Czy w Miami jest wszystko w porządku?

Od dawna mówi się o problemach Lakers, którzy mieli być faworytami walki o tytuł. Obrona mistrzostwa może jednak nie być wcale taka łatwa dla samych [tag=801]Miami Heat[/tag], którzy również mają swoje problemy...

Drużyna z Florydy potrzebowała jednego przegranego sezonu, aby wskoczyć na wyższy poziom, zgrać się, dobrać odpowiednie uzupełnienia składu i po drugich rozgrywkach zdobyć mistrzostwo NBA. Od połączenia sił przez Dwyane'a Wade'a, LeBrona Jamesa i Chrisa Bosha, wydawało się, że Żar bez przerwy zalicza progres.

Tak było, jednak co, jeśli okaże się, że ich maksymalny poziom został już osiągnięty? Co stanie się, kiedy Thunder, Lakers, Nets, Knicks będą grać coraz lepiej, a forma mistrzów nie będzie już zwyżkować? Początek tych rozgrywek nie wygląda wcale najlepiej dla drużyny Erika Spoelstry. Bilans 14-5 nam tego nie powie, ale wystarczy spojrzeć na mecz Heat, żeby zobaczyć, że w ich grze brakuje gdzieś tego błysku z poprzedniego sezonu.

LeBron James gra teraz prawdopodobnie najlepszą koszykówkę w swojej karierze. Dwyane Wade miał wrócić wypoczęty i w pełni zdrowy po letnich zabiegach. Wolne od gry dla reprezentacji wziął sobie również Chris Bosh, więc w czym problem? Przecież ekipa z Miami nawet na papierze została wzmocniona. Dodanie do składu Raya Allena i Rasharda Lewisa było perfekcyjnymi ruchami. Najlepszy strzelec w historii NBA wchodzący z ławki oraz mogący grać na pozycji silnego skrzydłowego, świetnie rozciągający grę Rashard Lewis to idealne dodatki dla poprawienia ofensywy mistrzów NBA. Cóż, oby tylko nie wpłynęły za bardzo na LeBrona Jamesa, który w końcówkach meczów znowu zdaje się bardziej ufać swoim kolegom niż sobie.

A jednak o czymś zapomniano... czegoś brakuje. Pierwsza i najważniejsza kwestia, to obrona. Heat błyszczeli w niej w playoffach, kiedy byli zmotywowani i egzekwowali ją bardzo dobrze w sezonie zasadniczym. Rok temu ich rywale zdobywali średnio 94,6 punktu na mecz, czyli o 5 punktów mniej niż w tych rozgrywkach. Wpłynęło to na spadek drużyny w rankingu defensywnym aż o 15 pozycji (!). Wynik nie pokazuje jednak tego, co widać na parkiecie. Ospałe przesuwanie się zawodników ze strony silnej na słabą, bronienie "na radar" i wyraźnie spowolniony powrót do obrony. Brakuje też tych szalonych piątek, w których Heat potrafili na każdego lepszego zawodnika rywali wystawić świetnego obrońcę. Zdarzało się przecież, że LeBron James w meczu z Bostonem bronił Rajona Rondo, aby dzień później w starciu z Lakers wypychać spod kosza Pau Gasola. Podobnie z Dwyane'em Wade'em i Chrisem Boshem. Pogorszenie defensywy sprawia, przynajmniej dla mnie, że Heat, poza swobodną grą ofensywną (bez presji) LeBrona James, są drużyną dużo mniej zachęcającą do oglądania.

Poza tym wciąż istnieje groźba kontuzji i strach o formę Dwyane'a Wade'a, który w styczniu skończy 31 lat. Obrońca gra w tym sezonie wyjątkowo nierówno, a na twitterze po jego słabszych meczach pojawiają się już nawet wpisy: - No cóż, nie każdy się ładnie starzeje. Szkoda jednak, że tak wcześnie... - "D-Wade" zaliczył regres w każdej z trzech najpopularniejszych statystyk (punkty, zbiórki, asysty), mimo tego, że na parkiecie spędza więcej czasu, niż w poprzednich rozgrywkach. Jak ważna jest dobra forma Wade'a dla wyników zespołu najlepiej ukazuje statystyka punktów zdobywanych przez niego w meczach, w których Heat zaliczają zwycięstwa, w zestawieniu z porażkami.

W przegranych Wade zalicza jedynie 13,8 punktu na mecz, zaś kiedy jest w formie i zdecydowanie bardziej pomaga swojej drużynie, notując przeciętnie 21,1 punktu, Heat z łatwością wygrywają. Należy sobie zadać pytanie, czy Dwyane Wade zdoła powrócić do równej i wysokiej formy na playoffy, czy może jego karierze zaczyna się już robić bliżej do końca niż do początku?

Do tego coraz lepsi stają się wspomniani już Thunder, którzy mogą jeszcze zrobić jakiś świetny transfer - mówi się o chęci pozyskania Andersona Varejao z Cleveland Cavaliers. Powoli, małymi kroczkami w dobrym kierunku idą też Los Angeles Lakers. New York Knicks grają aktualnie najciekawszą koszykówkę w całej lidze i są chyba jej największym zaskoczeniem. Silni i coraz lepiej zgrani są również Brooklyn Nets, a ostatniego słowa nie powiedzieli jeszcze San Antonio Spurs. Do zdrowia wraca też Derrick Rose, a więc przy odrobinie szczęścia i oni mogą namieszać na wschodzie. Po drugiej stronie kraju są też nieco zapomnieni Los Angeles Clippers ze świetną ławką rezerwowych.

Godnych rywali nie brakuje, a w Miami już mówi się o planie ewakuacyjnym. Ucieczką z dołka miałoby być podpisanie dobrego obrońcy na pozycji 1/2, potrafiącego wykreować pozycję zarówno dla siebie jak i kolegów, a także potrafiącego rzucać za trzy. Na celowniku Heat znalazł się ponoć Delonte West. Jego pozyskanie byłoby jednak sporym ryzykiem dla drużyny. Na taki ruch Żar zdecyduje się pewnie dopiero w naprawdę sporym kryzysie. Pat Riley nie zaryzykuje przecież dobrej chemii w drużynie i formy LeBrona Jamesa, dla pozyskania wątpliwie efektywnego Westa z jego problemami psychicznymi oraz sztucznie uciszanym jeszcze w Cleveland konfliktem z "LBJ".

Jeśli okaże się, że Miami Heat już rok temu sięgnęli maksimum swoich możliwości to wszyscy będziemy zdziwienie. Wiemy jednak, jak mimo mody na superdrużyny, NBA jest wciąż bardzo wyrównaną ligą. Przede wszystkim koszykówka jest jednak sportem, a więc zawsze może nas zaskoczyć.

Źródło artykułu: