Zadzwonię do Kołobrzegu - wywiad z Paulem Grahamem, obrońcą Śląska Wrocław

Paul Graham miał być tylko uzupełnieniem i zmiennikiem Roberta Skibniewskiego, ale okazał się bardzo wartościowym strzelcem, którego punkty nie raz przechyliły szalę zwycięstwa na korzyść Śląska Wrocław. Teraz Amerykanin liczy, że jego zespołowi uda zakwalifikować się do górnej części sezonu zasadniczego i w tym celu, jak mówi w wywiadzie portalowi SportoweFakty.pl, zamierza... wykonać kilka telefonów do Kołobrzegu.

Michał Fałkowski: Zgodzisz się z opinią, że jesteś jedną z największych pozytywnych niespodzianek jeśli chodzi o indywidualne występy koszykarzy Śląsk Wrocław?

Paul Graham: Nie wiem. Nie myślałem w tej kategorii, ale jeśli ktoś tak sądzi to jest mi bardzo miło. Wszystko tak naprawdę zawdzięczam moim kolegom z drużyny, którzy wierzą we mnie oraz trenerom, którzy postawili na mnie i dali szansę ma zaprezentowanie umiejętności na parkiecie.

Zapytam nieco przekornie - ciężko się gra obok Roberta Skibniewskiego?

- Nie, dlaczego?

Oczywiście Skibniewski to ścisła czołówka rozgrywających w Polsce, ale jednocześnie to zawodnik, który bardzo dużo gra z piłką i przede wszystkim gra z wysokimi. Dlatego pytam czy tobie, jako koszykarzowi niskiemu, nie przeszkadza to, że w większości sytuacji to właśnie on decyduje o tym, co zagracie i przez to ty masz mniej okazji do podejmowania decyzji?

- Robert to w pierwszej kolejności bardzo inteligentny gracz. Jeśli będzie widział, że ma pozycję do rzutu, ale obok niego stoi jego partner w jeszcze lepszej sytuacji, to na pewno poda mu dobrą piłkę. On swoją grę bazuje na swoim boiskowym IQ, pewne rzeczy wykonuje zupełnie machinalnie, jak z automatu i dlatego to właśnie on jest tym, kto u nas rozdziela piłki w ataku. Ja mogę tylko powiedzieć, że gra z nim to duża przyjemność i dobra lekcja. Jednocześnie, to że wychodzę obok niego na parkiet jest dla mnie dobre. Lubię być graczem drugiego planu.

Rzeczywiście - od pewnego momentu wasza współpraca układa się bardzo dobrze i z korzyścią dla zespołu. Jednocześnie ty stałeś się bardziej egzekutorem, niż kreatorem...

- Tak, coś w tym jest. Na początku sezonu, muszę przyznać to otwarcie, miałem sporo problemów z dostosowaniem się do europejskiego stylu gry. W Stanach Zjednoczonych gra się jednak zdecydowanie inaczej. Były momenty, w których wątpiłem w siebie, ale moi koledzy z zespołu bardzo mi pomogli. Tak samo jak trenerzy. Wszyscy mówili, żebym się nie przejmował, żebym ciężko pracował, a efekty przyjdą same. I tak się dzieje.

Jesteś usatysfakcjonowany tym, co dotychczas osiągnąłeś? W 18 z 22 meczów wyszedłeś w pierwszej piątce, w każdym starciu notujesz 10 punktów na dobrym procencie…

- Z jednej strony tak... ale z drugiej przede wszystkim chodzi o wygrywanie meczów. Super jest zdobywać punkty, być najlepszym strzelcem zespołu, ale co z tego jeśli przegrywasz? Na koniec dnia liczy się przecież tylko to, czy wygrałeś mecz. Dlatego moim nadrzędnym celem są zwycięstwa, ale rzeczywiście, jeśli chodzi o moje występy, mogę być zadowolony. Nie całkowicie, bo czuję, że stać mnie na lepszą grę, ale źle nie jest.

Przeglądając statystyki znalazłem taką oto ciekawostkę: na początku sezonu Śląsk przegrał cztery mecze z rzędu, a ty wychodziłeś do gry jako rezerwowy. W piątym spotkaniu trener Miodrag Rajković uznał, że będziesz starterem i tak już zostało do końca. Innymi słowy - z tobą w pierwszej piątce Śląsk ma bilans 13-5, bez ciebie - 0-4...

