Finał trochę nas kosztował - rozmowa z Milką Bjelicą, zawodniczką Wisły Kraków

W niedzielny wieczór mistrzynie Polski po bardzo zaciętym spotkaniu pokonały na własnym parkiecie Lotos Gdynia 81:76, zwyciężając tym samym w rozgrywkach Pucharu Polski. O uczuciach związanych z osiągniętym sukcesem oraz zbliżającej się decydującej fazie sezonu w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiada pochodząca z Belgradu środkowa, Milka Bjelica.

Adam Popek: Po nadspodziewanie ciężkim boju wywalczyłyście pierwsze w tym sezonie trofeum. Myślę, że zwycięstwo odniesione w tak niełatwych okolicznościach daje satysfakcję?

Milka Bjelica: Wisła jest klubem, który zawsze walczy o najwyższe cele, więc wygrana w Pucharze Polski na pewno jest istotnym czynnikiem, który przy podsumowywaniu tegorocznych osiągnięć będzie wspominany pozytywnie. Dla nas te rozgrywki były jednym z kilku etapów do przebrnięcia i cieszę się, że zdołałyśmy tutaj zgarnąć pełną pulę. Oczywiście starcie finałowe kosztowało nas trochę nerwów, bo gdynianki zwłaszcza w drugiej połowie zaczęły nam zagrażać, w związku z czym w zasadzie do końcowych minut nie wiadomo było jak zakończy się cała rywalizacja. My na szczęście w newralgicznych momentach pokazałyśmy, że jesteśmy silnym zespołem i nie zawiodłyśmy oczekiwań. Teraz przed nami kilka kolejek ligowych, które jednocześnie zakończą sezon zasadniczy, więc musimy zrobić wszystko, by odnieść możliwie jak najwięcej wygranych. Mam świadomość, iż za darmo nam one nie przyjdą, wobec czego rozluźnienie psychiczne nie wchodzi w grę. Zresztą przeciwnicy, a szczególnie CCC Polkowice nie poddadzą się bez walki. Co prawda z ekipą z Dolnego Śląska przyjdzie nam zmierzyć się na własnym parkiecie, ale mimo to powinnyśmy zachować czujność.

Generalnie jednak niewielu spodziewało się, że Lotos w finale Viasms.pl CUP sprawi wam tyle kłopotów.

- W pewnym stopniu my same tak myślałyśmy. Po bardzo dobrym początku wszystko wskazywało na to, że cała konfrontacja potoczy się pod nasze dyktando i o jakiejkolwiek niepewności nie będzie mowy. Tyle, że sport kobiecy bywa bardzo zmienny i jak mogliśmy się przekonać w dosłownie kilku chwilach pewne czynniki mogą nabrać zupełnie innego znaczenia.

Nieciekawie zrobiło się szczególnie w trzeciej i na początku czwartej kwarty kiedy to gdynianki minimalnie wysunęły się na prowadzenie.

- Zgadza się, aczkolwiek trzeba jasno powiedzieć, że było to też efektem naszych błędów. Poziom gry całego zespołu zdecydowanie się obniżył i był daleki od oczekiwanego. Lotos natomiast widząc nadarzającą się okazję postanowił skorzystać z prezentu i poczuł, że nie jest jeszcze na straconej pozycji. Jego zawodniczki częściej niż wcześniej dochodziły do pozycji strzeleckich i skutek widoczny był na tablicy świetlnej. Jednakże końcowe fragmenty znów należały do nas, dzięki czemu po końcowej syrenie mogłyśmy podnieść puchar do góry.

Nie da się ukryć, że po raz kolejny najwięcej zawdzięczacie obronie.

- Można tak powiedzieć. W finałowej batalii pod tym względem najbardziej mógł podobać się początek, kiedy to przeciwniczki bardzo rzadko skutecznie kończyły swoje akcje ofensywne. Zresztą wtedy generalnie nie można było mieć do naszej drużyny jakichkolwiek zastrzeżeń. Dominowałyśmy właściwie w każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła i po kilku minutach prowadziłyśmy różnicą około dziesięciu punktów. Potem jak wiadomo przewaga nie była już tak wyraźna, ale jak przyszło co do czego, to nie dałyśmy za wygraną.

Milka Bjelica była jedną z najlepszych zawodniczek w ekipie mistrza Polski
Milka Bjelica była jedną z najlepszych zawodniczek w ekipie mistrza Polski

Wydaje się, że pozytywne piętno odcisnęła wielka praca jaką wykonałyście jeszcze przed rywalizacją w pucharach z USK Praga.

- Absolutnie tak. W tamtym okresie czasu naprawdę ciężko trenowałyśmy, mając na uwadze to, że dyspozycja kolektywu po prostu musi wzrosnąć. Siłą rzeczy do wielu elementów przykładałyśmy większą wagę i obecnie możemy obserwować tego efekty. Mimo wszystko jednak stać nas jeszcze na wiele więcej i liczę, że przed nadchodzącym turniejem FinalEight Euroligi oraz w dalszej kolejności rozgrywkami play off Ford Germaz Ekstraklasy poczynimy kolejne postępy.

Zanim do tego dojdzie Wisłę czeka wspomniana już końcówka rundy zasadniczej na krajowym podwórku.

- Pozostały do rozegrania cztery spotkania i dla nas najważniejszym jest, by do kolejnego etapu zmagań przystąpić z pierwszego miejsca. Taki jest najważniejszy warunek. A co będzie potem to przyszłość pokaże. Na chwilę obecną nie ma sensu aż tak wybiegać do przodu tylko trzeba myśleć o najbliższej przyszłości.

Rozmawiacie już o przygotowaniach pod kątem wyjazdu do Stambułu?

- Póki co mamy dwa dni wolnego i chcemy trochę odpocząć. Następnie przyjdzie nam udać się do Rybnika na mecz z miejscowym ROW-em i nic innego nie ma prawa nam zaprzątać głowy. Jasnym jest, że wyprawa do stolicy Turcji stanowi ogromne wyzwanie, a także wzbudza ekscytację, ale wszystko w swoim czasie.

W tej kwestii trzeba jednak dodać, ze trafiła wam się niesłychanie trudna grupa.

- Nie można na to patrzeć negatywnie! Lepszy przeciwnik zawsze wyzwala dodatkową mobilizację, dzięki której zespół zwykle gra lepiej. Poza tym w pierwszych trzech dniach dwukrotnie staniemy naprzeciwko rosyjskich klubów Spartaka Moskwa i UMMC Jekaterynburg, a z nimi akurat potrafimy grać.

Ekipa z Jekaterynburga akurat wydaje się być nieco słabsza niż w poprzednich latach, a Spartak już dwukrotnie w tym sezonie pokonałyście.

- Z jednej strony tak, ale z drugiej na tym poziomie słabych drużyn po prostu nie ma. Oczywiście na podstawie osiąganych wyników można wyciągać pewne wnioski, ale do każdej potyczki trzeba podejść osobno.

Zatem o jakie miejsce jest w stanie powalczyć Biała Gwiazda?

- Trudno mi powiedzieć. Koncentrujemy się na tym, by krok po kroku dążyć do wyznaczonego celu i w każdym meczu udowodnić swoją wyższość. Ile z pojedynków grupowych uda nam się rozstrzygnąć na swoją korzyść? Tego nie można przewidzieć, ale mogę zapewnić, że w każdy z nich włożymy ogromne serce.

Komentarze (0)