Pierwsze minuty dla Białej Gwiazdy nie były najlepsze. Niby objęła szybko prowadzenie po trafieniu Justyny Żurowskiej, ale zaraz potem Węgierki złapały wiatr w żagle i odskoczyły na siedem "oczek". Te wydarzenia należało potraktować jako sygnał, iż gospodynie nie zastosują żadnej taryfy ulgowej. Mało tego, bez skrupułów wykorzystywały każdy błąd w ustawieniu defensywnym krakowianek, w związku z czym musiały one zareagować, jeśli celem pozostawało końcowe zwycięstwo.
Ku uciesze grupy fanów z Polski, tak właśnie się stało. Wspomniana Żurowska, która notabene świetnie weszła w spotkanie oraz Anke De Mondt z nawiązką odrobiły straty i w pewnym momencie ich team wygrywał 15:11. Co istotne, potrafił doprowadzić do takiego stanu bez większego wsparcia Tiny Charles. Amerykanka tradycyjnie starała się brylować pod koszem oraz w okolicach 3-4 metra, lecz raziła nieskutecznością. Pozytywną kartę zapisała za to Dora Horti. 25-latka ewidentnie dobrze czuła się we własnej ojczyźnie i wykonywała mnóstwo solidnej roboty w obu formacjach.
Jednak miejscowe nie odpuszczały. Ambitnie szukały sposobu na przechytrzenie wiślaczek i wreszcie dopięły swego. W roli głównej wystąpiły Cheryl Chegog, a także Natalie Hurst. Obie koszykarki pożytkowały zdecydowaną większość otrzymanych piłek, co bardzo ucieszyło szkoleniowca Uni Akosa Fuzy'ego. Zresztą wynik 28:24 jaki brzmiał w połowie drugiej "ćwiartki" mówił sam za siebie.
Przed finiszem tej partii ekipa spod Wawelu przyspieszyła z nadzieją, iż uzyska przynajmniej remis. Uaktywniła się nawet będąca dotąd w cieniu koleżanek Charles. I prawdą jest, że pożądany efekt prawdopodobnie zostałby osiągnięty, tylko wciąż obecne błędy w obronie zaprzepaściły szansę, więc w nieco lepszych humorach odpoczywały zawodniczki z Gyor.
W następnej odsłonie ku zmartwieniu osób związanych z małopolskim klubem wrzuciły one wyższy bieg. Znacznie ożywiły grę i nic nie robiły sobie z całej otoczki, a zwłaszcza asysty przeciwniczek. Działo się tak dlatego, iż niemal każda z ich zagrywek taktycznych kończyła się celnym rzutem, głównie z dystansu. W ten sposób błyskawicznie rozmontowały Wisłę oraz oddaliły ją od upragnionego triumfu. Polski zespół chciał odpowiedzieć opierając ciężar o swoją znakomitą center, tyle że MVP ligi WNBA ciężko przychodziło znalezienie wolnej przestrzeni. Pozostałe dziewczyny również dopadła indolencja. W ciągu dziesięciu minut powiększyły swój dorobek raptem o dziewięć punktów. Osobną kwestią pozostawał szwankujący element zbiórki. Wszystko to znajdywało negatywne przełożenie w ogólnych rozrachunku i decydująca batalia rozpoczęła się od stanu 59:47.
Węgierski czempion widząc nadarzającą się okazję nie oddał inicjatywy. Ogromny zapał jakim emanował pozwolił mu w pełni kontrolować sytuację i praktycznie około pięć minut przed zakończeniem zmagań jasnym się stało, że złoty medalista FGE nie spędzi świąt w sielankowej atmosferze. W ogóle nie dawał rady zastopować szalejącego duetu Natalie Hurst - Ieva Kublina. Po przeciwnej stronie boiska też odznaczał się dużą bezradnością i w konsekwencji przyszło mu uznać wyższość oponenta. Wynik finałowy nie mógł zadowolić nikogo z obozu gości.
Uni Györ - Wisła Can Pack Kraków 83:67 (18:19, 22:19, 19:9, 24:20)
Uni: Natalie Hurst 21, Ieva Kublina 15, Anna Lakloth 12, Nora Nagy-Bujdoso 9, Chalysa Shegog 8, Krisztina Raksanyi 7, Rita Rasheed 5, Zsofia Simon 4, Gyorgyi Ori 2.
Wisła Can Pack: Tina Charles 18, Justyna Żurowska 16, Dora Horti 10, Anke DeMondt 9, Alana Beard 7, Katarzyna Krężel 5, Cristina Ouvina 2, Paulina Pawlak 0.