Adam Popek: Jak twoje pierwsze wrażenia po kilku dniach spędzonych w Krakowie?
Taj McWilliams Franklin: Przede wszystkim jestem zmęczona (śmiech). W dużej mierze podróżą, ale też tym, że powróciłam do normalnego reżimu treningowego. Trzeba pamiętać, że ostatnie profesjonalne zajęcia odbyłam jeszcze w listopadzie zeszłego roku, więc trzymiesięczna przerwa na pewno w jakiś sposób musi odbić się na dyspozycji organizmu. Teraz jednak mam już za sobą zarówno kilka treningów z drużyną jak i pierwszy mecz, więc mogę powiedzieć, że jest w porządku.
Obawiałaś się trochę powrotu do koszykówki po takiej pauzie?
- Nie, ja nigdy nie hołubię w sobie żadnych obaw czy lęków. Jedyne wątpliwości jakie miałam dotyczyły tego, na ile szybko uda mi się poznać styl gry całego zespołu, jego charakter, a także poszczególne zagrywki. Poza tym nie chciałam moim przyjściem zaburzyć chemii kolektywu. Na szczęście wydaję mi się, że z tymi aspektami nie ma i nie będzie żadnych kłopotów, więc w przyszłość możemy patrzeć optymistycznie. Wiem też, że drużyna potrzebowała zawodniczki o mniej więcej takich cechach jak moje, w związku z czym postaram się jak najszybciej wkomponować do teamu i jednocześnie rozpocząć z nim walkę o najwyższe cele.
Co możesz powiedzieć o zespole po zaledwie trzech dniach pobytu?
- Przede wszystkim jest on bardzo silny. To widać na pierwszy rzut oka. Poza tym odznacza się też dużą inteligencją, co w moim odczuciu może okazać się tylko pomocne. W kwestii poszczególnych personaliów rysuje się bardzo ciekawa mieszanka. Wisła ma swoich szeregach zarówno koszykarki, które specjalizują się stricte w ofensywie i są w tym po prostu świetne, jak i doskonałe obrończynie. Myślę, że takie połączenie zapewni oczekiwane sukcesy.
A nie stanowiło dla ciebie problemu wejść w zupełnie nowe środowisko?
- Absolutnie (śmiech). Ja już od tylu lat obracam się w koszykarskim światku, że nie jest to dla mnie przeszkodą, a poza tym doskonale znam niektóre dziewczyny jak choćby Nicole Powell czy Erin Phillips. Zresztą w każdym środowisku, w którym jestem staram się być jak najbardziej dobra dla innych, co myślę ma przełożenie na moje pozytywne relacje z otoczeniem. Ponadto nie da się ukryć, że łączy nas po prostu koszykówka oraz walka o te same cele. I nie ma tu znaczenia czy mówimy o WNBA czy o lidze polskiej. Basket wszędzie jest identyczny.
Szczególnie zadowolona z twojej obecności w Wiśle jest wspomniana Erin Phillips.
- Erin to moje najukochańsze dziecko (śmiech). Powiem szczerze, że traktuję ją naprawdę wyjątkowo. Budzi u mnie podziw szczególnie za ogromny zapał do pracy oraz pewność siebie w dążeniu do tego, co sobie założy. Ona w zasadzie cały czas jest gotowa by walczyć. Taka postawa bardzo mi się podoba, bo obecnie na świecie można znaleźć mnóstwo utalentowanych zawodników czy zawodniczek, ale nie wszystkich stać na tak wielkie poświęcenie. Erin natomiast pod tym względem jest zupełnie inna i za to należy jej się spore uznanie.
Biała Gwiazda zatrudniła cię z myślą o decydującej fazie obecnego sezonu - play off. Jesteś gotowa podjąć to wyzwanie?
- Oczywiście, że tak. Inaczej nikt w Wiśle nie zdecydowałby się mnie sprowadzić. Myślę, że trener Hernandez opowiadając się za moim zakontraktowaniem doskonale wiedział czego może się po mnie spodziewać. Pamiętam, że swego czasu gdy prowadził zespół z Salamanki również sięgnął po mnie w podobnym momencie. Wtedy rozegrałam pięć meczów w sezonie zasadniczym po czym przystąpiłam właśnie do play off. Skoro wtedy dałam radę to sądzę, że teraz tym bardziej.
Nie da się ukryć, że oczekiwania wobec klubu są bardzo duże. Taka nieustannie wytwarzana presja wyniku może czasem okazać się przeszkodzą.
