Nash ma dość, chce zmienić otoczenie?

W obliczu kontuzji Granta Hilla, która najprawdopodobniej wykluczy go z gry do końca sezonu regularnego, może się okazać, że Phoenix Suns po raz drugi z rzędu nie awansują do fazy play-off. Największa gwiazda zespołu nie jest z tego powodu szczęśliwa.

Bartłomiej Berbeć
Bartłomiej Berbeć

Od 2004 Steve Nash buduje renomę zespołu z Arizony, nadaje mu styl i zazwyczaj prowadził swój zespół do wygranych i czołowych bilansów w Konferencji Zachodniej. Od 2 lat klub ma jednak kłopoty i nie jest tak silny, jak wcześniej.

Dlatego rozgrywającemu rodem z Kanady powoli wyczerpuje się cierpliwość, bo w swojej karierze nie zdobył jeszcze mistrzowskiego tytułu. Nierozłącznie kojarzony z zespołem "Słońc" zawodnik nie zaprzeczył, że jeżeli klub tego lata nie zostanie znacznie wzmocniony, może odejść.

- To lato będzie interesujące, biorąc pod uwagę to, że będę wolnym agentem. Nie chciałbym odchodzić w ostatniej chwili. Czuję, że jestem to winien tej organizacji, kibicom i kolegom z drużyny. Być może zostanę, ale ten okres będzie ciekawszy niż ten przed upływem terminu dokonywania wymian. Zdecydowanie chcę wygrywać. Mam na myśli to, że nie wrócę tutaj, jeżeli nie będzie jakichś wzmocnień, jeżeli nie będziemy ambitni i nie poprawimy składu w zdecydowany sposób. Myślę, że tak się nie stanie. Będziemy dość elastyczni tego lata. Jak jednak wspomniałem, chcę wygrywać i rozważę wszystkie oferty - komentuje swoją sytuację Steve Nash.

Czy Suns będą w stanie zatrzymać swoją gwiazdę? Powinno na tym zależeć na pewno Marcinowi Gortatowi, który bardzo korzysta na obecności Kanadyjczyka w Phoenix.

Już teraz wśród potencjalnych priorytetów Nasha wymienia się Miami Heat, podobnie jak w przypadku Jasona Terry'ego, o czym więcej pisaliśmy tu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×