi dolega i dopiero w trakcie tygodnia, po wizycie u specjalisty będę mogła powiedzieć coś więcej - opisuje doświadczona koszykarka.
Jednakże wszystko wskazuje na to, że weźmie ona udział w środowym spotkaniu i razem z drużyną powalczy o kolejne zwycięstwo na międzynarodowej arenie. - Tego sobie i całemu zespołowi życzę - kończy Ujhelyi.