Patrząc na wynik niedzielnej potyczki, wydawać by się mogło, że zwycięstwo nie wymagało od Energi Czarnych zbyt wiele wysiłku. Ten, kto oglądał pojedynek w Radomiu, na pewno nie zgodzi się z powyższą tezą. Podobne zdanie wyraża Mateusz Kostrzewski. - Można powiedzieć, że wygraliśmy łatwo, bo dziesięcioma punktami. Wszystkie cztery kwarty to jednak ciągła walka - zaznacza.
To starcie było pierwszym przed radomską publicznością na tym poziomie rozgrywek. Hala Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji wypełniła się do ostatniego miejsca. Ci, którzy zdecydowali się zasiąść na trybunach, nie mogli czuć się zawiedzeni widowiskiem. - Myślę, że spotkanie mogło się podobać kibicom, było zacięte - podkreśla skrzydłowy.
Premierową kwartę Rosa wygrała 22:21. Przez kilka minut nieznacznie prowadziła, a w przekroju całego meczu toczyła wyrównaną walkę z bardziej doświadczonym rywalem. - Nie było to proste spotkanie - przyznaje Kostrzewski.
W decydujących momentach podopieczni Mariusa Linartasa zachowali więcej "zimnej krwi" i, pomimo zrywu gospodarzy, zdołali utrzymać wypracowaną na przełomie trzeciej i czwartej części przewagę. - Wynik oscylował wokół remisu. W takich sytuacjach zawsze jest nerwowo - stwierdza zawodnik Czarnych.
Bardzo ważne dla przyjezdnych okazało się skuteczne wykonywanie rzutów osobistych. Duża liczba fauli nie wybiła ich z rytmu. - Trafialiśmy osobiste - zwraca uwagę skrzydłowy.