Wygrała drużyna - wywiad z Aaronem Celem, skrzydłowym PGE Turówa Zgorzelec

PGE Turów Zgorzelec wyrwał zwycięstwo Anwilowi Włocławek w Hali Mistrzów, pokonując rywala po dogrywce 84:79. Jednym z bohaterów piątkowego starcia był Francuz z polskim paszportem, Aaron Cel, który do 12 punktów dodał siedem zbiórek i cztery asysty. W pomeczowym wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl skrzydłowy zgorzeleckiego zespołu podkreślał wkład całej drużyny w zwycięstwo w Hali Mistrzów.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: Kto był bohaterem tego meczu?

Aaron Cel: Koszykówka to sport drużynowy, więc odpowiem: drużyna.

Dziennikarze nie przepadają za tego typu odpowiedziami...

- OK, oczywiście John Edwards zagrał fantastyczne spotkanie i myślę, że to w dużej mierze jemu zawdzięczamy wygraną nad Anwilem. Pokazał, że ma wielkie umiejętności, sporo doświadczenia i wie jak zrobić użytek ze swoich gabarytów.

A inni bohaterowie tego starcia?

- Cóż, naprawdę myślę, że my wygraliśmy to spotkanie przede wszystkim dzięki grze zespołowej, ale najlepiej z nas wszystkich zagrał John. To najlepszy opis zwycięstwa w Hali Mistrzów.

Rozumiem, że skromność nakazuje ci milczeć na swój temat. Niemniej twoja trójka w dogrywce, a chwilę później trójka Davida Jacksona, zdecydowanie podcięły skrzydła Anwilowi.

- No tak, rzeczywiście to były bardzo istotne rzuty. Nie dawały nam co prawda zwycięstwa ale pozwalały mieć nadzieję na ostateczny sukces. Powiem szczerze, że jestem bardzo szczęśliwy, że udało się mi trafić tę trójkę, bo od początku spotkania gra mi się nie układała. Miałem sporo miejsca, odnajdywałem sobie pole do rzutu, ale piłki nie chciały jakoś wpadać. Sporo przestrzeliłem, ale na szczęście mamy taki zespół, że wszyscy wspieramy się nawzajem. Moi koledzy ciągle powtarzali mi, że jeśli tylko mam miejsce, to mam rzucać, nie bać się, nie krępować się i to mi bardzo pomogło. Piłki nie wpadały, ale nie czułem się zablokowany.

Wróćmy do John Edwardsa. Spodziewaliście się, że może się tak rozegrać?

- Tak, my doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że kiedyś nadejdzie taki mecz, że John pokaże na co go stać.

We Włocławku przed meczem wiele uwagi poświęcono Danielowi Kickertowi, Ronaldowi Moore’owi i jeszcze kilku innym graczom. O Edwardsie nikt nawet nie pomyślał, żeby na niego uważać...

- John jest naprawdę znakomitym graczem i przekreślanie go dlatego, że dotychczas grał mało, to spory błąd. My trenujemy codziennie więc wiemy na co go stać. Bardzo cieszę się z tego, że wreszcie udało mu się zagrać na miarę swoich możliwości. Trzeba pamiętać, że w przeszłości John grał przecież w NBA.

Poza grą Johna, poza wspomnianymi trójkami, co jeszcze było kluczowe dla losów tego spotkania?

- Zbiórki, które wygraliśmy 45:33. Przede wszystkim, bardzo ważne jest to, że 15 razy powtarzaliśmy akcje, a Anwil - 12. Może właśnie ta pięciopunktowa wygrana jest wynikiem tych kilku zbiórek w ataku więcej? Przy tak wyrównanym meczu wszystko może mieć znaczenie. Także chociażby to, że zebraliśmy 30 piłek w obronie. Anwil nie trafiał częściej niż my, a więc miał okazje powalczyć o zbiórki. Na szczęście my zagraliśmy w tym elemencie lepiej.

Bardzo dobrze zaczęliście ten mecz, w pierwszej kwarcie prowadziliście już 16-5, później 27:14. Jednakże jeszcze przed przerwą Anwil was przełamał i ostatecznie po dwóch kwartach był remis. Skąd taki brak płynności?

- Bardzo ciężko jest grać na maksymalnej koncentracji 40 minut. Anwil natomiast doskonale wykorzystał nasze rozluźnienie i trafiając kilka trójek, złapał swój rytm. Przecież nie graliśmy przeciwko zespołowi z dołu tabeli, tylko z czołówki.

To był mecz defensywny, czy ofensywy twoim zdaniem?

- Ciężko powiedzieć. Niby wynik jest wysoki, ale mecz był chyba raczej defensywny. Bardzo ciężko obu zespołom przychodziło zdobywanie punktów, zresztą warto spojrzeć w statystykę strat. Anwil miał 14, my 16, a przecież one nie brały się znikąd, tylko były wynikiem nacisku rywala.

To zwycięstwo wywinduje was w górę tabeli, znowu będziecie na samym szczycie i chcielibyście żeby tak już zostało do końca...

- Oczywiście. Od początku mówiliśmy sobie, że do Włocławka przyjeżdżamy po dwa punkty, bo zdawaliśmy sobie sprawę z wagi tego meczu. Teraz znowu jesteśmy na pierwszym meczu, mamy tyle samo punktów co Trefl Sopot, z którym przegraliśmy w pierwszej części rundy zasadniczej, i z którym gramy za tydzień u siebie. Myślę, że to będzie decydujące starcie, które rozstrzygnie mistrzostwo sezonu regularnego, dlatego bardzo będziemy chcieli je wygrać.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×