Anwil Włocławek prowadził do przerwy z PGE Turowem Zgorzelec 34:31, ale tuż po zmianie stron bardzo dobre kilka minut zanotował Giedrius Gustas, który zdobył siedem punktów z rzędu i goście wyszli na drugie prowadzenie w meczu, 45:42. Wydawało się wówczas, że zgorzelczanie są na bardzo dobrej drodze do zbudowania sobie większej przewagi, gdyż faul niesportowy popełnił Krzysztof Szubarga.
PGE Turów kontynuował tym samym bardzo dobrą passę z drugiej kwarty, którą wygrał 23:11, ale wystarczyła tylko chwila nieuwagi, zejście z parkietu Davida Jackson i z trzypunktowej przewagi gości nagle zrobiło się dziesięć oczek zaliczki na korzyść Anwilu, a duża w tym zasługa Dardana Berishy. Rzucający Anwilu najpierw dwukrotnie przymierzył za trzy przez ręce Michała Chylińskiego i Arthura Lee, a po chwili trafił jeszcze w kontrze i włocławianie objęli prowadzenie 55:45.
- Po prostu trafiałem bardzo ważne rzuty, ale szkoda, że nie wpadła jeszcze czwarta piłka, nie wiem, może rzucałem już niepotrzebnie, ale czułem, że jestem w gazie i chciałem to wykorzystać. Cieszę się, że udało się pomóc zespołowi, bo to był bardzo trudny moment dla nas - tłumaczył po meczu Berisha, którego nie tylko trójki, ale jeszcze dwa rzuty wolne po faulu technicznym trenera Jacka Winnickiego, pozwoliły Anwilowi złapać drugi oddech przed czwartą kwartą.
Nie mając już nic do stracenia, w czwartej kwarcie sprawy w swoje ręce wzięli dwaj najważniejsi gracze Turowa: Daniel Kickert i wspomniany wcześniej Jackson. Po trzech odsłonach Australijczyk miał na swoim koncie tylko cztery punkty uzyskane rzutami wolnymi (0/3 z gry w czym duża zasługa Seida Hajricia), a Amerykanin siedem (2/8 z gry). W decydującej kwarcie duet ten zdobył 20 z 24 punktów drużyny, ale to nie wystarczyło do odniesienia zwycięstwa. - Być może rzeczywiście byłoby lepiej, gdybyśmy wcześniej byli bardziej agresywni, bym jak był bardziej agresywny, bo nie chcę mówić za Daniela. Niestety tak się nie stało i może to być jednak z przyczyn porażki - powiedział Jackson.
Goście wygrali ostatnią odsłonę, ale Anwil utrzymał kilka oczek zaliczki, której bronił przez ostatnie dziesięć minut głównie rękoma Corsley'a Edwardsa. W fazie szóstek Amerykanin grał w kratkę, ale w pierwszym meczu play-off pokazał swoją siłę, głównie za sprawą fantastycznej skuteczności w czwartej kwarcie. Środkowy raz po raz wykorzystywał dobre podania Szubargi oraz Johna Allena i zdobywając osiem z 18 punktów całego zespołu, walnie przyczynił się do wygranej 76:72.
- To był dla nas bardzo trudny mecz, ale bardzo cieszymy się z tego, że udało nam się wygrać. Turów postawił nam trudne warunki, walczył do samego końca, ale na szczęście my umieliśmy odpowiedzieć. To jednak nie koniec, spodziewamy się bardzo trudnego meczu w środę. Na razie wygraliśmy bitwę - wyznał center Anwilu.
Anwil Włocławek mógł przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść zdecydowanie wcześniej. Po pierwszej kwarcie podopieczni Krzysztofa Szablowskiego prowadzili bowiem 23:8, grając bardzo skutecznie w obronie oraz szybko w ataku. PGE Turów nie miał odpowiedzi na kontry gospodarzy, a dodatkowo w ataku walił głową w mur trafiając tylko raz na 12 prób za dwa. Trener Winnicki raz po raz rotował rozgrywającymi i to odbiło się na grze całego zespołu.
Gości ratowała tylko bardzo dobra gra wysokich na tablicy. W drugiej kwarcie przyjezdni wygrali deskę 12-5 (do przerwy 21-12) i dzięki zbiórkom w ataku, kilkukrotnie ponawiali akcje co rekompensowało im słabszą skuteczność. - Gdybyśmy lepiej zagrali na tablicach, Turów nie miałby tylu argumentów w ręku, a tak ciągle mogli grać ponowienia i w ten sposób zdobywali sporo punktów. Jeśli poprawimy ten element w środę, wówczas wytrącimy im ważny atut z ręki i wygranie drugiego meczu będzie blisko - stwierdził Berisha.
Anwil Włocławek - PGE Turów Zgorzelec 76:72 (23:8, 11:23, 24:17, 18:24
Anwil: Edwards 21, Szubarga 15, Berisha 12, Hajrić 8, Allen 7, Kinnard 6, Majewski 3, Lewis 2, Harrington 2
PGE Turów: Wysocki 18, Jackson 15, Kickert 14, Kulig 11, Gustas 9, Chyliński 3, Lee 2, Cel 0, Gabiński 0, Lauderdale 0, Mielczarek 0, Moore 0