Adam Popek: Nowa Wisła, te same cele. Tak samo realne do osiągnięcia?
Paulina Pawlak: Myślę, że tak. Owszem, jesteśmy nową drużyną i na pewno potrzeba więcej czasu oraz cierpliwości, by poszczególne elementy dopracować. Atut stanowi fakt, że mamy wiele zawodniczek doświadczonych, które prezentują co najmniej solidny poziom. Ponadto, gdy dołączą dwa wzmocnienia zza Oceanu w postaci Tiny Charles i Katie Douglas nasz potencjał ofensywny diametralnie wzrośnie. Uważam zatem, iż powtórzenie wyczynu z minionej edycji rozgrywek jest możliwe.
Wspomniałaś o wielu roszadach w składzie jakie zaszły. Przypuszczam, że dla was to nie jest łatwa sytuacja, bo zanim na dobrą sprawę wszyscy się poznają i zrozumieją minie kilkanaście ładnych tygodni.
- Tak i pewne braki widać było na przedsezonowych turniejach, czy choćby podczas meczów ligowych. W pierwszym z nich co prawda rywal nie należał do najsilniejszych i przez to też błędy nie zostały zbyt uwypuklone, ale my czujemy, że wiele trzeba jeszcze poprawić. Musimy cały czas uczyć się wzajemnych nawyków, zachowań na parkiecie. Zarówno w obronie, jak i ataku. Niemniej pracujemy ciężko, nie tylko przy okazji spotkań o stawkę, więc robimy stałe postępy.
Da się w jakiś sposób porównać Białą Gwiazdę sprzed roku i obecną?
- Aktualnie mamy do czynienia z innym zespołem, inaczej zbudowanym. Wobec tego trudno personalnie dopatrywać się punktów wspólnych. A pamiętajmy, jeżeli coś jest odmienne to nie znaczy, że gorsze ani lepsze. Istotne, by obrać wspólną drogę do osiągnięcia celu na różnych płaszczyznach. Myślę tutaj o ekstraklasie, pucharze Polski i Eurolidze, czyli wszystkich rozgrywkach, w których bierzemy udział. Początki wszędzie są ciężkie, ale ja jestem optymistycznie nastawiona, bo atmosferę mamy dobrą, chcemy ze sobą grać i pewnie kwestią czasu jest kiedy całość wskoczy na pożądany pułap.
Patrząc od strony czysto teoretycznej, kilka miesięcy temu skład był bardziej wyrównany. Teraz po przyjeździe Amerykanek bardzo mocna będzie pierwsza piątka, ale już zmienniczki nie odznaczają się takim umiejętnościami. Nie obawiasz się, że może wam czegoś zabraknąć w ważnych momentach?
- Nie. Zapewne w trakcie zmagań wykreują się liderzy, jednak dziesiątka, która trenuje obecnie też ma w sobie wartość i co za tym idzie, gwarantuje jakość. Dla mnie, a szczególnie dla trenerów to ważne, bo często dzieje się tak, że jedna ma słabszą formę i druga musi ją zastąpić. Sądzę, iż na wszystkich pozycjach jesteśmy w stanie wzajemnie się uzupełniać. Mamy mnóstwo opcji przy rotacji i nawet w dotychczasowych potyczkach szkoleniowiec dokonywał wielu zmian. Po to by właśnie odnaleźć najlepsze ustawienie oraz zobaczyć kto gdzie najlepiej się czuje. Z atakiem docelowo raczej nie będziemy miały większych kłopotów. Więcej uwagi należy poświęcić obronie, bo tutaj liczą się detale, a ta formacja zwykle decyduje o zwycięstwach. Jeśli zdołamy daną ekipę zatrzymać na sześćdziesięciu punktach to wygramy.
Uważasz, że czynicie postępy?
- Pierwotnie najbardziej zauważalnym aspektem było zaangażowanie. W chwili obecnej już coraz lepiej się dogadujemy, również przy wspomnianej przeze mnie defensywie. Dziewczynom łatwiej jest odnaleźć się w nakreślanych schematach. Mamy świadomość, że do ideału brakuje, lecz jednocześnie myślimy o tym, by iść przed siebie.
Poprawy wymaga jeszcze bez wątpienia element zbiórki.
- Niestety pod tym względem jesteśmy jednym ze słabszych teamów (śmiech). Cóż, oby systematyczna praca przyniosła efekty.
Zmieniając nieco temat, w dzisiejszej rzeczywistości gracze zmieniają kluby bardzo często. Ty zaś już trzeci rok z rzędu spędzisz przy Reymonta. Ewenement?
- Powiem w ten sposób - mnie się tu podoba. Wisła nieprzerwanie walczy o najwyższe cele nie tylko w Polsce, ale też Europie. Pod względem organizacyjnym stoi na naprawdę wysokim poziomie. Cieszę się, że mam możliwość kontynuowania swojej drogi koszykarskiej w ten sposób. Dostaję szansę od trenerów i prezesów. Nie widzę potrzeby zmiany czegoś, jeżeli czuję się w tym dobrze. Chcę wraz z krakowskim klubem osiągać szczyty i wspólnie dążymy do ich realizacji.
Jak podchodzisz do aspektu rywalizacji? Skupiasz się, jak wiele osób na przeciwniku, żeby udowodnić swoją wyższość czy tylko na sobie?
