28:10 - taki rezultat widniał na tablicy wyników po pierwszej kwarcie finałowej potyczki ViaSMS.pl Cup, w którym CCC Polkowice pokonało Wisłę Can Pack Kraków. Taki falstart nie mógł pozostać bez znaczenia dla końcowego rozstrzygnięcia.
- Każdy zdaje sobie z tego sprawę, w jak tragiczny sposób rozpoczęłyśmy to finałowe spotkanie - komentuje Paulina Pawlak, kapitan Białej Gwiazdy. - Nie możemy tak rozpoczynać meczów, zwłaszcza przeciwko tak dobrej drużynie, jaką jest CCC Polkowice. To dobra i agresywnie grająca drużyna.
Co się stało? Dlaczego krakowianki nie "weszły" w mecz równo z jego rozpoczęciem? - To jest dobre pytanie, na które nie znam odpowiedzi. Nie wiem skąd wziął się tak tragiczny początek. Wiedziałyśmy doskonale o co gramy, o jaką stawkę toczy się rywalizacja. Na pewno też nie zlekceważyłyśmy rywalek. Po prostu nie wiem co się stało - mówi.
Pomimo straty wahającej się na poziomie 20 punktów, w czwartej kwarcie meczu krakowianki zdołały "wrócić". Wkład w to miała tak Pawlak, która zdobyła 7 punktów, jak Tina Charles , która tradycyjnie była najskuteczniejsza. Największą rolę odegrała jednak Erin Phillips i jej festiwal "trójek", który doprowadził do wyniku 67:63.
Wtedy też Australijka otrzymała piłkę w narożniku i złożyła się do czwartego z rzędu celnego rzutu zza łuku, jednak piłka będąc już niemal w koszu poodbijała się od obręczy i wypadła. Ten moment z pewnością mógł ostatecznie "złamać" Pomarańczowe.
- Po takim fatalnym początku ciężko było wygrać. Poprawiłyśmy jednak znacznie defensywę i udało się mocno zbliżyć do rywalek. Więcej jednak nie byłyśmy w stanie zrobić, a wygrał zespół lepszy - zakończyła Pawlak.
Pucharu Polski krakowianki zatem nie obroniły, ale pozostają w walce o obronę mistrzowskiego tytułu. Jak na razie w pierwszej rundzie play off Wisła Can Pack prowadzi z KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski 2:0 i brakuje jej tylko jednej wygranej, aby znaleźć się w półfinale.