- Ależ skąd! Ja również wobec samej siebie bardzo wiele wymagam, więc dla mnie nie jest to nic niezwykłego. Przecież tylko dzięki takiemu podejściu można myśleć o sukcesach. Oczywiście, że tak samo jak wygrane zdarzają się również porażki, ale ważne jest to by po prostu walczyć i iść do przodu. Ja staram się tak robić nieustannie i nawet w momencie zwycięstwa jeśli mam do siebie jakieś zastrzeżenia to zawsze rozważam je, a także robię wszystko by następnym razem pokazać się z lepszej strony. W odwrotnym przypadku zaś, gdy ja nie zawiodę a wynik będzie niekorzystny również analizuję, ile więcej mogłam dać z siebie dla zespołu. Nie zawracam sobie natomiast głowy naciskami czy emocjami podsycanymi przez media. Skupiam się na mojej pracy.
Niesamowite jest doświadczenie jakie zebrałaś w trakcie jakże bogatej kariery.
- Fakt, trochę się tego uzbierało (śmiech). W końcu na parkietach zawodowych lig występuję od 1992 roku, kiedy to wyjechałam do Niemiec by rozpocząć moją przygodę z basketem. Potem jakoś samo się to wszystko potoczyło i w międzyczasie miałam okazję być w wielu miejscach świata i spotkać mnóstwo ludzi. Dlatego też przejście do Wisły, wprowadzenie się do kolektywu czy poznanie trenerów nie stanowi dla mnie jakiegokolwiek problemu. Wręcz przeciwnie, mogę powiedzieć, że dla mnie to chleb powszedni. Gorzej byłoby gdyby posadzili mnie przed telewizorem i kazali tylko odpoczywać (śmiech).
Przeżywałaś w trakcie tych ostatnich 20 lat jakieś ciężkie chwile, które wydawały ci się być nie do przezwyciężenia?
- Miałam mnóstwo negatywnych przeżyć, ale one sprawiły, że jestem silniejsza. Pamiętam na przykład jak występowałam w Galatasaray Stambuł, sytuacja pomiędzy mną a zarządem klubu była tak kiepska, że zdecydowałam się nawet na rozwiązanie kontraktu. Zwykle nie podejmuję podobnych kroków, bo moim zadaniem jest wypełnienie podpisanej umowy do końca, ale w momencie gdy ktoś nie szanuje twojej pracy uważam, że najlepszym wyjściem jest rozstanie. Nie po to przecież wyjeżdżam tysiące kilometrów od domu i rodziny, by ktoś mnie tak traktował. Te wydarzenia sprawiły, iż było mi bardzo przykro, ale żeby nie mówić tylko o smutnych rzeczach to dodam, że w życiu miałam jednak zdecydowanie więcej szczęścia.
O czym wtedy myślałaś?
- W zasadzie tylko i wyłącznie o graniu w koszykówkę. Starałam się jak najbardziej oderwać od złych przeżyć. Pomimo tego co się działo wokół mnie. W takim marazmie wytrwałam do przerwy świątecznej, czy de facto do półmetku sezonu i w dopiero tuż po jej rozpoczęciu powiedziałam sobie – koniec. Nie ukrywam, że zastanawiałam się nawet nad tym, czy nie przerwać mojej kariery, ale ostatecznie na taki krok się nie zdecydowałam.
Teraz jesteś już w stolicy Małopolski i przed tobą nowe cele. Prawdą jest, że wraz z klubem z pewnością napotkacie też na różne trudności w drodze po mistrzostwo.
- Oczywiście. Tak to w sporcie jest, że nikt nie chce przegrywać, a jednak ktoś zawsze musi znaleźć się w tym pokonanym polu. Moim zdaniem najważniejsze jest, by wszelkie porażki służyły wzmacnianiu charakteru. Ale nie można o nich myśleć zanim nastąpią. Naszym jedynym celem są triumfy i tego się trzymajmy. W kwestii samej rywalizacji myślę, że najpoważniejszym konkurentem w drodze do zdobycia złotego medalu będzie CCC Polkowice. Ta drużyna ma w swoich szeregach pięć znakomitych koszykarek, które w największym stopniu decydują o jej obliczu. Wiadomo jednak, że marzeniem Wisły jest obrona tytułu i musimy ciężko pracować, by tak się stało. Zresztą to podobna sytuacja do tej, jaką mam okazję doświadczyć w WNBA. Wraz z ekipą z Minnesoty wygrałam ligę w zeszłym roku i teraz chcemy utrzymać się na szczycie. Także doskonale wiem, czego się spodziewać w najbliższych miesiącach w Krakowie.