- To było bardzo wyrównane spotkanie, ale niestety nie przez cały czas. W ostatnich minutach zdecydowanie zabrakło nam sił, co Anwil momentalnie i bezlitośnie wykorzystał - mówił tuż po zakończeniu spotkania w Hali Mistrzów środkowy Energi Czarnych Słupsk, Robert Tomaszek.
31-letni center był jednym z najefektywniejszych graczy słupskiego zespołu od samego początku - doświadczony kapitan doskonale zdawał sobie sprawę, że ze względu na absencję Valdasa Dabkusa to na jego i Yemi Gadri-Nicholsona, barkach spoczywać będzie walka o zbiórki i punkty w polu trzech sekund.
Tym samym To właśnie dzięki postawie Tomaszka, Czarni prowadzili po pierwszej połowie 46:41 - po dwóch kwartach środkowy miał na swoim koncie 14 punktów i cztery zbiórki. - Na początku graliśmy na wysokiej koncentracji, dlatego ten atak był tak skuteczny. Im jednak było bliżej końca spotkania, tym sił brakowało nam coraz bardziej. A gdy sił zabrakło, celność naszych podań spadła, zaczęliśmy popełniać proste straty i ostatecznie przegraliśmy. Na pewno ciężko grało się nam bez dwóch zawodników - tłumaczył Tomaszek.
Jeszcze w 26. minucie meczu Energa Czarni prowadzili 58:55, ale ostatnie kilkanaście minut spotkania przegrali aż 16:29, choć Polak dwoił się i troił na tablicach, notując ostatecznie 19 punktów i 10 zbiórek. - Jak się notuje tyle strat, to nie można wygrać z Anwilem. Jesteśmy profesjonalnymi zawodnikami i nie powinniśmy szukać żadnych wymówek. Nie ma sensu teraz szukać przyczyn tej porażki na siłę, bo gdybyśmy wygrali, nikt o niczym by nie wspominał. Teraz to już jednak nie ważne. Przed nami rewanż za tydzień - dodał środkowy słupszczan.
Żeby awansować dalej, za tydzień w hali Gryfia podopieczni Mariusa Linartasa będą musieli pokonać Anwil różnicą większą niż 12 punktów. W innym przypadku triumfować będą włocławianie.