- Na pewno nie powiem, że to tylko z mojego powodu tak jest (śmiech), ale rzeczywiście jest to dość, nazwijmy to, osobliwe. Ostatnio właśnie dokonałem podobnego odkrycia i nie powiem, byłem z tego powodu trochę zadowolony, wszak oznacza to, że jeśli gram więcej, wychodzę w pierwszej piątce, to potrafię być bardziej przydatny mojemu zespołowi. Oczywiście, ta kwestia ma również drugie dno - na początku sezonu nie byliśmy tak skonsolidowani, jak teraz. Nie mieliśmy takiej chemii i myślę, że właśnie to, że przez ostatnich kilka miesięcy udało nam się zbudować fajną atmosferę w zespole, to naprawdę wielki sukces. Dzięki temu gra się nam o wiele łatwiej.

A może gdyby trener Rajković pozwolił ci grać w pierwszej piątce od początku sezonu, bilans Śląska byłby jeszcze lepszy i nie musielibyście drżeć teraz o miejsce w górnej części tabeli?

- To tylko takie gdybanie. Mogę powiedzieć, że na początku mieliśmy kilka problemów: ja miałem kontuzję i nie mogłem grać na 100 procent swoich możliwości, trener musiał ustalić pewną hierarchię w zespole, rotować koszykarzami a zarazem dostosowywać się do zasady dwóch Polaków na parkiecie... Było ciężko. Z biegiem czasu jednak było coraz lepiej i dzisiaj, w przededniu ostatniej kolejki sezonu zasadniczego, mamy jeszcze szansę na miejsce numer pięć.

No właśnie. Jeszcze jest szansa na ostatnie miejsce premiowane grą w wyższej części tabeli. Wiesz, co musi zostać spełnione?

- Oczywiście. My musimy pokonać PBG Basket, a Zastal musi przegrać z Kotwicą. Cóż, to nie jest prosty scenariusz do zrealizowania, ale musimy mieć nadzieję, a przede wszystkim zagrać dobry mecz.

Ostatnio graliście z Kotwicą i pokonaliście ich wysoko. Nie próbowaliście porozmawiać z nimi po tym meczu, by dali z siebie wszystko przeciwko Zastalowi?

- Nie (śmiech), nie byliśmy aż tak bezczelni (śmiech). Widzieliśmy ich miny po meczu i widzieliśmy, że kilku zawodników było naprawdę wściekłych z powodu tej porażki. Ale może to jest dobry pomysł by zadzwonić do Kołobrzegu teraz, kiedy emocje już opadły, i pogadać z nimi, by dali z siebie wszystko (śmiech)? Chyba jednak wykonam kilka telefonów (śmiech). OK, a na poważnie - w pierwszej kolejności to my musimy wygrać mecz, bo nie byłoby nic gorszego od tego, że rywale zagraliby "dla nas", a my swoje spotkanie przegralibyśmy...

A co będzie jeśli nie uda się zrealizować planu i pozostanie wam walka w dolnej części tabeli? Będziecie w stanie utrzymać motywację przez kilka tygodni grając tylko z drużynami od was słabszymi?

- Jeśli przegramy, albo jeśli wygramy, a drugi mecz nie pójdzie po naszej myśli, to mimo wszystko na pewno nie spuścimy głów. Rzeczywiście, z koncentracją może być różnie, ale wierzę, że nasz trener będzie w stanie zmotywować nas bez względu na okoliczności. Naszym celem jest play-off i jeśli już tam się dostaniemy, to możemy zajść dalej, niż się ludziom wydaje.

Komentarze (2)
Fan Radexu
10.02.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Żadnej pomocy dla Śląska panowie. Niech walczą o utrzymanie. Już lepiej żeby Zastal grał w czołówce niż te Szetynowe cwaniaki. Dlatego w niedzielę można odpuścić w Zielonej Górze a punkty odrob Czytaj całość
avatar
Liimack47
10.02.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Generalnie to taki typowy no-name, ktory jeden sezon pogra w Polsce, drugi na Wegrzech, potem jakis Cypr, Holandia i tak spedzi cala swoja kariere tulajac sie od jednego klubu do drugiego i nie Czytaj całość