Przed minionym weekendem raczej nikt nie oczekiwał podobnego scenariusza. Wisła nie tak dawno temu bowiem odniosła dwa ważne zwycięstwa w Eurolidze i wszystko wskazywało na to, że podąża we właściwym kierunku. Tymczasem znów dała o sobie znać nierówna dyspozycja. Przez większą część ostatniego pojedynku oglądała plecy rywala, a w końcówce nie zdołała poderwać się do walki. - Zbliżyliśmy się w drugiej połowie na dziewięć punktów, ale nie wykorzystaliśmy okazji, które mogły zniwelować jeszcze bardziej ten dystans. Ciężko wytłumaczyć, dlaczego zagraliśmy tak słabo, zwłaszcza po całkiem dobrych spotkaniach w pucharach - komentował wyraźnie przygnębiony trener Jose Ignacio Hernandez.
Fakt, iż jego kolektyw nie zaprezentował optymalnej dyspozycji jest niezaprzeczalny, ale ukłony jednocześnie należy skierować pod adresem gospodyń. Odkąd przejęły one inicjatywę, walczyły z dużą swobodą i potrafiły tuszować popełniane błędy. - Lider triumfował zasłużenie. Odznaczał się agresywną obroną oraz w miarę niezłą skutecznością w ofensywie - oceniał hiszpański coach.
Liczba celnych rzutów w przypadku miejscowych wcale nie powalała z nóg. Jednak warto wspomnieć o jednym czynniku, który miał duże znaczenie w kontekście ogólnego rozrachunku. Mianowicie zbiórki. Ekipa z województwa Mazowieckiego wygarnęła pod koszem aż jedenaście piłek więcej, konsekwencją czego częściej wchodziła w jej posiadanie.
Osobny aspekt stanowi mentalność. Nikt nie wątpi w wielkie możliwości krakowianek, lecz żeby osiągały one zamierzone cele muszą udowadniać wyższość również w tego typu, teoretycznie mniej prestiżowych konfrontacjach. - Trzeba poprawić nasze nastawienie psychiczne przed kolejnymi starciami. Bez właściwej koncentracji ciężko będzie nam regularnie punktować w polskiej lidze - kończy 43-letni szkoleniowiec.