Z jednej strony Miami Heat, którzy nadspodziewanie długo męczyli się z Indianą Pacers i dopiero siódmy mecz rozstrzygnął o awansie obrońców tytułu. Z drugiej "staruszkowie" z San Antonio Spurs, którzy kapitalnie spisują się w play off i pokonują kolejnych rywali bez większych problemów. Ostatnio Memphis Grizzlies aż 4:0.
W sezonie zasadniczym Heat i Spurs grali ze sobą dwukrotnie. Dwukrotnie zwyciężali obrońcy tytułu, choć nieznacznie - 105:100 i 88:86. Co ciekawe, w drugim spotkaniu w barwach Miami nie zagrali LeBron James i Dwyane Wade.
W finale najwięcej będzie zależało od liderów obu zespołów, ale także od postawy całej drużyny. Kiedy w finale Wschodu zawodzili Wade i Bosh, Żar przegrywał z Pacers. Z kolei w finale Zachodu kapitalnie spisywali się zmiennicy w ekipie Ostróg, dzięki czemu Gregg Popovich mógł spokojnie patrzyć na poczynania swoich podopiecznych.
Wydaje się, że kluczową kwestią będzie defensywa. Ten element dał Pacers wielką przewagę nad Heat. Obrona Spurs (Duncan, Splitter) może sprawić wysokim Heat podobne problemy, co może stanowić jeden z najważniejszych elementów tej serii.
Heat muszą również znaleźć receptę na niesamowitego Tony'ego Parkera, który w play off rzuca średnio 23 punkty i rozdaje ponad siedem asyst w każdym meczu. Kto będzie odpowiedzialny za krycie genialnego Francuza? Być może zajmie się tym sam James, a na pewno będzie delegowany do pilnowania "TP" w najważniejszych momentach spotkania.
Tegoroczne finały będą wyjątkowe szczególnie dla Jamesa, który w 2007 roku w barwach Clevelend Cavaliers dostał srogie lanie od Spurs. Ostrogi wygrały pewnie wszystkie cztery spotkania i sięgnęły po tytuł. "LBJ" dobrze pamięta tamten czas i pała żądzą rewanżu.
- Nigdy tego nie zapomnę. Pokonali nas na naszym parkiecie, a potem w naszej hali fetowali mistrzostwo - wspominał James.
Eksperci poczytnego serwisu ESPN stawiają na zwycięstwo Heat. 13 z nich typuje na mistrza Miami, pięciu wskazuje Spurs. Co ciekawe, wszyscy z nich przewidują rozstrzygnięcia w sześciu lub siedmiu spotkaniach.