Zawsze analizuję zawodniczki, przeciwko którym mam zagrać. Oglądam ich występy, dopatruję się słabych oraz mocnych punktów. Oprócz tego przyswajam wskazówki trenerów. Koniec końców wychodzą z tego założenia, które próbuję realizować podczas meczu. Dotyczą one zwykle zniwelowania atutów rywala. W kontekście zespołu zaś zwracam uwagę gdzie mogę dograć piłkę, by stworzyć nam przewagę. Lubię takie rozważania, bo dzięki nim później jest łatwiej.
Poruszyłem ten wątek z dwóch względów. Pierwszy to Laia Palau. Hiszpanka odpowiada za rozegranie u waszego największego konkurenta, CCC Polkowice i doświadczeniem cię trochę przewyższa.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Zresztą ona oprócz bogatej kariery charakteryzuje się też dużą uniwersalnością. Jednak wspólnie z trenerem Hernandezem będziemy szukały jakiejś recepty na jej powstrzymanie oraz całej drużyny z Polkowic. Teraz nie jest na to odpowiednia pora, ale gdy przyjdzie nam się z nią zmierzyć uczynię wszystko, by optymalnie zrealizować nakreśloną taktykę. Nie chcę za wszelką cenę udowadniać swojej wyższości. Wolałabym przyczynić się do sukcesu kolektywu. To stanowi priorytet.
Pod Wawelem zaś pojawiła się Cristina Ouvina. W pierwszych dniach niewiele pokazywała, jednak od pewnego momentu coraz odważniej dochodzi do głosu. Nie brakuje również pozytywnych opinii pod jej adresem ze środowiska.
- My głównie powinnyśmy się uzupełniać i moim zdaniem tak jest. Obie lubimy bronić dostępu do własnego kosza, co chyba stanowi duży atut. Cristina jest młoda i jednocześnie bardzo odważna. Świetnie radzi sobie przy zbiegnięciach. Podobnie jak w przypadku innych zawodniczek, trzeba spróbować wykorzystać jej zalety. Nie odbieram tego, iż występuje na tej samej pozycji jakoś negatywnie. Wiem, że może nam pomóc, a wszystko sprowadza się do drużyny.
[b]Ten sezon z uwagi na poziom polskiej ligi może być dla was ciężki, bo na krajowym podwórku nie macie wielu godnych siebie oponentów i gdy przyjdzie wam wystartować w Eurolidze przeskok może być ogromny.[/b]
- Poziom wydaje się słabszy, ale nie mamy za sobą wielu kolejek, więc z dokładniejszymi ocenami lepiej się wstrzymać. Przeciwniczki w większości zakontraktowały po kilka Amerykanek i nigdy nie wiadomo czym one zaskoczą. Oprócz CCC za solidny klub uchodzi Artego Bydgoszcz, które dysponuje kadrowiczkami. Toruń również będzie silny. Co z resztą, zobaczymy. Zazwyczaj jest tak, że do czołówki pretenduje 5-6 ekip, Są też słabsze, plasujące się w dolnych rejonach tabeli, bazujące jedynie na polskich dziewczynach. Ta ostatnia kwestia akurat cieszy, bo moim zdaniem za dużo sprowadzamy tych z USA. Jesteśmy chyba jedyną ligą "open" w Europie. Nie mamy żadnych ograniczeń.
Za 12 miesięcy znów wchodzi przepis o grze minimum dwóch Polek.
- Tak, a oprócz tego może być sześć Amerykanek. Nie rozumiem dlaczego nie możemy zastosować takich zasad, jakie obowiązują m in. w FIBA czy Hiszpanii, Turcji, Rosji. Każde kraje chronią swoich graczy żeby reprezentacja na tym skorzystała i zyskiwała kolejne pokolenia reprezentantek.
Wracając do twojej osoby, wypatrujesz już gdzieś tam wraz z koleżankami międzynarodowych zmagań?
- Chyba jest jeszcze zbyt wcześnie, choć do inauguracyjnego pojedynku pozostało kilkanaście dni. Z pewnością chcemy grać coraz lepiej i niwelować pojawiające się mankamenty.
Pierwszą batalię stoczycie we Francji z Bourges. Wielu obawia się jej z tego względu, że raczej nie będzie jeszcze ani Douglas, ani Charles.
- Jest to minus, podobnie jak absencja Darii Mieloszyńskiej. Niemniej nie ma mowy o łatwym poddaniu się. Walkę możemy zagwarantować. Do tego czasu jednak wiele się wydarzy, więc spokojnie.
A treningi nadal są takie ciężkie czy już powoli rozpoczynanie inny cykl?
- Nie ma tylu typowo kondycyjnych zajęć, co wcześniej. Przechodzimy bardziej do ćwiczeń związanych stricte z basketem, żeby poprawić styl oraz skuteczność, która szwankuje podobnie jak element zbiórki. Wieczorne treningi są jeszcze trudne, lecz świeżość generalnie powraca.
Czyli przyszłości się nie obawiasz?
- Okres przygotowawczy rządzi się swoimi prawami. Tutaj wielokrotnie mają miejsce niedociągnięcia, więc bez sensu wszczynać panikę. Jestem spokojna i pozostali również mogą odetchnąć. Pracę jaką dotąd wykonałyśmy była skrupulatnie zaplanowana, także efekty niebawem przyjdą.