Święta poczekają, najpierw praca - rozmowa z Justyną Żurowską, zawodniczką Wisły Kraków

W sobotę krakowska Wisła jako pierwsza drużyna w tym sezonie pokonała Artego Bydgoszcz. Teraz czeka ją jeszcze równie ważny pojedynek z Uni Gyor, który zakończy tegoroczne zmagania.

Adam Popek: Meczowi w Bydgoszczy towarzyszyła wysoka ranga. Wam udało się uzyskać satysfakcjonujący rezultat, choć musisz przyznać, że łatwo nie było.

Justyna Żurowska: Tak. W sporcie nigdy nie jest się pewnym zwycięstwa. Zawsze istnieje wiele różnych czynników, które gdzieś tam oddziałują na całokształt. Niemniej w naszych szeregach panowała duża mobilizacja. Chciałyśmy bardzo wygrać, gdyż potknięcie w Pruszkowie przed kilkunastoma dniami skomplikowało sytuację. Cóż, cieszymy się, iż wywalczyłyśmy komplet punktów.

W pierwszej połowie gospodynie zaskakiwały szybkim atakiem i głównie przez to znajdowałyście się w gorszym położeniu.

- Fakt, lecz nie uciekły jakoś daleko. Samo spotkanie my rozpoczęłyśmy lepiej. Potem rzeczywiście karta się odwróciła, choć gdyby nie rzut trzypunktowy bydgoszczanek z końcówki drugiej kwarty długą przerwę spędziłybyśmy prawdopodobnie ze skromną zaliczką. Jednak tak się nie stało, co tylko pobudziło nas do dalszej walki.

Efektem tego po zmianie stron zacieśniłyście obronę, czym zyskałyście ponowne prowadzenie.

- Strefa postawiona w trzeciej "ćwiartce" okazała się strzałem w dziesiątkę. Defensywa od tamtej chwili funkcjonowała w zupełnie inny sposób. Wypracowałyśmy dziesięć "oczek" dystansu, który co prawda jeszcze roztrwoniłyśmy, lecz koniec końców finisz był szczęśliwy dla Białej Gwiazdy.

Justyna Żurowska i cały małopolski kolektyw miał w Bydgoszczy ciężką przeprawę, ale zwyciężył
Justyna Żurowska i cały małopolski kolektyw miał w Bydgoszczy ciężką przeprawę, ale zwyciężył

Osobną kwestię stanowi atak. Opierając poczynania o Tinę Charles przeciwnik właściwie koncentrował krycie wokół niej. Dopiero gdy z dystansu wystrzeliła Anke DeMondt rywalki "rozciągnęły" tylną formację i zyskałyście więcej wolnej przestrzeni.

- Owszem, tylko Tina nawet będąc potrajana trafiała (śmiech). Nie ukrywajmy, jest graczem doskonałym i również w takich okolicznościach sobie radzi. Pewnie jeśli więcej piłek oddałaby do zawodniczek obwodowych, wówczas liczba rzutów z dalszych odległości zwiększyłaby się.

Najlepiej połączyć oba te aspekty.

- Dokładnie. Choć jeżeli zdobywa punkty, niech działa śmiało. Jej skuteczność naprawdę budzi uznanie.

Przed świętami odbędziecie jedną potyczka w Eurolidze z Uni Gyor. Przypuszczam, że ciężko o koncentrację.

- Nie, myślę, że nie chodzi o skupienie. Raczej w grę wchodzą trudności logistyczne. Węgry są kawałek oddalone od Krakowa, więc spędzimy parę ładnych godzin w autobusie. A po powrocie z Bydgoszczy do wspomnianej eskapady pozostanie zaledwie trzy dni. Dlatego też uważam, iż zwłaszcza to będzie męczące. Podróż samolotem nie zabiera tyle czasu, a poza tym człowiek pochodzi po lotnisku, poogląda ubrania, perfumy (śmiech). W autokarze niestety trzeba spędzić większą część dnia.

Mówiąc kolokwialnie nogi robią się ciężkie.

- Właśnie. Co poradzić, należy zrobić swoje nie myśląc zanadto o otoczce.

W tym wypadku stawka również będzie wysoka. Wobec trzech początkowych porażek wciąż de facto bijecie się o korzystny bilans w grupie. Ewentualny triumf sprawi, iż ogólny bilans wyniesie 5-3.

- Z takim nastawieniem tam jedziemy. Nie ma żadnych wymówek. Mamy świadomość powagi celów, także święta poczekają. Najpierw praca.

Źródło artykułu: