Na temat swojego urazu odpowiedziała krótko. - Mam nadzieję, że to kwestia tygodnia i wracam do treningów - mówiła Agnieszka Szott w sobotę. Obserwowała pojedynek obecnej swojej drużyny z byłą. Jak koszykarka Artego oceni tę rywalizację? - Wiadomo, że był to mecz walki. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Zawsze chce się dobrze, ale jednak gdzieś ta piłka czasami wypada. Było kilka sytuacji stuprocentowych, które mogły wykorzystać zawodniczki z Gorzowa, ale piłka kilka razy się zakręciła i wypadła bokiem. To też na pewno nie podnosi na duchu i nie dodaje energii - komentowała Pysia.
Agnieszka Szott jako gorzowianka i była zawodniczka AZS-u zna sytuację panującą w mieście nad Wartą. - Myślę, że ta cała sytuacja w Gorzowie związana z finansami i brakiem wsparcia w jakiś sposób podcięła skrzydła zawodniczkom z Gorzowa. Myślę, że stać je na lepszą grę. W tym spotkaniu grały bez wiary - oceniła rywalki podopieczna Adama Ziemińskiego.
Koszykarki Artego momentami prowadziły wysoko, później zawodniczki Dariusza Maciejewskiego zmniejszały przewagę, jednak czegoś Akademiczkom brakowało, aby zakończyć sobotni pojedynek w lepszym stylu. - Ciężko im było wrócić do gry. My byłyśmy w tym dniu bardzo dobrze dysponowane rzutowo. Była dobra skuteczność w wykonaniu naszych koszykarek i była też dobra obrona. Nie było aż tylu skutecznych kontr ze strony Gorzowa - uzasadniła wygraną zespołu Artego Szott.
Pysia wiele lat spędziła broniąc barw gorzowskiego zespołu. Czy nie czuła żalu, że nie może w meczu przeciwko swojej byłej drużynie wystąpić? - Chciałabym grać na pewno. Jest sentyment, ale na boisku tych sentymentów nie ma. Poza boiskiem jest sentyment, są miłe wspomnienia, ale na parkiecie każdy chce grać jak najlepiej, każdy robi co potrafi, aby wygrać - powiedziała koszykarka bydgoskiego zespołu.
Sobotni mecz pomiędzy Artego a AZS-em był bardzo twardy. Dwukrotnie parkiet opuszczała z powodu urazów Martyna Koc. - Na pewno była walka. Cieszę się, że obyło się bez kontuzji, że nie było żadnych kolan, łokci, bród (śmiech), ani nosów - wymieniała Szott, która wspomina jak sama w Gorzowie musiała opuścić parkiet z powodu rozciętej brody. - Nasza drużyna od początku do końca prowadziła i nie oddała tego prowadzenia - zakończyła kontuzjowana Pysia.