Corsley Edwards: To tylko jedno zwycięstwo

Ostatnio fani mieli sporo uwag do formy największej gwiazdy Anwilu Włocławek, Corsley’a Edwardsa. Amerykanin grał przeciętnie w fazie szóstek i widać było, że fizycznie odczuwa trudy sezonu. Wszystko zmieniło się w pierwszym meczu play-off - włocławianie pokonali PGE Turów Zgorzelec, a Edwards rzucił aż 21 punktów.

- W ostatnim czasie trenowaliśmy naprawdę bardzo mocno, a Corsley ma swój wiek, swoją masę i w pewnym momencie to chyba odbiło się na jego fizyczności. On po prostu czuje się teraz trochę zmęczony, a dodatkowo - po zmianie naszej taktyki więcej wymagam od niego w defensywie i teraz on angażuje się po obu stronach parkietu, a zespół na tym korzysta, choć oczywiście jego średnie spadły - mówił o swoim najlepszym zawodniku kilka dni przed rozpoczęciem fazy play-off trener Krzysztof Szablowski i choć nie powiedział tego otwarcie, widać było, że bardzo liczy, iż w tym najtrudniejszym i najbardziej wymagającym czasie sezonu Corsley Edwards stanie na wysokości zadania.

Fazę play-off od zawsze nazywa się czasem weteranów, tzw. money time, w którym koszykówkę najwyższym lotów najczęściej pokazują koszykarze z najwyższej półki płacowej. Właśnie takim zawodnikiem jest 33-letni środkowy Anwilu Włocławek, który wydaje się doskonale rozumieć zaistniałą sytuację. W poniedziałek przebywał na parkiecie przez 25 minut, ale w tym czasie zdobył 21 punktów (6/9 za dwa, 9/13 za jeden), wymusił dziewięć fauli, zebrał siedem piłek i dwa razy blokował rywali. Anwil pokonał PGE Turów Zgorzelec 76:72 i objął prowadzenie w serii.

- Na pewno nie czuję się jakoś wyjątkowo. Jestem doświadczonym graczem, a play-off to kwintesencja, sedno koszykówki, więc każdy stara się wypaść najlepiej. Dodatkowo, tutaj jest większa motywacja, bo każdy mecz może kosztować się cię bardzo dużo - mówił amerykański center, który przed spotkaniem zapowiadał, że zamierza zniszczyć defensywę zgorzelczan. Może zniszczenie to zbyt duże słowo, ale z pewnością bardzo dobrze dawał sobie radę z wysokimi PGE Turowa.

Anwil prowadził po pierwszej kwarcie 23:8 i wydawało się, że spokojnie dowiezie wysokie prowadzenie do samego końca, jednakże goście żmudnie odrabiali straty i 17. minucie najpierw Damian Kulig doprowadził do remisu (27:27), a po chwili Konrad Wysocki przełamał gospodarzy rzutem za trzy. Włocławianie mieli spory problem ze zdobywaniem punktów i gdyby nie świetna postawa Edwardsa, to przyjezdni prowadziliby przed zmianą połów. Amerykanin zdobył w drugiej kwarcie osiem oczek. - Nie tak dawno graliśmy z nimi i wiedzieliśmy, że to będzie wymagające starcie, tak się stało, ale wyszliśmy na parkiet bardzo skoncentrowani i nastawieni na zwycięstwo. Na początku wszystko szło świetnie, ale potem zgubiliśmy gdzieś koncentrację i Turów szybko nas doszedł - opowiadał koszykarz.

Goście prowadzili nawet w połowie trzeciej kwarty 45:42, ale za chwilę swoje "pięć minut" miał Dardan Berisha, który trzema celnymi trójkami wyprowadził Anwil na prowadzenie 55:45. Rywale spróbowali raz jeszcze rzucić się do szaleńczego pościgu, ale miejscowi skutecznie kontrowali, a konkretnie - Corsley Edwards. - W czwartej kwarcie zdobyłem kilka ważnych punktów, ale bardziej cieszę się z tego, że nie spanikowaliśmy, gdy oni zaczęli zmniejszać do nas straty. W pierwszej połowie przecież nas doszli, ale w drugiej już im na to nie pozwoliliśmy - tłumaczył środkowy "Rottweilerów".

Po meczu "Big Dog" był w kapitalnym humorze, chętnie pozował do zdjęć, rozdawał autografy i udzielał wywiadów, ale każdy komentarz kończył jednakowo. - To dopiero pierwsza bitwa, wygrana, za to należą się nam gratulacje, ale w środę Turów na pewno zagra z jeszcze większym zaangażowaniem i musimy być na to przygotowani. Mamy jedno zwycięstwo, jesteśmy bliżej, ale to tylko jedno zwycięstwo, potrzebujemy jeszcze dwóch by mieć pełnię szczęścia. Mam nadzieję, że ten mecz doładuje nas pozytywnie i w środę zagramy jeszcze lepiej - puentował Edwards.

Źródło artykułu: