W sobotni wieczór Start musiał uznać wyższość SKK Siedlce. Tym razem gospodarze kiepsko wykonywali rzuty wolne, a zawiodły ich również próby z dystansu. Sebastian Szymański trafił tylko jeden z siedmiu rzutów. - Dopóki przeciwnicy kryli każdy swego, to jakoś dawaliśmy sobie radę. Mimo słabego początku, udało nam się objąć przewagę. W II połowie nie mogliśmy poradzić sobie z grą strefą. Udawało się nam często wyprowadzać graczy na czystą pozycję, ale gorzej było z trafieniem. W tym momencie zaczął się na problem. Kolejna rzecz, która zadecydowała to 63-procentowa skuteczność rzutów osobistych. Nie trafiliśmy ośmiu, a przegraliśmy różnicą pięciu punktów... - kręci głową Dominik Derwisz.
Kolejny raz Startowi dał się we znaki brak klasycznego gracza podkoszowego. Wyżsi rywale poczynali sobie dosyć swobodnie. - Wydaje mi się, że Przemek Łuszczewski i Paweł Kowalski zrobili tyle, ile byli w stanie. Nie zawsze uda się nadrobić warunki fizyczne zaangażowaniem - nie ukrywa trener.
Wiele obiekcji wzbudziła postawa arbitrów. Sędziowie odgwizdali wiele przewinień technicznych, pozwolili także wykonać rzut wolny niewłaściwemu zawodnikowi SKK i zmienili swoją decyzję dopiero po interwencji Michała Sikory. - Warto powiedzieć coś na temat sędziów, bo oni w żaden sposób nie panowali nad tym, co działo się na boisku. Wycofywali się ze swoich decyzji, później ponawiali je. Przewinieniami technicznymi można byłoby obdzielić pół rundy. Widocznie coś w tym musi być, skoro po większości meczów trenerzy narzekają na sędziów - ocenia Derwisz.