Polonia Przemyśl nie rozdziera szat

Po serii czterech zwycięstw przemyski zespół zaczął wygrane przeplatać porażkami. W sobotni wieczór beniaminek podtrzymał tę prawidłowość i poległ w Lublinie, choć w końcówce miał olbrzymią szansę, aby zgarnąć pełną pulę, umacniając się tym samym w czołówce I ligi.

Goście dotrzymywali kroku Startowi Lublin tylko przez połowę I kwarty. W tej części gry gospodarze zwyciężyli 27:17, a następnie konsekwentnie utrzymywali wypracowaną przewagę i nie pozwalali rywalowi na zbyt wiele. - Za wysoko przegraliśmy I kwartę, która ustawiła ten mecz - nie ma wątpliwości Maciej Milan.

Przemyska drużyna zwietrzyła szansę na wygraną w ostatniej kwarcie. Wówczas zdobyła 7 punktów z rzędu i zmniejszyła stratę do stanu 63:65. Koszykarze Polonii zagrali jednak nerwowo, więc ostatecznie musieli przełknąć gorycz porażki. - Na naszą porażkę wpłynęła przede wszystkim słaba skuteczność z gry. Oddaliśmy 9 rzutów więcej niż zespół Startu, a skuteczność mieliśmy w granicach 36 procent. W takiej sytuacji trudno myśleć o korzystnym wyniku, szczególnie na wyjeździe - ocenia 39-letni trener. - Myślę, że gdyby skuteczność była wyższa przynajmniej o 10-20 procent, to wygralibyśmy - dodaje Marek Miszczuk, najbardziej doświadczony zawodnik w zespole Polonii.

34-letni Miszczuk zagrał przeciwko Startowi, którego barw bronił przed dekadą. Przypomniał się kibicom zdobyciem 12 punktów. Mimo wszystko sobotni mecz nie wiązał się dla niego z dodatkowymi emocjami. - Minęło parę lat, od kiedy grałem w lubelskich zespołach. Podchodziłem do tego meczu, jak do każdego innego - zapewnia urodzony w Lublinie koszykarz.

Źródło artykułu: