Patryk Kurkowski: Warszawianie finansowo dogorywają, ale sportowo zwyciężają

Są finansowym trupem, ale kraść punkty wciąż potrafią. AZS Politechnika Warszawska mimo wielkich problemów jest ostatnio w dobrej formie. Wyjąwszy ze statystyk, co w subiektywnym spojrzeniu uczynić przecież mogę, walkower ze starogardzką Polpharmą, zespół ten wygrał cztery z ostatnich pięciu meczów.

O trudnej i wstydliwej (zwłaszcza dla władz Polskiej Ligi Koszykówki, którzy przecież przeprowadzili przed sezonem szczegółową "weryfikację klubów") sytuacji AZS Politechnika Warszawska rozpisywać się nie zamierzam. Nie dlatego, że temat został już wyczerpany, wszystko zostało w pełni wyjaśnione. Nie dlatego, że nie chcę tonąć w morzu absurdów. Po prostu wszelkie problemy finansowe beniaminka przyćmiewa postawa zawodników na parkiecie. Ale o tym za chwilę.

Zastanawiam się co czuł po porażce Dariusz Szczubiał. Po wpadce w Starogardzie Gdańskim był tak wściekły, że ogłaszał swoją rezygnację. Teraz jego podopieczni oddali wygraną Politechnice. Siarka Jezioro przegrała czwartą kwartę aż 12:26. Nie do pomyślenia, bo wypierać się wygranych zwykli ich przeciwnicy. Ale zdaje się, że w Tarnobrzegu zapanowała już rezygnacja i spokojne oczekiwanie na koniec sezonu.

Tymczasem w ekipie Mladena Starcevicia czuć powiew... formy. Wyjąwszy walkower ze starogardzką Polpharmą (warszawianie nie udali się do stolicy Kociewia w ramach protestu), beniaminek w ostatnich pięciu meczach osiągnął aż cztery zwycięstwa i tylko jedną porażkę - z AZS Koszalin na własne życzenie 82:83. Jestem pełen podziwu dla Mateusza Ponitki i spółki, że wciąż mają w sobie tyle determinacji, że potrafią utrzeć nosa bandzie zagranicznych graczy. Bo w dolnej grupie trudno powiedzieć, by importowani koszykarze stanowili zespół. Mam nawet wrażenie, że brak pieniędzy sprawił, iż jeszcze bardziej zależy im, by udowodnić swoją wartość. Dlatego kradną punkty walczącym o play-off.

Upokorzenie za upokorzeniem przeżywają za to kibice starogardzkiego klubu. Nici z walki o play-off, nici z honoru. W tym sezonie w Polpharmie skumulowało się wszystko - nieudane transfery, brak zgrania i chemii, konflikty, fatalna postawa na boisku, wreszcie wstydliwe porażki. A przecież ich apetyty na starcie się wyostrzyły, bo pod wodzą Zorana Sretenovicia SKS zdobył Superpuchar Polski.

W lidze gracze Wojciecha Kamińskiego doznali kolejnej porażki. Tym razem w Koszalinie z akademikami. Nie powiem, że to dla mnie niespodzianka. Chyba większość spodziewała się gładkiego triumfu teamu Andreja Urlepa. Aczkolwiek coraz częściej słychać w stolicy Kociewia o zrezygnowaniu, zawodnicy myślami wybiegają już w kolejny sezon.

Szkoda tylko, że nie doszło do meczu Polpharmy z AZS Politechniką Warszawską. Beniaminek w sezonie zasadniczym dwukrotnie wygrał z tym przeciwnikiem. Jeśli dokonałby tego po raz trzeci, to wtedy dopiero zrobiłoby się gorąco. Przynajmniej w Starogardzie Gdańskim.

Być może po sytych latach nadszedł czas na powrót do normalności. Przecież SKS nigdy nie należał do krajowej czołówki, jeśli chodzi o budżet. Wyróżniał się jednak szczęściem, dobrymi decyzjami. W tym sezonie brakuje najwyraźniej i pierwszego, i drugiego.

Na sam koniec dodam, że nie mogę się doczekać derbów Trójmiasta. To z pewnością nie będzie już takie widowisko, gdy uczestniczył w nim Tomas Pacesas. "Szeryf" podsycał atmosferę swoimi niewybrednymi określeniami wobec lokalnego rywala. Tym razem tego zabraknie, ale czy to nie zwiększa szans Trefla na wygraną?

Źródło artykułu: