Jestem żołnierzem, który ma wykonać misję - rozmowa z Darią Mieloszyńską, zawodniczką Wisły Kraków

Powracająca na polskie parkiety wraca Daria Mieloszyńska powoli szykuje się do sezonu z Białą Gwiazdą. Jak zapewnia, nie boi się tego, co ją czeka w najbliższych miesiącach.

Adam Popek: Jak się czujesz po pierwszych tygodniach w nowym klubie i nowym mieście?

Daria Mieloszyńska: Czuję się dobrze. Ważne, że po początkowych problemach zdrowotnych związanych z obustronnym zapaleniem ucha dołączyłam do zespołu. Ta sytuacja mnie poniekąd spowolniła, ale teraz pozostaje już tylko cieszyć się, że normalnie pracuję razem z drużyną. Wszystko zmierza w dobrym kierunku. Na zajęciach szlifujemy w zasadzie każdy element basketu, do tego dokładamy motorykę…

Kompleksowo budujecie formę.

- Dokładnie. Powoli idziemy przed siebie i sądzę, że niebawem zaczną pojawiać się efekty.

W zeszłym sezonie grałaś we Francji oraz Hiszpanii. Jak wyglądał ten okres Twojej kariery i dlaczego zdecydowałaś się na zmianę pracodawcy w trakcie rozgrywek?

- We Francji sprawa wyglądała tak, że miałam podpisany kontrakt krótkoterminowy. W związku z tym nie planowałam dłuższego pobytu, choć były takie możliwości. Przed przejściem tam otrzymałam wiadomość, iż jedna ze skrzydłowych doznała urazu i potrzebują następczyni. Ja z kolei akurat wracałam po kontuzji i odpowiadały mi takie warunki, bo chciałam sprawdzić samą siebie. Na miejscu jednak okazało się, że dziewczyna, którą miałam zastępować wróciła szybciej, umowa wygasła, a potem wylądowałam w Hiszpanii.

Jesteś zadowolona z pobytu na półwyspie Iberyjskim?

- W Hiszpanii było naprawdę super. Po pierwsze trener od razu dał mi szansę grania, co bardzo mnie podbudowało. Dodatkowo jedna z koszykarek gościła wcześniej w lidze polskiej, więc na wejściu jakąś znajomość już miałam. Nie ukrywam, że ten fakt również pomógł. Istotne było jednak to, iż szkoleniowiec szybko obdarzył zaufaniem moją osobę, więc mogłam z powodzeniem zaprezentować swoje umiejętności. Mając na uwadze przebytą kontuzję taki scenariusz okazał się świetny.

Co z kolei skłoniło Cię do powrotu do Polski?

- Jak wiadomo, obecnie w zasadzie wszędzie panuje mniejszy lub większy kryzys ekonomiczny. W Hiszpanii cierpi na tym również liga. Kilka ekip w ogóle się wycofało, a ja nie chciałam zbyt ryzykować i pozostawać w tej rzeczywistości, mimo propozycji ze strony byłego już pracodawcy. Nie da się zaprzeczyć, że w przypadku ewentualnych zadłużeń "walka o swoje" na własnym terenie jest przynajmniej trochę łatwiejsza.

Bałaś się problemów pozasportowych?

- Tak. Generalnie zawodnik przystępując do rywalizacji powinien mieć czystą głowę i nie chce zajmować się jakimiś pobocznymi kwestiami, które mogą negatywnie oddziaływać na ogólną dyspozycję. Będąc zagranicą w podobnych sytuacjach zwykle pozostaje się bez pomocy. Abstrahując od tego spłynęło kilka różnych ofert. Również ta z krakowskiej Wisły. Świadomość, że przyjdzie mi walczyć o najwyższe cele dała komfort i suma summarum przeważyła przy podejmowaniu decyzji.

Zdajesz sobie chyba sprawę, że tutaj o wysokie miejsce w hierarchii personalnej może nie być zbyt łatwo?


- Gdybym obawiała się konkurencji nie podpisywałabym kontraktu. Wiadomo, że prościej grać jeżeli pełnisz rolę lidera zespołu, który okupuje dolne rejony tabeli i cała taktyka jest podporządkowana pod ciebie, ale też nie o to chodzi. Trzeba przebywać wśród najlepszych. A wraz ze zmianą drużyny zmieniają się powierzone zadania. Jeżeli trener zadecyduję, że mam być jedynie zadaniowcem, zaakceptuję jego decyzję. Fakt faktem skład Białej Gwiazdy tworzy wiele doświadczonych koszykarek, lecz nadarza się w ten sposób okazja, by podnieść sobie poprzeczkę. Chyba na tym właśnie polega sport.

Przypuszczam, że w Ford Germaz Ekstraklasie bez kłopotów zaznaczysz swoją obecność.

- Nie wybiegam aż tak bardzo w przyszłość. Skupiam się na każdym dniu i przyjmuję rzeczywistość taką jaka jest. Akceptuję wizję trenera, gdyż obrazowo mówiąc jestem żołnierzem, który ma wyjść i wykonać misję.

Stawiasz sobie przy tym jakieś konkretne cele?

- Jasne, ale nie chcę o nich mówić, bo realia zawsze coś weryfikują. Jeśli przykładowo świetnie zagramy w Eurolidze to oczekiwania wzrosną. Spoglądając w inny sposób musimy mieć świadomość, że zbudowany został nowy team, który musi się wzajemnej poznać i zrozumieć. Gdy nie będzie chemii, doświadczenie czy indywidualne umiejętności niewiele dadzą.

Wisła jest o tyle specyficznym klubem, że tutaj w trakcie przygotowań zawsze występują jakieś braki kadrowe. Postrzegasz to jako problem?

- Nie, ponieważ jesteśmy na takim etapie, że nie musimy spotykać się na obozach sportowych czy zgrupowaniach. Każda z nas ma wyznaczony program ćwiczeń i do klubu przyjeżdża po prostu przygotowana. Jeśli ktoś rozumie definicję profesjonalizmu to wie doskonale o co w tym wszystkim chodzi. Zresztą całokształt nie sprowadza się jedynie do treningu. Ważna jest odpowiednia dieta, rytm snu. Poza tym, znamy swoje organizmy, wiemy kiedy przystopować, kiedy przyspieszyć.

Czyli zebrała się grupa ludzi, która posiada pewną mądrość.

- Dokładnie i wydaje mi się, że tak powinno być. Trenerom również jest lepiej, jeżeli czujemy odpowiedzialność za wspomniane kwestie.

Wspomniałaś wcześniej o paru propozycjach z Polski. Kto zatem zgłosił się jeszcze do Ciebie?

- Na chwilę obecną nie ma to już znaczenia, które kluby były zainteresowane moją osobą. Jestem bowiem teraz zawodniczką Wisły Can-Pack Kraków i to na tym zespole i postawionych celach chciałabym się skupić najbardziej. Jedno jest pewne, lubię nowe wyzwania, chociażby dlatego czuję się zaszczycona, że dołączyłam do ekipy z Krakowa.

Patrząc na Twój życiorys przyjdzie Ci zmierzyć się z czymś kompletnie odmiennym.

- Ile razy w życiu masz okazję przebywać z najlepszymi? Generalnie niezbyt często.

Trudno jest w ogóle trafić między takich ludzi.

- Tak. W Krakowie jestem pośród wielu klasowych graczy i liczę się również z tym, że nie będę czołową postacią, od której wszystko zależy. Z pokorą przyjmę powierzone obowiązki. Zobaczymy zresztą jak ułoży się współpraca z trenerem. Póki co nie mieliśmy okazji wspólnie działać w jednej ekipie, więc musi mnie poznać. Choć oczywiście nie stoję na straconej pozycji.

A jakie są Twoje odczucia po pierwszych spotkaniach?

- Treningi przede wszystkim mają zróżnicowany charakter. Ja z kolei powoli przyzwyczajam się do coraz większych obciążeń. Jak na razie jest bardzo dobrze.

Komentarze (0)