Chcą zakończyć u siebie - zapowiedź meczu PGE Turów Zgorzelec - Trefl Sopot

PGE Turów Zgorzelec po dwóch meczach w Sopocie remisuje w półfinale play-off z Treflem 1:1. Koszykarze znad Nysy Łużyckiej chcą wygrać dwukrotnie i na własnym parkiecie świętować awans do kolejnego w historii klubu finału Polskiej Ligi Koszykówki. Ambitne szyki zgorzelczan mają jednak zamiar pokrzyżować podopieczni trenera Karlisa Muiznieksa.

Koszykarze PGE Turowa Zgorzelec zrealizowali w Sopocie plan minimum: wygrali jeden z pojedynków i odebrali rywalowi przewagę własnego parkietu. Apetyty na drugie zwycięstwo były jednak ogromne.

-Mieliśmy szansę, aby wygrać, tym bardziej szkoda tego meczu. Mogliśmy wywieźć z Sopotu dwa zwycięstwa. Udało się wygrać raz, więc u siebie zrobimy wszystko, aby tam już nie wrócić - mówi Michał Chyliński, obrońca PGE Turowa Zgorzelec.

O porażce zgorzelczan zadecydowała słabsza dyspozycja w ataku i niewykorzystane szanse w kluczowych momentach starcia. W ofensywie, pomimo słabszej dyspozycji Daniela Kickerta, gracze znad Nysy Łużyckiej starali się nie ustępować rywalowi na krok. Pomimo chęci piłka nie mogła znaleźć drogi do kosza.

-W drugiej połowie nasza gra przeciwko strefie nie wyglądała źle. Mieliśmy parę otwartych pozycji, z których normalnie byśmy trafiali - komentuje Chyliński.

Pomimo nieco gorszej skuteczności, zarówno w rzutach za dwa, jak i tych z dystansu liczba trafionych piłek była porównywalna. Trefl otrzymał jednak niemal dwukrotnie więcej okazji do zdobycia punktów z linii rzutów wolnych, a w decydujących momentach wykorzystywał je niemal ze stu procentową skutecznością.

-Mecz był bardzo wyrównany, mieliśmy swoją szansę, ale trochę nam się nie udało. Zagraliśmy jednak dobre zawody, jestem zadowolony głównie z obrony na dobrym poziomie. Zatrzymaliśmy na 77 punktach zespół Trefla, co jest dobrym osiągnięciem - ocenił trener Jacek Winnicki.

Podstawowym atutem Trefla Sopot w obu pojedynkach była mądra gra w obronie strefowej, która uniemożliwiała zgorzelczanom punktowanie rywala spod kosza i wymuszała wiele nieprzygotowanych rzutów z dystansu.

- Graliśmy twardo, wygraliśmy zbiórkę i graliśmy na bardzo dobrej skuteczności. Myślę, że kluczem do zwycięstwa była nasza strefa, na którą Turów na razie nie ma odpowiedzi - mówił po drugim meczu Adam Waczyński, rzucający Trefla.

PGE Turów Zgorzelec posiada jednak odpowiednie atuty na skuteczną grę przy strefowej obronie rywala. - W ciągu dwóch dni postaramy się przygotować coś nowego. Trenerzy na pewno coś wymyślą - mówi Chyliński.

Jednym z atutów ma być świetna forma Giedriusa Gustasa, który nie tylko napędzą atak, ale rozbija też obronę rywala dokładnymi podaniami do kolegów z drużyny. W dobrej dyspozycji rzutowej jest też David Jackson, który potrafi rzucić z dystansu i spenetrować obronę rywala, szybkim wejściem pod kosz. Swoich umiejętności świadomy jest również Kickert, który w pierwszym starciu trafił aż cztery trójki w ciągu pierwszych dziesięciu minut gry.

-Gramy tak często, że nawet liderom może zdarzyć się słabszy dzień i to jest normalne w koszykówce i nie można tu upatrywać jakiegoś kryzysu. Tak się zdarza, to jest sport i nie można grać zawsze świetnie. Wiemy, że Daniel jest świetnym zawodnikiem i już w sobotę będzie bardzo pomocny - tłumaczy na łamach plk.pl Michał Chyliński.

Duże znaczenie może mieć też gra rezerwowych i postaci drugoplanowych. Trefl obalił, bowiem tezę, że wszystkie karty rozdaje na parkiecie Łukasz Koszarek. Reprezentant Polski zagrał w drugim pojedynku przeciętnie: zanotował na swoim koncie po pięć punktów i asyst w ciągu aż 31 minut gry. Pomimo tego lepszy okazał się Trefl.

Rywalizacja, która toczy się do trzech zwycięstw, przenosi się teraz do Zgorzelca. Koszykarze znad Nysy Łużyckiej chcą zrobić wszystko, aby to na własnym parkiecie świętować awans do kolejnego w historii klubu finału Polskiej Ligi Koszykówki.

-Musimy zagrać twardo. Nie zlekceważymy rywala i zrobimy wszystko, aby wygrać u siebie komplet meczów - powiedział na zakończenie Jacek Winnicki.

Źródło artykułu: