Marcin Gortat: Jeśli tylko mogę pomóc zawsze jestem chętny do działania

Letnie campy dla dzieci organizowane przez koszykarza NBA to już tradycja. Co istotne, działalność ta z każdym rokiem zyskuje na znaczeniu, o czym można przekonać się podczas tegorocznego tournee.

W tym artykule dowiesz się o:

Broniący obecnie barw Phoenix Suns zawodnik odbywające się cyklicznie treningi z najmłodszymi zapoczątkował kilka lat temu. Od tego czasu na korzyść zmieniła się przede wszystkim liczba uczestników, czyli bądź co bądź jedna z fundamentalnych kwestii. - Staram się przekazać innym to czego doświadczyłem przez cały okres trwania profesjonalnej kariery. Trudno jest zmieścić się w zaledwie trzech godzinach, ale chciałbym dać choćby namiastkę profesjonalizmu - mówi Gortat i po chwili dodaje. - Za każdym razem zmieniamy pewne detale, by zajęcia nie były hermetyczne, choć koszykarski szkielet pozostaje ten sam.

Główny pomysłodawca przedsięwzięcia nie ukrywa przy tym, że mimo różnych ofert nie zdecydował się na większe roszady programowe. - Były zapytania odnośnie tego czy w międzyczasie ktoś może poodbijać piłkę czy zagrać w tenisa, ale to jest mój camp i tutaj poświęcamy się basketowi.

Patrząc na ochotników i zarazem efekty odbytych już edycji Gortat zdradza, że jeden z uczestników szczególnie przykuł jego uwagę. - Jest pewna osoba, która z roku na rok rzeczywiście czyni postępy i wyróżnia się na tle stawki. Nie będę wymieniał nazwiska, bo wywołałbym niepotrzebny szum. Zobaczymy jak potoczy się przyszłość, ale liczę, że będzie spokojnie i sumiennie pracować.

Tyle, że w kontekście samych treningów oprócz łowienia przysłowiowych talentów ważne jest również to, by dzieci w ogóle miały okazję spróbować tego fachu i poczuć jego atmosferę. Na razie w naszym kraju podobnych inicjatyw jest wciąż mało. - Wiadomo jak sytuacja ma się w przypadku dorastających ludzi. Jednego dnia pasją są gry komputerowe, innego sport. Mnie zależy na stworzeniu możliwości - wprost tłumaczy łodzianin.

Warto dodać, że on również czerpie pewne wartości od młodszych. - Nie da się ukryć, że oni mnie mobilizują. Czasem wiąże się to z trudnymi sytuacjami, gdy występując w NBA nie zawalczę w parterze o piłkę, a wiem, że setka dzieciaków patrzy na mnie i postrzega jako zwycięzcę. Później w szatni mam założony ręcznik na głowę i trudno mi im spojrzeć w oczy. Wtedy niesamowicie gryzie mnie sumienie i pojawia się myśl, że następnym razem muszę dać z siebie więcej.

Jednak wbrew pozorom Marcin Gortat camp to nie jedyna aktywność mierzącego 213 gracza w społeczeństwie. - Jeśli tylko mogę pomóc zawsze jestem chętny do różnych działań. Notabene byłem niedawno w jednostce wojskowej w Afganistanie u polskich żołnierzy. Żyłem dokładnie jak oni, jeździliśmy ciasnym Hummerem i Rosomakiem. Bez żadnej taryfy ulgowej. Miałem na sobie 50 kilogramów uzbrojenia. Zapewniam, że piekielnie wzmocniłem stawy skokowe - kończy podstawowy center reprezentacji Polski.

Źródło artykułu: