Michał Fałkowski: Klasa mistrza i magia Urlepa

Nie meczem Anwilu z Asseco Prokomem, ale debiutem Andreja Urlepa na polskich parkietach w roli pierwszego trenera Energi Czarnych pasjonowała się koszykarska Polska w miniony weekend.

Gdy trener Milija Bogicević przejął stery w Anwilu Włocławek, z miejsca odmienił zespół ”Rottweilerów”, który wygrał pięć meczów z rzędu. Jednym z pokonanych był wówczas mistrz Polski, Asseco Prokom Gdynia. Włocławianie pokonali czempiona w jego hali 75:72, a że ostatnio również zanotowali serię kilku zwycięstw, mogli być pełni nadziei przed kolejnym starciem z gdyńską ekipą.

Niestety, jak się okazało - historia lubi się powtarzać. Poprzednią serię włocławian przerwali, po pięciu kolejnych zwycięstwach, koszykarze AZS Koszalin. W sobotę natomiast na przedłużenie serii do sześciu wygranych nie pozwolili właśnie koszykarze Asseco Prokomu Gdynia.

Tym tekstem rozpocząłem relację z sobotniego spotkania Anwilu z Asseco Prokomem. Cholera, niefortunnie musiałem przypomnieć sobie o tych pięciu wygranych przystopowanych przez AZS w trakcie meczu i ta myśl nie opuszczała mnie już do samego końca, aż wreszcie z wielkim "bum!" urealniła się pod koniec dzięki trafieniom Łukasza Koszarka i Przemysława Zamojskiego.

Czy jestem przesądny? Na pewien sposób pewnie każdy z nas jest przesądny, więc... a co! Jestem! Zresztą, obracam się w kręgu takich ludzi, których przesądy się drugą naturą. Tak jest. Koszykarze (ogółem sportowcy) to grupa zawodowa, którą charakteryzuje spora doza "przesądności".

Pierwszy z brzegu przykład z Włocławka i Jeffa Nordgaarda stukający pięścią w stolik sędziowski przed każdym wejściem na parkiet. Albo Joe Crispin grający z wypisanym imieniem swojej żony na sznurowadłach. Mało? To może przekona was Andrzej Kowalczyk, który, gdy w dniu meczu zobaczył zakonnicę, musiał KONIECZNIE zobaczyć drugą, bo jedna przynosi pecha, a co więcej, z pewnością przyniesie porażkę. Nie mówiąc już o Andreju Urlepie, któremu swego czasu na treningach i przed meczami towarzyszył niejaki mag/czarodziej/kaznodzieja zaklinający kosze...

***

A wspominając Urlepa, bo przecież koszykarska Polska nie żyła meczem Anwilu z Asseco Prokomem, a przede wszystkim (również dzięki transmisji w telewizji) ponownym debiutem Słoweńca na polskich parkietach. I jak się okazało, debiutem na ławce Energi Czarnych wyjątkowo udanym. Na tyle udanym, że słowa "czarodziej", "magia" czy "odmienił" zaczęły pojawiać się w każdej relacji.

Magia? Urlep czarodziej? Oczywiście, wielokrotny mistrz Polski ma w sobie tę iskrę, coś takiego niedającego się uchwycić w jakiś schemat, ale żeby od razu odmienił zespół? Nie przesadzajmy. Jeśli ktoś odmienił jakiś zespół to na pewno Milija Bogicević odmienił Anwil, Andrzej Adamekw końcu poukładał grę Asseco Prokomu, czyli też odmienił oblicze drużyny. Nawet Mindaugas Budzinauskas również zmienił funkcjonowanie Polpharmy. A Urlep? Urlep wygrał tylko jeden mecz. W pięknym stylu, ale to nadal jest jeden mecz.

Nie sądzę jednak by wynikało to z samego faktu pojawienia się Słoweńca na ławce trenerskiej. Oczywiście, znając go zdaję sobie sprawę, że jak zwykle postawił swoim graczom piękne ultimatum "albo zostajecie i trenujecie oraz gracie według moich reguł, albo droga wolna", ale zwycięstwo to nie tylko jego zasługa. To również, a może przede wszystkim, zasługa samych koszykarzy Czarnych.

- Nasz nowy trener niczym za pomocą czarodziejskiej różdżki odmienił naszą grę, szczególnie w defensywie. Wiedzieliśmy, co mamy dokładnie grać i to przełożyło się na wynik -
 rozpływał się w zachwytach Roderick Trice. To oczywiście wersja piękna, gładka i przyjemna - dla mediów. A mniej oficjalna jest inna. - Mieliśmy dość poprzedniego trenera. Relacje między nami a nim były już na tyle napięte, że ciężko było coś osiągnąć - powiedział mi w prywatnej rozmowie jeden z graczy, zastrzegając przy tym, niestety, swoją anonimowość. Jak zwykle w takich sytuacjach zresztą...

Niemniej Urlep z impetem zameldował się reszcie klubów TBL: Jestem, mam dobry zespół i można zacząć nas się bać, a ciężką przeprawę będzie miał ten, kto trafi na nas w play-offBo w to, że słupszczanie zagrają w play-off już nikt nie wątpi. Tak samo jak w to, że zespół rzeczywiście ma potencjał. Gdyby go nie było, nie byłoby również świetnej passy z pierwszej części sezonu.

***

PS
. Przegrać z Asseco Prokomem to jednak nie żaden wstyd, w co może wątpić połowa Włocławka. W sobotę jednak różnica między zwykłym ligowym zespołem a zespołem, który ma doświadczenie z Euroligi była aż nadto widoczna. Chociażby w stawianych zasłonach, zagęszczaniu strefy podkoszowej i dzieleniu się piłką. Koszykarskie detale, stanowiące o całości. Jak to mówią, diabeł tkwi w szczegółach.

W Anwilu diabelski to był co najwyżej Tony Weeden, ale chyba nie o taką "diabelskość" wszystkim chodziło.

PS 2
. Mimo wszystko, nadal podtrzymuję swoje wcześniejsze zdanie, że APG nie zdobędzie 10. tytułu mistrzowskiego.

Komentarze (0)