Najsłabszy mecz sezonu Dylewicza

W meczu z Anwilem Filip Dylewicz rozegrał najsłabsze spotkanie w sezonie i głównie ze względu na brak punktów z jego strony Trefl przegrał we Włocławku. Słaba forma nie była jednak przypadkiem…

W minionych latach Filip Dylewicz upodobał sobie Halę Mistrzów w wyjątkowy sposób - w pięciu poprzednich meczach polski skrzydłowy notował w wyjazdowych meczach z Anwilem Włocławek średnio 19 punktów i 8,8 zbiórki przy 53-procentowej skuteczności z gry. Gdy zaś weźmiemy pod uwagę tylko ostatni sezon, średnie te wzrosną do 26 oczek, 8,3 zbiórki i skuteczności na poziomie 61 procent.

Nic więc zatem dziwnego, że praktycznie cała taktyka Anwilu w niedzielnym spotkaniu z Treflem Sopot opierała się na maksymalnym utrudnianiu życia doświadczonemu skrzydłowemu.

- Doskonale wiedzieliśmy, że zawsze jak Dylewicz przyjeżdża do Hali Mistrzów to rzuca około 20 punktów, więc bardzo chcieliśmy, by tym razem to się nie powtórzyło. Dlatego cała nasza taktyka była podporządkowana właśnie pod niego. Mieliśmy go maksymalnie odcinać od podań i być blisko, gdyby chciał rzucać z daleka. Dlatego w tym, że on rozegrał słabe spotkanie nie było przypadku… - stwierdził Milija Bogicević, trener Anwilu Włocławek.

Słabą formę Dylewicza "ustawiła" pierwsza kwarta meczu. Skrzydłowy już tuż po podrzucie piłki stanął przed szansą zdobycia punktów zza łuku, ale spudłował na tyle, że jego próba nie dotknęła nawet obręczy. W ciągu kolejnych minut spudłował jeszcze dwa rzuty z dystansu i odblokował się dopiero w siódmej minucie spotkania trafiając za dwa.

Jak się jednak okazało, było to pierwszy z... dwóch celnych rzutów 32-latka w całym spotkaniu! Drugi dodał w trzeciej kwarcie, ale w międzyczasie nie trafił jeszcze kilku trójek i ostatecznie zakończył spotkanie z dorobkiem pięciu oczek i skutecznością na poziomie 18 procent - 2/11 z gry. Jego dorobku nie poprawiły specjalnie także trzy zbiórki. Dla porównania - jego średnie z całego sezonu do meczu z Anwilem to 15 punktów, 6,8 zbiórki oraz 79 procent skuteczności.

- Filip jest takim typem zawodnika, który musi dobrze wejść w meczu. Jeśli nie trafi swojego pierwszego, drugiego czy trzeciego rzutu, to ciężko jest mu później się odblokować. Doskonale o tym wiedzieliśmy - przyznał Przemysław Frasunkiewicz, który przez długie minuty krył Dylewicza.

Źródło artykułu: