Pierwszy finał dla Wisły - relacja z meczu Wisła Kraków - CCC Polkowice

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po dobrym, emocjonującym spotkaniu Wisła Kraków pokonała aktualne wicemistrzynie Polski 73:59 i wysunęła się na prowadzenie w wyścigu po złoto. Gospodynie mimo lekkiej nerwówki w drugiej kwarcie nie poddały się i po zmianie stron udowodniły swoją wyższość.

Jeszcze przed rozpoczęciem finałowej rywalizacji w hali przy ulicy Reymonta dało się wyczuć spore napięcie. Obie drużyny zdawały bowiem sobie sprawę, że przed nimi zaledwie kilka decydujących starć, które ostatecznie wyłonią triumfatora całych rozgrywek. Pierwsze z nich rozpoczęło się pomyślnie dla obrończyń tytułu. Dzięki dobrej postawie w obronie długo nie pozwalały one rywalkom zdobyć choćby punktu udowadniając tym samym, że przy maksymalnej koncentracji są w stanie zneutralizować dosłownie każdego. Jednakże skuteczna defensywa była tylko punktem wyjściowym do osiągnięcia dominacji. Bazując na niej wiślaczki miały mnóstwo okazji do kontrataków, które przyniosły im prowadzenie 10:0 po zaledwie trzech minutach. Przyczyniły się do tego Ewelina Kobryn i Anke De Mondt. Obie zawodniczki emanowały spokojem i nie miały problemów ze zdobywaniem kolejnych "oczek". Podopieczne Arkadiusza Rusina sprawiały natomiast wrażenie kompletnie bezradnych. Niby podejmowały próby odrobienia strat, tyle że zarówno podkoszowe jak i biegająca po obwodzie Agnieszka Bibrzycka biły głową w mur. CCC na tym etapie wyraźnie nie miało szczęścia. Nawet gdy jego zagrania, a konkretnie wspomnianej przed momentem reprezentantki Polski nabrały większego kolorytu, akuratnie popis swoich umiejętności dała Erin Phillips w związku z czym Biała Gwiazda wygrywała po pierwszej kwarcie 25:17. W drugiej odsłonie pojedynek był znacznie bardziej wyrównany. Działo się tak w dużej mierze dlatego, że polkowiczanki zacieśniły szeregi pod własnym koszem i aktualnym mistrzyniom trudniej było się przebić przez pole trzech sekund. Dodatkowo na parkiecie coraz pewniej czuła się Sharnee Zoll. Rozgrywająca, która tuż po zakończeniu sezonu przeniesie się do WNBA nie tylko była groźna przy przechwytach, ale też zaskakiwała rzutami z dystansu. Co ważne, oprócz niej pożyteczną pracę wykonywała Iva Perovanović. Podkoszowa z Bałkanów świetnie korzystała ze swojej motoryki i na parę minut przed końcem połowy ekipa z Dolnego Śląska była gorsza jedynie o pięć punktów. I gdy wiele wskazywało na to, że niebawem na tablicy świetlnej wynik będzie oscylował wokół remisu sprawy w swoje ręce wzięły Phillips oraz Magdalena Leciejewska, które oddaliły zagrożenie i wyprowadziły swój team na prostą. Na poparcie tych słów wystarczy przytoczyć fakt, że długą przerwę spędził on ze świadomością posiadania siedmiopunktowej zaliczki, co mogło dawać przynajmniej minimalne poczucie komfortu. Po zmianie stron Wisła, mimo naporu przeciwnika nie dała się zaskoczyć. Ponownie mocno skupiła się ona na powstrzymaniu najlepszych strzelczyń "Pomarańczowych" i te ostatnie nie były efektywne. Ogromną rolę odegrała w tym aspekcie Milka Bjelica. Uniwersalna skrzydłowa dobrze radziła sobie broniąc przeciw koszykarkom z każdej pozycji, wymuszając na nich straty. Te z kolei skutkowały szybkimi atakami, które reprezentantka Czarnogóry kończyła z dużą pewnością siebie. Po jednej z jej efektownych szarży wynik brzmiał 56:41 i można było powiedzieć, że krakowianki zmierzają po pierwszy finałowy triumf. To przekonanie nabrało wyrazu po tym jak swoje "trzy grosze" dorzuciła doświadczona Taj McWilliams-Franklin, dając sygnał, że najwyższy czas postawić kropkę nad i. W decydującej batalii Biała Gwiazda zgodnie z oczekiwaniami nie zniweczyła trudu włożonego we wcześniejsze 30 minut zmagań. Do samego końca mądrze prowadziła grę i utrzymywała bezpieczny dystans dzielący oba zespoły. Dotychczasowe zadania chwalonej, 41-letniej Amerykanki przejęła Kobryn, która również górowała nad swoimi vis’a’vis z Dolnego Śląska. Uczciwie trzeba oddać, iż Jantel Lavender i Perovanović stawiały możliwie jak największy opór, ale na dłuższą metę nie wystarczyło im po prostu umiejętności. Podobnie rzecz się miała z innymi liderkami z Polkowic. Mocno pilnowana przez Nicole Powell, Bibrzycka była cieniem samej siebie. Gwóźdź do trumny CCC wbiła Anke DeMondt zdobywając niedługo przed końcową syreną sześć punktów z rzędu. Ostatecznie po wyczynach Belgijki dowodzone przez trenera Hernandeza zawodniczki zwyciężyły 73:59, udanie inaugurując finałowe konfrontacje.

Wisła Can-Pack Kraków - CCC Polkowice 73:59 (25:17, 17:18, 17:9, 14:15) Wisła:

DeMondt 14, McWilliams 12, Phillips 10, Kobryn 8, Bjelica 7, Powell 7, Leciejewska 6, Pawlak 5, Ujhelyi 4

CCC: Bibrzycka 14, Perovanović 13, Lavender 7, Majewska 7, Maltsi 7, Walich 4, Musina 4, Zoll 3,

Źródło artykułu: